Przejdź do głównej zawartości

Pasowanie na ucznia!

     W końcu, w końcu nadszedł TEN dzień - dzień w którym Ksawery został pasowany na ucznia. Przyznam się szczerze, że po zakupie domku bałam się - czy załapiemy się na pasowanie w którejś szkole! Takie myśli błądziły po mojej głowie, że może minie go pasowanie w jednej i drugiej szkole przez przeprowadzkę! Ale na całe szczęście to tylko moje głupie obawy były i nie sprawdziły się! Bo pasowanie mamy tu jeszcze, w obecnej szkole zaliczone! 

 
            Tutaj synek przed wyjściem z domu:) 

     Dzieci z klasy Ksawka zbierały się przed szkołą, a potem pieszo wyruszyli wszyscy - bo i rodzice szli oczywiście, do kina w naszej miejscowości - tam właśnie odbywało się pasowanie. Całe szczęście, że na pasowaniu była tylko połowa pierwszych klas z naszej szkoły, bo ogólnie jest ich u nas 9, a na tym pasowaniu było 5 klas pierwszych (e, f, g, h, i). Każda klasa dostała inny kolor biretów - czyli czapek, które dostali na to wielkie wydarzenie. 


     Dzieci zajęły swoje miejsca wyznaczone, reszta wolnych miejsc była dla rodziców, rodzeństwa, dziadków i innych gości. Ogólnie - mnóstwo ludzi! Ja byłam z Patrykiem, który pomagał pstrykać fotki starszemu bratu. W końcu mama i tak miała ręce pełne roboty, bo cykałam fotki, nakręcałam - a przynajmniej starałam się nakręcić trochę uroczystości kamerą, do tego pilnowałam młodszej latorośli, która zaczęła się szybko nudzić i marudzić. Ach... Jednak ogólnie było super:) Dosyć emocjonujący moment w życiu zarówno synka, jak i rodziców. Oj wielu mamusiom łezki spłynęły po policzkach. Ja nie miałam na to czasu, bo chciałam jak najwięcej nacykać fotek, jak najwięcej nakręcić, to nie miałam czasu na łzy. Ale na radość czas był! Dlatego cieszyłam się i byłam oraz jestem dumna z mojego pierworodnego. Bo już jest po ślubowaniu i jest już teraz UCZNIEM SZKOŁY PODSTAWOWEJ. 


     Po całej pięknej uroczystości, wszyscy przenieśliśmy się do szkoły, każdy do swojej klasy. A tam na naszych już zaślubowanych uczniów czekał poczęstunek - słodkości, kanapeczki, owoce, napoje - aż za dużo tego. Ale dzieci miały radochę. Nawet Patryś załapał się na słodkości - też był zadowolony. A po wyżerce czas na kilka fotek w klasie i do domku.



  
    A tutaj jeszcze w drodze do domku i w domku.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo