Przejdź do głównej zawartości

Szaszłykomania.

      Moje dzieciaki uwielbiają szaszłyki. Parę razy pomagali mi zrobić szaszłyki na obiad. Oczywiście to nie było tak, że mama wszystkie produkty przygotowała, pokroiła, doprawiła i nadziała. O nie! Chłopcy kroili paprykę, ogórki, cukinię czy cosik innego. Przeważnie mięso i cebulę zostawiam sobie do pokrojenia. Potem jest mnóstwo zabawy z nadziewaniem na patyki tego wszystkiego i doprawianiem. Smażenie oczywiście pozostaje znów dla mamy - z wiadomych przyczyn - dzieci jeszcze za małe, żeby same mogły smażyć. A podczas jedzenia to już w ogóle mega radocha:) Tym bardziej, jak zjadają te szaszłyki, które sami zrobili:)

    I tak tym moim chłopcom zachciewało się szaszłyków, że jednego wieczorka chcieli robić je na kolację! Pech, bo akurat żadnego mięsa w domku nie miałam - a teraz mieszkając na wsi nie mam supermarketów pod ręką, żeby w każdej chwili wyskoczyć na zakupy. Brakowało mi też innych składników na szaszłyki, a dzieci upierały się, że chcą szaszłyki zjeść! I co miałam zrobić? Wymyśliłam więc inne szaszłyki - podane na zimno. Bez jakiejkolwiek obróbki cieplnej:)

Przygotowałam takie składniki:



Jak widać jest świeży ogórek, pomidor, cebulka i parówki.Jednak dzieci chciały jeszcze jeden składnik dodatkowo - ser. 


No to dobra matka dokroiła kilka plasterków żółtego sera.  Potem zaczęłam nadziewać widoczne na fociach produkty na patyczki i oczywiście chłopcy też chcieli robić szaszłyczki.



Ksawek dzielnie natykał wszystko na patyki, za to Patryś podjadał nam nasze produkty, hi, hi:)
Za to chętnie Patryk pozował do zdjęć z Ksawkiem i szaszłykami:)



Zjedli zadowoleni wszystko - a najśmieszniejsze było to, że cały żółty ser zjadła mama, bo chłopcom jednak on nie smakował:) Chociaż na małe co nieco się załapałam :) A! Dodam, że cebula była świeża, dosyć ostra, choć za dużo starałam się, żeby chłopcy nie mieli jej an patykach, bo mogli by nie dać rady jej zjeść. Ale zjedli:) Zjedli wszystko:) Moje Kochane łasuchy:)

Komentarze

  1. moje chłopaki wolą takie z prawdziwym mięchem:D i z grilla najlepiej:D szczególnie Fil ;) wprawdzie ogórem też sie pocieszy ale mięcho.. to jest to.. o albo kiełbacha:) i to taka Wiesz.. im bardziej wędzona (czyt. śmierdząca) tym lepsza;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba sobie radzić :) Grunt że smakowało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Monia moi też uwielbiają szaszłyczki z mięchem, ale nie miałam w domku, więc zrobiłam im takie:) Czasem trzeba poimprowizować;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szaszłyki bardzo lubię :)
    A co do daty przecież widnieje do 30.11.2013 rozdanie - gdzie jest błąd o którym wspomniałaś?? :) Proszę powiedz bo ja nie widzę nigdzie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo