Przejdź do głównej zawartości

Wkurzona matka kontra łobuzy!

     Jeszcze szargają mną nerwy! No żeby tak cały weekend denerwować się, niedzielną nockę zamiast grzecznie spać to rozmyślać co i komu powiem, a od samego poniedziałkowego poranka denerwować się jak uczeń przed sprawdzianem! Ach - cudnie zapowiada się tydzień!

     No dobra, wyrwałam się jak Filip z konopi, chyba czas zacząć od początku. To że od kilku m-cy mieszkamy w nowej miejscowości, to już wiecie, Ksawek musiał od listopada zmienić szkołę i kolegów. Do tamtych kolegów też przyzwyczajał się, ale miał to szczęście, że od początku w klasie był jeden kolega i 2 koleżanki, z którymi był razem w zerówce. Było mu łatwiej. Tu, w nowej szkole nikogo nie znał, a wiadomo, że tutejsze dzieci się już zaadoptowały spędzając razem czas od pierwszych chwil w zerówce. Czyli znają się od ponad roku, a może nawet i dłużej, jeśli są sąsiadami. Bo pech u nas jest też taki, że wokół nas są sąsiedzi, ale nikt z klasy mojego synka, nie mieszka w pobliżu. Są starsze i młodsze dzieci. 

     Wiecie jak to jest, jak NOWY UCZEŃ dojdzie w trakcie roku szkolnego? Ja wiem, bo sama zaczynałam zerówkę nie od 1 września, ale od któregoś października. Dlaczego? Hm... tak wyszło:) Może kiedyś o tym Wam opowiem, ale nie teraz. Wygląda to tak, że wchodzisz do klasy, gdzie każdy każde już zna, a Ty nikogo, ani tych kolegów i koleżanek, ani tej nowej pani! Mało tego, do szkoły, do której teraz chodzi Ksawek chodzą zarówno dzieci z zerówki, ale także dzieci z podstawówki i gimnazjum. Czyli 3 w 1. Na przerwy wychodzą wszyscy razem na korytarz. Na początku, kilka tygodni było ok. Potem synio zaczął coś tam bąkać, że a to jeden chłopak go popchnął, a to go tam obraził, czy znów coś innego. Ale ciągle mówiłam mu, że jest nowy, a reszta dzieci już się zna i teraz chcą i jego poznać, a chłopcy jak to chłopcy, chcą może zobaczyć, na ile mogą sobie pozwolić z NOWYM. Skąd ja mogę wiedzieć jak się chłopcy zachowują? Jestem tej drugiej płci, ale z tego co sama obserwowałam podczas chodzenia do szkoły - i to niejednej, zauważyłam, że chłopaki to jednak na nową koleżankę inaczej reagują, a na nowego kolegę też inaczej. W zimie czasem Ksawek wracał z mokrą czapką lub workiem na buty. Kiedy pytałam się dlaczego ma mokrą czapę lub worek, mówił, że znów starsi koledzy jak czekali za autobusem ( bo tak jak mój synek, tak i część uczniów dojeżdża autobusem do i z szkoły), to mu zabrali czapę lub worek z butami i rzucali sobie lub wrzucali specjalnie do zaspy śniegu. Hm... może powinnam już wtedy zainterweniować, ale ciągle tłumaczyłam synkowi, żeby się nie dał, jak co, to ma wołać panią lub pana, bo zawsze z nimi jest podobno ktoś z dorosłych, a jak to nic nie pomorze, to mama pójdzie do szkoły. Ale potem zwykle miał kilka dni spokoju. Więc i mama odpuszczała wizytę w szkole. Potem znów coś się zdarzało, a to napój mu z plecaka zabrali i rzucali sobie nim, a to znów w szatni przeszkadzali mu się ubrać i znów coś zabierali do rzucania. W końcu on już też lepiej znał trochę uczniów i zaczął po imieniu mówić - kto mu się psoci. I tym sposobem dowiedziałam się, że jeden z chłopców jest w 6 klasie i on ma starszych pomocników z gimnazjum! A to ciekawe, że młodszy dyryguje starszymi. Ale posłuchałam od synka jeszcze kilka innych epizodów, trochę więcej tacie zdradził podczas męskiej rozmowy - oj powiem, ze nie liczyłam się z tym, ze aż tyle się tego uzbiera. 

     Jednak w ubiegły piątek wkurzyłam się an maksa! Jak to się mówi - czara ognia się przelała! Czekałam na synka na przystanku i kiedy synek wyszedł z autobusu zapłakany byłam zszokowana, wystraszona, zmartwiona. No sama nie wiem, co wtedy jeszcze poczułam. Od razu, jeszcze jak autobus stał, to chciałam dowiedzieć się co się wydarzyło, ale tylko płakał i pokazywał, ze jedno ranię łącznie z łopatką go bolą. No to wzięłam od niego plecak i szliśmy powoli do domku. Dopiero w domku powiedział, że boli go to ramią i łopatka, no i głowa. Kiedy dopytywałam się od czego go to wszystko boli, to powiedział, że w autobusie siedział z tym chłopcem z 6 klasy i jak tylko dosiadł się do niego, to zaraz z boku drugiego usiadł starszy chłopak z gimnazjum. No i zaczęli pchać się an niego - wiecie Ksawek siedział pośrodku i oni go zgniatali z obu stron. No to powiedziałam, ze maił wołać panią, bo przecież zawsze ktoś dorosły jeździ z nimi autobusem, to mi powiedział, ze tak mocno go ściskali, że nie mógł oddechu złapać! .............................. Jak już uspokoiłam się, to synio leżał w łóżku i dochodził do siebie, wstał może po godzinie i powiedział, że już go nic nie boli. Ulżyło mi! Ale nie do końca, bo sobie myślałam nad tym, żebym tylko wytrzymała do poniedziałku, bo muszę to od razu zgłosić w szkole! Skoro w piątek dzieci się już rozjechały do domów, a ja nawet nie wiem gdzie kto mieszka, to i tak nie ma sensu myśleć nad wizytą u rodziców tych łobuzów. U nas autobus dowozi dzieci z kilku różnych miejscowości. Ksawek cały weekend żalił się na tych chłopaków, trochę na kolegów z klasy też, bo podobno niechętnie się z nim bawią na przerwach - nie wiem dlaczego, ale mówi, że oni wolą się bawić w swoim gronie, a jeden jeszcze nazywa Ksawka czasem ŚWINIĄ. Chciałam i o tym dziś wspomnieć, ale jakoś wyleciało mi to z głowy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze! Nadrobię to może nawet na wywiadówce, wtedy będzie szansa, że od razu mama tego chłopca usłyszy, jak jej synek mówi do mojego! No i parę razy wspomniał, że chciałby zmienić szkołę! No ale z tym to nie da rady i już mu to tłumaczyłam. Oby zrozumiał, ze to nie takie proste!

     Skupiłam się jednak bardziej na tych starszych łobuzach. Rano sama odwiozłam Ksawka do szkoły i zaczekałam pod klasą na wychowawczynię. Ledwie zaczęłam mówić o co mi chodzi, pani poprosiła o chwilę i zawołała do nas panią pedagog. Przy obu paniach wyjaśniłam co się wydarzyło w piątek w autobusie, no i co mnie denerwuje z tą trójką starszych łobuzów! Przejęła mnie pani pedagog i zrobiłyśmy małą rundkę po szkole. Najpierw do klasy tego 6-klasisty. Ten trochę się przyznał, ale nie do wszystkiego, przy okazji wydał nie 2 a 3 inne imiona kolegów co to niby się mojemu pierworodnemu psocili. A więc po rozmowie z nim, poszłyśmy do następnej klasy, z niej wyszedł chłopiec z 3 klasy gimnazjum. Ten też trochę się przyznał, ale nie do wszystkiego, zwalał na kolegów, że to oni, nie on i takie tam. Następnie pani pedagog z jeszcze innej klasy, chyba z 1 gimnazjum poprosiła 2 następnych chłopców, ale dołączył jeszcze jeden, bo koledzy go wsypali! Wiecie, aż śmiać mi się chciało, że tak jeden drugiego wsypuje! A Ksawek wspominał tylko tych 3. Czasem mówił, że inni też mu się psocą, ale ta trójka była najgorsza! No i tym sposobem rozmowa z 5 chłopców, obietnica pani pedagog, że będzie miała ich na oku i sobie jeszcze z nimi porozmawia na osobności. Poza tym poprosiła mnie, abym powiedziała Ksawkowi, że jakby nie daj Boże oni jeszcze coś mu mówili czy zrobili, ma od razu iść do niej, do pani pedagog i ona to załatwi! 

     Wyszłam ze szkoły zdenerwowana, zła, bo najchętniej zamiast słuchać jak pani pedagog rozmawia po kolei z tymi uczniami, sama bym im wygarnęła, ale ok, tym razem niech było po jej myśli, bo następnym razem - choć chciałabym, żeby następnego już nie było, pójdzie do szkoły tato. A wtedy nie będzie tak spokojnie! Bo tato się tym wszystkim przejął bardziej niż mama i najchętniej, to chyba by sobie na osobności z tymi łobuzami pogadał :) No ale wytłumaczyłam mu, że nie tędy droga! Najpierw dyplomacja, a potem ... potem się zobaczy! Ale powiem szczerze, że mi ulżyło, że wygadałam się, że wiedzą, że jest taki problem, że nie próbowali mnie w szkole uspokajać, że to niby nic takiego, albo, że może Ksawek sobie coś wymyślił. Nic z tych rzeczy. Krótko i na temat! Zresztą nie mam wprawy w takim postępowaniu, synek od niedawna chodzi do szkoły, a z takimi nieprzyjemnościami mam pierwszy raz do czynienia. Ale wydaje mi się, że pani pedagog fachowo się do tego zabrała i oby nie zbagatelizowała teraz tej sprawy! Niech nauczyciele mają na przerwach oko na starszaków, czy nie spocą się tym młodszym! Już nie mogę się doczekać powrotu synka ze szkoły i jego relacji, czy czasem już dziś któryś z prześladowców mu czegoś nie zrobił lub nie powiedział! Bo jeśli tak, to na mur beton, w środę tato będzie w szkole!

Komentarze

  1. Aniu, współczuję sytuacji. Najlepiej takie sprawy załatwiać od razu. Najbardziej szkoda w tym wszystkim Ksawka, bo nie dosyć, że stresuje się nową szkołą, to jeszcze męczy z tyranami.
    U nas w przedszkolu też były chwilowe problemy. Nikoś, raczej grzeczny chłopiec, który nikomu nic nie zrobi był workiem treningowym pewnego małego chłopca z jego grupy. Najpierw skarżył się, że go pluje, później zabiera mu zabawki i gryzie, a skończyło się na rozciętym łuku brwiowym, bo wyładowując nerwy uderzył Nikosia traktorem w głowę. Ja zareagowałam już po pierwszej skardze. Najpierw rozmawiałam z wychowawcą, po kolejnym wybryku z dyrektorem, a gdy odebrałam Nikosia z przedszkola z rozciętym łukiem zrobiłam taką aferę i powiedziałam, że nie wyjdę z przedszkola dopóki nie zjawią się jego rodzice. Byłam tak wściekła, ze chciałam udusić łobuza. Na szczęście po tej rozmowie wszystko się skończyło i Nikoś chętnie zaczął chodzić do przedszkola. Oby i na tym u Ksawka się skończyło, bo dzieci w wieku szkolnym są okropne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tak było Kasiu;) I żeby u Was też już spokojnie było;)

      Usuń
  2. Najgorszy wymysł naszego systemu edukacji to stworzenie gimnazjum masakra istna. trzymam kciuki by więcej takie sytuacje nie miały miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też nie wiem po co to gimnazjum! A jak już jest, to powinno być w oddzielnej części, od podstawówki! Takie jest moje zdanie.

      Usuń
  3. Oj niefajnie :( Szkoła chyba szybciej powinna reagować, bo nie uwierzę, że nikt z nauczycieli tego nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulka a no widzisz, Ci chłopcy nie są głupi i psocą się Ksawkowi jak nie ma w pobliżu nikogo dorosłego! I z tego co rozmawiałam z panią pedagog, to wychodziło, że nie wiedzieli, nawet nie zauważyli, żeby oni tak Ksawkowi dokuczali. Więc pomimo kamer na korytarzach i przed szkołą można niczego nie widzieć!

      Usuń
  4. Oj przykro mi,ze takie nieprzyjemnosci spotykaja Synka. Szczerze to troche sie boje pojscia do szkoly moich chlopcow, gdzie poziom bullying'u jest bardzo wysoki w porownaniu do norm UE. Jedyne co mnie cieszy,ze chlopcy sa rok po roku i beda na pewno siebie nawzajem wspierac.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiadomo, każda z nas - matek boi się o swoje dzieci, kiedy ich nie widzi i nie wie co się z nimi dzieje. Ja to się bardziej obawiałam o synka jak w wielkim mieście zaczynał chodził do zerówki a później do szkoły! Tutaj an wsi, byłam przekonana, ze będzie o wiele lepiej i spokojniej niż było w mieście, choć w mieście nigdy nie miała sytuacji, żeby ktoś taki jak tu dokuczał mojemu synowi. A tu na wsi z tym się spotykam. Jestem zaskoczona, ale obyśmy sobie z tym poradzili, nim Ksawek zrazi się do szkoły!

    OdpowiedzUsuń
  6. To niedorzeczne żeby łączyć w jednej placówce zerówkę, podstawówkę i gimnazjum! Przecież dla takich dzieci z młodszych klas kontakt z gimnazjalistami to jakaś trauma! Już nie mówiąc o tym że młodsze obserwując zachowania starszych się ich zwyczajnie w świecie uczą... Bardzo mi przykro z powodu Twojego synka, to straszne co przeżył. To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Mam nadzieję że to się nie powtórzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, takie połączenia chyba są w każdej wsi i mniejszych miejscowościach, tylko w dużych miastach jest przedszkole osobno, podstawówka osobno i gimnazjum osobno. Ale pomijając już ten fakt, dziękuję za miłe słowa i też mam nadzieję, ze synek będzie w końcu miał spokój i starszaki przestaną się go czepiać.

      Usuń
  7. Masz nerwy na wodzy, mimo wszystko! Moja kierowniczka opowiadała jak syn okulary zaczął nosić w podstawówce i że był taki jeden łobuz co dwa razy nie przeszedł, nauczyciele, rodzice nie dawali sobie z nim rady. Na ich nieszczęście poszła pani Katarzyna po dziecko i zobaczyła jak go gnębią, szarpią. Mówi jak ona to "nie zniesłam" chwyciła za fraki tego małolata, potrząsła nim i do słuchu mu powiedziała. Myślę,że nie były to cenzuralne słowa. Nie uwierzysz , odczepił się od syna, i anioł chyba w niego wstąpił. Cóż, nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe. Inną sytuację znam z rodziny, dzieciak ma naczyniaki - dość spore, na łapce i na ciele. I też mu jakiś dokuczał dzieciak, no prał go nie ukrywajmy! a przecież do tragedii mogło dojść. Płakał raz, drugi, te panie w złobkach to chyba slepe! jak matka zgłosiła, co to się dzieje, no to nawet nie porozmawiały z rodzicami tego dzieciaka, tylko wie pani jak to dzieci - bawia sie. Ale jak mały w końcu się zirytował i w obronie własnej autkiem dzieciakowi w łeb, to było halo na pół żłobka, włącznie z rodzicami tamego malucha, i ja się pytam - co w takiej sytuacji? Jestem nerwowym człowiekiem, ale przy mojej malutkiej staram się być istną oazą. Wiecie - różnie to bywa. Ale bardzo chcę żeby mała miała we mnie wsparcie. Na razie nie daję jej do żłobka. Bo trochę jestem nie bardzo przekonana. Siedzi ze mną, myślę że dobrze się rozwija. na 16 miesięcy zna już300 słów, składa pierwsze zdania, sama je, nawet już załatwia się do nocniczka - co prawda nie jak dorosły , ale robi siusiu w pampersa na swoim małym nocniku. Ostatnio kilka razy ściągła i zrobiła do nocnika bez pampersa. Chodzi ładnie, właściwie już biega. Na razie jest grzeczna i usłuchana, lubi książeczki jak mama, więc czytamy, opowiadamy. Myślę, że krzywdy jej tym żłobkiem nie robię. Chociaż teściowa na siłę chciała zapisać, żebym poszła do pracy, heh jak to teściowe. Synowa zła, synuś pokrzywdzony. Ale mniejsza o to. Ja nie wiem jak będę reagować jak ją ktoś skrzywdzi. Dzisiaj takie czasy, że idę alejką a tam dzieciaki - 8-9 lat- kur** przesuń się, ale masz **jo**go tableta. Matko u mnie w klasie też były takie dziewczynki, ale ja miałam swoje pasje, rysowałam,szyłam, szmacianki, uprawiałam sporty - nie miałam czasu na takie pierdoły, a komórki wszyscy już mieli ja dostałam ostatnia.Ale nie czułam się gorsza, poszłam do pracy, zarobiłam sobie to i lepszą kupiłam. Nie mam z kim pogadać, bo moje koleżanki z mojego rocznika (88) to wszystkie mają tę manię wyższości moje dziecko lepiej, mi pomaga teściowa. Jakbym nadal była w podstawówce. Moja mama się nie wtrąca, czasem jak zapyta to doradzi. Ale cóż nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu. Teściowa to życie mi po swojemu układa. Więc miłością nie pałam. Podziwiam, mam nadzieję, że też w takiej sytuacji będę tak spokojna by iść do nauczyciela z taką sprawą, a nie załatwić po swojemu. Ale nie wiem czy bym nie zareagowała wcześniej. Mnie nie przenosili, ja się nie przenosiłam do innej szkoły, ale się napatrzyłam - dzieci , młodzież ... na końcu świat jest bardzo brutalny. Pamiętam jak w gimnazjum koleżankę skopali starsi koledzy, trwało to całą długą przerwę! tylko dla tego, że nie lubili jej starszego (dużo od nich) brata....Nauczyciele dyżurujący nic, nawet przechodząc obok nic nie powiedzieli, nie wiem sami się bali??! To jest straszne, boję się takich sytuacji. A ku lepszemu ten świat nie zmierza. Co raz gorzej, teraz nastała era żądza pieniądza.. A nie wiem czy będę chciała dać dziecko wszystkie najdroższe gadżety, bo potem będzie uważało że wszystko się należy, rodzice dadzą - uczyć się, a później pracować nie trzeba, Też znam takie przypadki. No to będę dumać przed snem po tym poście. I mam nadzieje, że te wstrętne dzieciaki dadzą spokój Twojemu dziecku, i nie będą też dręczyć innych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niedobrze, że nie masz większego wsparcia w mamie lub w teściowej. Ale z drugiej strony teraz sama jesteś mamą i po swojemu to życie przezywasz. No i po swojemu wychowujesz córcię. Ja też nie lubię jak ktoś mi się wcina w moje sprawy - czy to ktoś z rodziny czy ze znajomych. Owszem, doradzić mogą, ja wysłucham, ale i tak zrobię po swojemu. Co zaś tyczy sie szkoły, to odpukać - spokój synio ma w szkole! Zresztą dopytuję ciągle synka - czy dalej ktoś się psoci itp. I jest spokój, zauważyłam, ze jego wychowawczyni też się dopytuje go czy jest spokój, bo ze mną rozmawiała i mówiła, że Ksawek ma przykazane jak ktoś mu się popsoci, ma od razu do niej iść mówić! Na razie jest ku lepszemu - oby tak zostało. Tym bardziej, że od września drugi synio pójdzie do tej szkoły! A sama nie chciałam wymierzać sprawiedliwości tym łobuzom, bo mieszkam tu od pół roku, jeszcze mało kogo znam, nawet nie wiem gdzie Ci chłopcy mieszkają, a jakbym im coś zrobiła, to bałabym się, że później zemścili by się w szkole jakoś na moim synku. A tak jest wszystko ok.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo