Przejdź do głównej zawartości

Nasz wypad na wieżę widokową w Wieżycy.

     Teraz pogoda już nas nie rozpieszcza. Zrobiło się chłodno i cieszymy się każdą chwilą, kiedy słonko u nas gości. Dlatego też chyba tak dla poprawy własnego humoru oglądam zdjęcia z tegorocznych wakacji. I postanowiłam napisać, gdzie byliśmy, jak jeszcze pogoda dopisywała. 

     Przed połową sierpnia, kiedy słonko jeszcze dosyć pięknie grzało, a przy okazji była u nas na wakacjach moja bratanica, postanowiliśmy pojechać do Wieżycy. My mamy na szczęście dosyć blisko do tej miejscowości. Wieżyca, to wieś położona na Kaszubach niedaleko Szymbarka. I w tej miejscowości, dokładnie na trasie do Szymbarka, jest wieża widokowa :) Na dole, tuż przy ulicy jest parking ( płatny). A z parkingu pieszo idzie się z 10 minut pod górę. Na samym początku tej drogi, stoi pan z kozą - już z daleka zachęca do zrobienia sobie zdjęcia z kozą - oczywiście za kilka złotych w zamian.

   
     Nasi chłopcy oczywiście chętni, bo oni zawsze myślą, że takie atrakcje są za darmo. Bo przecież jak są u dziadków na wsi, tam nikt nie pobiera opłaty za pogłaskanie kozy czy innego zwierza. No cóż. Mama wrzuciła kilka groszy do kipki i poszliśmy dalej.


     Dzieciaki dosyć chętnie wspinali się do góry. Nie było problemu, żeby kogoś ciągnąć. Więc i tym sposobem szybko dosyć dotarliśmy na górę.


     Nim wykupiłam bilety wstępu ( po kilka złotych za dorosłych + za Ksawka, bo dzieci do 6 roku życia wchodzą za darmo), dzieciaki już rozpoczęły wspinaczkę po schodach do góry! Dosłownie musiałam ich gonić! 


      A na górze przywitał nas cudny widok! Ach jak pięknie się oglądało okolicę z taaaaakiej wysokości! I o dziwo, tak kręci mi się w głowie jak wysoko gdzieś wejdę, a tym razem nic! Normalnie weszłam, normalnie łaziłam tam na górze i normalnie zeszłam. Trochę było czuć na samej górze, jak wieża delikatnie się przechyla czy kołysze, jak wiatr zawiał. Ale nic strasznego, bo wieża jest masywna i nie ma się czego bać.


     Popodziwialiśmy widoki, pocykaliśmy sobie fotki i potem tą samą trasą co weszliśmy, to i schodziliśmy na dół:)



     A na dole podeszliśmy jeszcze do krzyża, który wskazuje właśnie najwyższy punkt tej góry.


  
     Trochę dzieci się wyszalały tam, a potem czekała nas trasa w dół, na parking. Dzieci chciały coś zjeść, a mój kochany mężu miał przygotowane kanapki i owoce dla dzieci. Postanowiliśmy odjechać kawałek od parkingu na wieżę widokową w kierunku Szymbarka. I tam, w lesie zrobiliśmy sobie postój na osobności. Nadszedł czas na piknik na łonie natury.


     Dzieciaki albo tak się zmęczyły, albo po prostu na łonie natury piknikowe jedzonko smakowało im jeszcze raz tak dobrze, bo zjedli wszystko, co mój mężuś przygotował. Cudne są te nasze wycieczki - i te małe i te większe :)

Komentarze

  1. Taki piknik i jedzonko na świeżym powietrzu najlepiej smakuje więc nie dziwne, że dzieciaki wszystko zjadły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie racja :) Jak gdzieś z nimi jedziemy, to musimy zabierać kanapki - wszystko zawsze zjedzą :)

      Usuń
  2. Cudna okolica kusisz mnie by sie wybrać w Wasze strony a zdjęcia z gory powalają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie że kuszę :) I przy okazji na kawkę zapraszam:)

      Usuń
  3. REWELACYJNE ZDJĘCIA - ZAZDROSZCZĘ! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) I nie ma co zazdrościć, tylko wybrać się w nasze strony :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo