Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2016

"Szału nie ma jest rak" z ks. Janem Kaczkowskim rozmawia Katarzyna Jabłońska.

     To już 3 książka o księdzu Kaczkowskim, którą przeczytałam w tym roku. Dwie poprzednie opisywałam  tutaj  i  tutaj . Każda z tych 3 książek różni się od siebie. Aczkolwiek tę trzecią czytało mi się najlepiej!       Pani Jabłońska w bardzo luźny, spokojny i swojski sposób rozmawia z księdzem Kaczkowskim. Można w tej książce dowiedzieć się całkiem nowych rzeczy, całkiem nowego spojrzenia księdza Jana na pewne sprawy, których w dwóch poprzednich książkach nie znaleźliśmy. W tej właśnie książce jest sporo miejsca poświęcona pracy w Puckim Hospicjum, atmosferze panującej w tym miejscu, ludziom, którzy tam pracują i przebywają lub przebywali. Ale także możemy dowiedzieć się wiele na temat potrzeby bliskości, miłości, seksie czy grzechu. Dowiemy się również co to takiego AREOPAG ETYCZNY.       Jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to zapraszam Was do lektury. Bo odpowiedzi księdza Jana są wesołe, zrozumiałe dla wszystkich i można po przeczytaniu tej książki na kilka spraw spojrzeć z

Życzenia świąteczne.

      Już większość potraw przygotowane, jeszcze tylko małe co nie co zostało do zrobienia, a potem wyszykować siebie i całą rodzinkę i ruszamy w drogę. Bo my wigilię spędzamy w tym roku u mojego brata. Potem kolejne dni świąteczne zapowiadają się rodzinnie, objazdowo i wesoło.       Mam nadzieję, że kiedy już odsapniecie po bojach w kuchni, to znajdziecie chwilę na przeczytanie tych życzeń.        Święta szybko się zbliżają,  w święta ludzie się kochają.  Przy dzieleniu się opłatkiem,  płyną z oczu łzy ukradkiem.  Życzymy sobie Wszystkiego Najlepszego,  dając w policzek całusa wielkiego.  W nocy Jezus się urodzi  i serduszka nam odmłodzi.  Wesołe święta, oby takie były  i oby wszystkie życzenia się spełniły.             Wesołych i rodzinnych świąt, spędzonych w miłym gronie, smacznych dań, wymarzonych prezentów i do usłyszenia po świętach :)

Danonki w saszetkach.

     Jogurty kupuję często. Nawet bardzo często. Bo przy naszej 5-cio osobowej rodzinie, każdy jogurty lubi i każdy ma na nie chęć. Co do smaków, to chyba wszystkie smaki u nas wchodzą w grę. Ale szczerze powiem, że truskawkowe to chyba jednak mają najmniejsze wzięcie. Przynajmniej u moich synów! A tym razem od  TRND  dostaliśmy do przetestowania Danonki o smakach:waniliowym i truskawkowym. Są to jogurty w saszetkach. Hubi ledwo wyszedł ze sklepu od razu jogurcik zjadł w samochodzie :)      Jogurty są zazwyczaj w kubeczkach. W domu nie ma najmniejszego problemu, aby dorosły czy dziecko zjedli sobie taki jogurcik. Problem pojawia się, gdy na przykład zachce nam się jogurciku na spacerze czy choćby będąc na zakupach! No bo jak z kubeczka go wydłubać? Ja wtedy najczęściej kupuję sobie jogurt pitny. Mąż, czy dwójka starszych dzieci też takowe dostają. Ale nasz najmłodszy wtedy jest poszkodowany. Sam pitnego jogurtu nie da rady się napić - obleje się. A Danonki w saszetkach są rewela

Drzewo genealogiczne - do szkoły.

     Ja też kiedyś chodziłam do szkoły. I wierzycie lub nie, ale nigdy nie robiłam do szkoły drzewa genealogicznego! Dlaczego? Nie pamiętam czy w ogóle mieliśmy takie zadanie! A dziś mogę z ręką na sercu przyznać, że w ciągu roku, ba!, nawet w ciągu 2 miesięcy razem z synami i mężem wykonałam aż 3 drzewa genealogiczne do szkoły i to na 3 różne sposoby!      To jest jedno z tych 3 drzew genealogicznych. Przepraszam, że trochę rozmazane, ale jaki fotograf - takie zdjęcie! No nie popisałam się. Ale z drzewa jestem dumna! To akurat najstarszy na historię miał przygotować. Trochę udało mi się danych pozbierać, których wcześniej nie znałam. Choć uważam, że mogliśmy jeszcze dalej poszukać, ale czasu było na to za mało. No nic, zawsze można jeszcze coś dopracować do tego drzewka później.       Drugie drzewko średni synio miał przygotować na język polski. Tym razem zrobiliśmy tylko takie, że wypisane były nasze dzieci, my, nasi rodzice, rodzeństwo i dziadkowie - dalej już nie pisaliśmy.

Przedstawiam Bestię i Psotkę :)

      Kotkę już mieliśmy, ale pewnego dnia wyszła z domu i nie wróciła. To było ponad rok temu. Nie chciałam już mieć kota w domu. Ale najstarszemu brakowało naszej Kochaniutkiej - tak tamta kotka się nazywała. No cóż. Postanowiliśmy z mężem, że spróbujemy raz jeszcze z kotką i przygarniemy jakąś małą do domku. No i jest z nami już od ponad miesiąca. Nazywa się Psotka :)      Uwierzcie, ale goniłam ją z aparatem po całym domku i większość zdjęć musiałam usunąć, bo niewyraźne były. Te 2 tylko wyszły wyraźne. Tak wygląda nasza Psotka. A imię do niej pasuje, bo naprawdę lubi psocić. :)        Poza tym drugim naszym nowym członkiem rodziny jest Bestia - nasz nowy piesek. Mężu jakoś w wakacje rozmawiał z naszym dalszym sąsiadem, że chcemy od nich małego psiaka, ale wtedy już miał kto inny go dostać. No i na tym gadka się skończyła. Aż to dnia pewnego, siedzę z najmłodszym w domu, bo dwójka starszych w szkole, a mężu w pracy i dzwonek do drzwi. Stoi sąsiad, ten dalszy sąsiad, trzym

"ALVETHOR. Białe Miejsce" Magdalena Kałużyńska.

     Książkę tę wybrałam sobie sama na spotkaniu  Może nad morze - Spotkanie blogujących mam w Koszalinie . Zaciekawiła mnie okładka. Lubię horrory, kryminały, książki w których czasem leje się krew. Tego typu książki pobudzają inaczej mój mózg. ''ALVETHOR.BIAŁE MIEJSCE.'' Magdalena Kałużyńska       Kilka dni temu wzięłam się w końcu za tę książkę. I wiecie co, sama nie wiem co mam myśleć o niej?!. Nie wiem jak Wam ją tu przedstawić! Jak o niej napisać!       Zaczyna się dosyć dziwnie, aczkolwiek ciekawie. Jak to w kryminale czy horrorze bywa, jest wątek zagadki, jest wątek morderstwa, no po prostu dzieje się. Później poznajemy pewnego fryzjera. Który chcąc nie chcąc zostaje rekrutem. Ale jakim rekrutem zapytacie? Hm... rekrutem, który ma pewne zadanie i je wykonuje. Jaką za to płaci karę? Lub inaczej, co się potem z nim dzieje? No ale nie będę Wam tu wszystkiego opowiadała, bo poznajemy później pewną panią pułkownik, z którą też wydarzy się coś ciekaweg

Trzymać dziecko do chrztu? Czy może odmówić?!

     Kiedy rodzi się dziecko, a rodzice są katolikami, to myślą od razu o chrzcie i o wybraniu chrzestnych rodziców. Czasem o tych rodzicach chrzestnych myśli się nawet jak jeszcze dzieciątko w brzuszku jest. Przynajmniej ja z mężem myśleliśmy nad wyborem chrzestnych jeszcze kiedy moi chłopcy byli w moim brzuchu!       Nie powiem jakimi kategoriami kierowali się moi rodzice w wyborze chrzestnych dla mnie czy dla mojego rodzeństwa, nie wypowiem się również czym kierowali się moi teście w wyborze takich chrzestnych a nie innych dla każdego ze swoich dzieci. Ale jako że każdy miał rodzeństwo, to wybierali kogoś z rodzeństwa. Czasem wybierali małżeństwo, a czasem tu brata, a tu siostrę, itp.       Kiedy my z mężem wybieraliśmy chrzestnych dla każdego z naszych dzieci po kolei, to wbrew wszystkiemu poszło nam dobrze i bez kłótni. Każde z nas ma trochę rodzeństwa, więc było w kim wybierać. Aczkolwiek mega mnie zaskoczył i nawet zezłościł troszkę fakt, kiedy do drugiego synka poprosi

Swoja bułka tarta.

     Od małego uczono mnie, że chleb się szanuje! Nie wolno go marnować, wyrzucać a nawet rzucać na podłogę - tak robią dzieci, ale trzeba ich tego oduczać. Dlatego też kiedy moje bąki jedzą chleb i go nie dojedzą, to potem daję resztki pieskowi, który z zadowoleniem zjada smaczne kąski. Jednak zdarza się, że te moje bączki mają apetyt na suchy kawałek chleba, lub na suchą bułkę. I też czasem tego nie dojedzą. A to kawałek czy połowa bułki leży, wyschnie i .... no właśnie i co?       Zbieram te ich wszystkie kawałki suchego chleba czy bułki, a czasem to i cała bułka zaschnięta się trafi. Bo matka za dużo kupiła, a rodzinka nie dojadła. Trudno. Ale nic się nie zmarnuje! Bo po wyschnięciu ja to wszystko przemielę przez maszynkę i będę miała swoją bułkę tartą! A tak! Swoją bułkę tartą! Bo niby dlaczego mam kupować specjalnie bułkę tartą, jak u mnie tyle tego się uzbiera. Spokojnie raz na dwa miesiące przekręcam trochę tych sucharków na bułkę. I u nas się nic nie marnuje. Wy też zbie

Świąteczne prezenty.

     Listopad, a już wszędzie w sklepach są ozdoby świąteczne, słodycze z Mikołajami itp. Zresztą co tu się dziwić, jak w październiku już pierwsze sklepy zaopatrywały się w te wszystkie produkty bożonarodzeniowe. Zawsze mnie to zaskakuje, kiedy jeszcze zostało kilka dni do Wszystkich Świętych i każdy raczej kupuje znicze i ozdoby na groby, a tu już na półkach sklepowych świecą się wszelkie ozdóbki świąteczne i inne pierdółki.        Jednak nie o ozdobach świątecznych chciałam pisać. Dziś chciałam słów kilka skreślić do Was na temat prezentów świątecznych. Szukacie prezentów i kupujecie je dopiero na ostatni dzwonek, czyli w grudniu przez samymi świętami? Czy może powoli, powoli już od października lub może i wcześniej zaczynacie myśleć nad prezentami i powoli je kupujecie?       Ja osobiście staram się dużo, dużo wcześniej myśleć o prezentach, bo jednak kilka osób mam do obdarowania. Zacznę od małego wyjaśnienia, że od kilku lat z moim rodzeństwem mamy umowę, że sobie - czyli d

"Charles Street 44" Danielle Steel.

      Szczerze, to kupiłam tę książkę daaaawno temu. Na jakiejś wyprzedaży udało mi się ją za gorsze wyszukać. I choć trochę czasu minęło, zanim wzięłam się za jej przeczytanie, to czytało mi się ją na początku mało ciekawie - wlokła się akcja jak flaki z olejem, ale potem... potem było całkiem ciekawie.       Tytuł już podpowiada, że większa część akcji toczy się w domu przy Cherles Street 44. Dom do kapitalnego remontu, który główna bohaterka wspólnie ze swoim narzeczonym już zaczęli remontować, aczkolwiek pewne sprawy się pokomplikowały. Francesca i Todd rozchodzą się, remont wstrzymany i co dalej z domem? Podpowiem, że Francesca walczy o dom jak lwica!       Na jaki wpadnie pomysł, bo dom zatrzymać i utrzymać? Dlaczego nie jest jeszcze mężatką? Czym się zajmuje i co jest jej zainteresowaniem? Dużo pytań mnoży się - jednak by na nie odpowiedzieć, to musicie książkę przeczytać. Aby trochę Was jeszcze zainteresować tą książką dodam, że są wątki romantyczne, jest też i morderstw

Jogurty Naturalne z dodatkami Zott Primo.

      Któż z nas nie lubi jogurtów? No ja osobiście takiej osoby nie znam. Każdy lubi przekąsić małe co nie co :) Jogurty są różne, różniaste - owocowe, z kawałkami owoców lub bez, z płatkami, z musli lub czyste - naturalne. Co kto lubi i co woli. Dziś chcę Wam pokazać jogurty naturalne z dodatkami Zott Primo.        Tym razem  TRND  i  ZOTT  dały mi możliwość przetestowania jogurcików naturalnych z dodatkami. Te jogurty, to nowość na rynku od Zott. Dostępne są one w 8 smakach: - 4 owocowych (soczysta wiśnia, słodka jagoda, rajska brzoskwinia i słoneczna truskawka), - 4 musli (musli czekolada banan, musli tropikalne, musli orzechowe i chrupiące miodowe musli).  Super dodatkiem były 3 torby ekologiczne ( 1 dla mnie i 2 do rozdania) + oczywiście liścik do mnie i przewodnik i zeszyt do opinii.        Do tej pory udało mi się zakupić 4 smaki owocowe i 2 z 4 musli. Jakoś dwóch pozostałych musli, czyli tych tropikalnych i orzechowych jeszcze nie trafiłam u siebie w sklepach.

Doświadczenia na przyrodę.

     Mój pierworodny w IV klasie ma teraz przyrodę. Na szczęście ten przedmiot, tak jak matma czy w-f mu podpasował. Lubi uczyć się o przyrodzie, dowiadywać się jakichś ciekawostek, które po przyjściu ze szkoły opowiada mamie czy tacie. Lubi też ten przedmiot za możliwości robienia doświadczeń czy nawet za możliwość podglądania małych rzeczy pod mikroskopem. No i tu już pojawiła się prośba do Gwiazdora aby pod choinkę mikroskop dostać :)       Ale wracając do doświadczeń. Przyszedł razu pewnego ze szkoły z wiadomością, że robi doświadczenie. I padły takie słowa: MAMO JA NAZRYWAM KWIATKI A TY MI TUSZE LUB ATRAMENTY W RÓŻNYCH KOLORACH ZAŁATW!!! Hmmm... No i kto ma to doświadczenie zrobić? Chyba jednak będziemy robić je wspólnie, tak pomyślałam. Ja wyszukałam wkłady do pióra niebieskie. No i wlałam ten atrament do słoiczka, dolałam trochę wody i synio miał zerwane białe margaretki, białe mieczyki i białe dalie. Po jednym kwiecie włożył do słoiczka z niebieskim atramentem. A po taty powr

Czy to możliwe aby któreś zęby dziecku nie wyrosły nigdy???

     Kiedy ja chodziłam do podstawówki, to w szkole pracował dentysta, do którego dzieci chodziły i za darmo leczyły zęby. Dziś w szkołach tego luksusu doświadczać mogą nieliczni - a szkoda!      Ja z moimi dziećmi staram się chodzić do dentysty na NFZ, choć zdarza się, że chodzę i prywatnie. Mieli już nie raz plombowane zęby czy wyrywane - choć z  tym wyrywaniem dentyści wolą czekać, aż ząbek mleczny sam wypadnie. Co się tyczy plombowania mleczaków, spotkałam już i takich dentystów, co chętnie leczyli mleczaki, a także i takich, co odradzali leczenia mleczaków, bo po co to robić, skoro i tak muszą wypaść!       Dosyć pilnuję synków, aby co te pół roku pójść do dentysty i zbadać sprawę - czy coś jest do zrobienia jest czy też mamy spokój na kolejne pół roku. Bardzo więc byłam zaskoczona, kiedy będąc z synkami w marcu tego roku na kontroli, pani dentystka powiedziała, że mojemu 9-ciolatkowi powinny niedługo wypaść mleczne dwójki, ale ona na razie nie widzi, ani żeby mleczaki się rus

Pełne torby podarków.

     Przesympatyczne spotkanie w  Hotelu Unitral  już Wam opisałam  tutaj . Dziś chcę Wam pokazać cudowności, które stamtąd przywiozłam.        Jak widzicie na plakacie, sponsorów  Monice  i  Milenie  udało się zdobyć bardzo wielu! I pozwólcie, że przedstawię ich tu teraz :) Smart Eco Wahs ,  Sensus ,  Katarzyna Targosz ,  LoopsyLand ,  Park Caffe ,  Pompony Tiulowe Emamo ,  A-Derma - naturalnie zdrowa skóra , Ducray Polska ,    Artofis ,  Artepoint.pl ,  Katarzyna Sokół ,  Mielno ,  Ziołolek ,  Topgal ,  Medical SPA Unitral w Mielnie ,  Marie Zelie ,  UniGel ,  Włos poleca WAX Pilomax ,  Lukrecja.Pierniki na każdą okazję ,  Samodobro ,  GardenPharm - Siłami Natury ,  LashVolution ,  Socatots Koszalin ,  Hanami  i Magdalena Tomaszewska - Bolałek,  Vifon Polska ,  Ambasada Piekna ,  Urkye ,  Prosty blog , Anna Mularczyk-Meyer,  Sylveco - naturalne kosmetyki ,  esse torby&druk ,  esse drukarnia ,  Malinova Anielova ,  Nu vision ,  Lexie's Art ,  Sangotrade ,  Towary Niezwy

Może nad Morze? A może spotkanie w Mielnie?!

     10 września 2016 roku, z całą rodzinką pojechałam na  Może nad morze? - Spotkanie blogujących mam w Koszalinie  - ale do Mielna! Tak, spotkanie odbyło się w Milenie, a dokładnie w  Hotelu Medical SPA Unitral .        Nasz event organizowały w tym roku Milena z bloga  Cytryniaki  oraz Monika z bloga  Konfabula . Kiedy dotarłam z rodzinką na 4 piętro, gdzie odbywało się spotkanie, na wejściu poza znanymi mi już twarzami, pojawiły się nowe, które też z chęcią poznawałam i starałam się zapamiętać. Ale rzuciło mi się w oczy jeszcze coś - mianowicie przygotowane przez  Hotel Unitral  przekąski, ciasteczka i napoje.        A wchodząc już do sali, w której odbywał się nasz babski zlot, najpierw odłożyłam podarki dla  Hospicjum dziecięcego , to był nasz taki wkład w pomoc dla dzieci, ale później odbyła się jeszcze licytacja bardzo ciekawych podarków - dodam nieskromnie, że też coś tam wylicytowałam i swoją cegiełkę dorzuciłam!        Następnie każda z uczestniczek m