Przejdź do głównej zawartości

Piknik w Ośnie 2016.

     Miałam tę przyjemność, że 2 lata temu byłam na 1 Pikniku Blogujących Mam w Ośnie - tutaj możecie o nim poczytać. W ubiegłym roku nie mogłam pojechać na piknik, bo w sumie tak trochę zbiegał się z terminem mojego porodu ;) Odpuściliśmy więc sobie, ale ciągle powtarzałam, no i do organizatorki Moniki z bloga Zawód Kobieta pisałam, że jak tylko będzie organizowała w tym roku piknik, to ja się zapisuję! No i zapisałam się, dostałam się i pojechałam na niego z rodzinką. 



     Ale zacznę od początku. Taka spragniona byłam tego wyjazdu, tego pikniku. Podekscytowana byłam faktem, że znów będziemy rodzinnie spać w namiocie i to tym razem z naszym najmłodszym syniem. Byłam ciekawa jak sobie maluszek nasz poradzi w namiocie? Czy ja dam sobie z nim radę? Samego spotkania ze znanymi mi już osobami byłam ciekawa, a jeszcze bardziej tych nowych osób poznania byłam też mega ciekawa. Oj duuuużo tego było w mojej głowie. Aczkolwiek mąż cosik od początku mówił, że on widzi znaki na ziemi i niebie, które mówiły, żebyśmy nie jechali! Co to za znaki? A no najpierw cosik tłukło w aucie, trzeba było oddać do mechanika. Na szczęście naprawione jeszcze w ten sam dzień. Potem jazda po mechanikach, który by nam tak bez zapisów na jakiś tam termin nabił klimę?! No udało się, choć nie było takowego łatwo znaleźć, bo jeden niby miał termin, ale po sprawdzeniu naszej klimy stwierdził, że mamy chłodnice dziurawą od klimy i trzeba nową zamówić - a to potrwa. Szczęście, że mój mąż taki sprytny i pojechał do innego majstra, a ten sprawdził i wyszło, że chłodnica cała jest i wystarczy nabić. I z mechanikami!!! Osiwieć można! W drodze do Ośna najpierw był upał, całe szczęście  w aucie klima działała już, więc dawaliśmy radę. Ale jakoś Bydgoszcz minęliśmy i chmury nad nami ciemne wszędzie były, wietrzysko wiało, deszcz okropnie zacinał, że wycieraczki nie dawały rady! Na drodze coraz więcej połamanych gałęzi leżało, czasem jakieś drzewo! Oj widzieliśmy sporo tego! Na dowód foto.


     Mąż ciągle powtarzał, że trzeba było nie jechać. Ale przecież ja chciałam! Tak bardzo chciałam zobaczyć się z dziewczynami - tymi mi już znanymi i z tymi nowymi. :) Dojechaliśmy. Cali, zdrowi. Monika odradzała nam rozbicie namiotu i mieliśmy rozłożyć się w salce. Chciała dobrze, bo wiadomo, że z małym dzieckiem to różnie bywa, a nie było do końca wiadomo, czy ten deszcz nie wróci w nocy. Ale mężu powiedział, że nie po to kupowaliśmy sobie namiot i nie po to dzieci cieszyły się na nockę w namiocie, żeby teraz to odkręcać i spać w sali!! Podczas rozbijania namiotu mój kochany tak przygrzmocił sobie w łepetynę, że aż usiadł i nie podnosił się chwilę. Rozciął sobie trochę głowę, krew chwilę się lała, ale kiedy zapytałam się - czy do szpitala jedziemy na szycie?, odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo to się samo zagoi. Tylko bolała go głowa jeszcze ze 3 dni potem. No ale później uspokoiło się i w chwili obecnej jeszcze tylko mały strupek. W ten tez dzień odbywała się w Ośnie Gra Terenowa dla osób, które zdążyły na czas dojechać. My nie braliśmy udziału w tej grze, bo mieliśmy swoje plany, które musieliśmy przez pogodę zweryfikować i zmienić. Ale na ognisko zdążyliśmy, choć i tu deszczyk popsuł atmosferę. Ale daliśmy sobie radę i z tym, kolację na sali zjedliśmy i do namiotu spać.

     Dzień pikniku rozpoczął się w miarę ładną pogodą - nie było za gorąco, ani za zimno - w sumie to w sam raz. Najpierw myju, myju, śniadanko, trochę się ogarnąć. Potem dmuchańce już były nadmuchane i dzieciaki korzystały z nich.





      Ok 13.00 miał być obiad. Aczkolwiek był poślizg z nim, było też zamieszanie - no ale i my w końcu swoje porcje dostaliśmy i mogliśmy się posilić. Na fotce widać jak czekamy :)


     Potem rozpoczął się piknik. Było przywitanie przez pana Sołtysa, były występy Nailah, pokazy Iluzjonistki Michelle, dziećmi zajmowali się animatorzy z Kinimodo, oprawą muzyczną zajmował się Janko Muzykant z zespołu Starling, a wieczorem zaśpiewał zespół Lift. Dodatkowo odwiedzili nas Motocykliści, więc można było obejrzeć, dotknąć czy nawet usiąść na nich i cyknąć fotkę, byli Strażacy, którzy pozwolili obejrzeć ich pojazd, ale i nawet można się było przejechać nim - moi chłopcy też się załapali :) Jak mówili - było czadowo! Było też kilka konkursów, była loteria, w której każdy los wygrywał, a nagrodą główną w losowaniu na koniec pikniku był pobyt w Sośnica Zakopane, można było dać się pomalować paniom z Avonu lub też coś u nich wylosować w loterii. No jakby nie patrzeć było tych atrakcji trochę, choć mam mały niedosyt, bo nie nagadałam się tyle co chciałam, ale cóż, dzieciaki biegały, maluszek jak nie spał, to chciał do mamy, inne mamy z dziećmi też były, to wiadomo jak to jest - dziećmi zająć się trzeba i jak ma się chwilę, to z innymi się pogada :) Moi chłopcy zawarli nowe znajomości z dziećmi blogerek, ale i z miejscowymi chłopakami pograli w piłkę nożną - piłkę to moje urwisy zawsze wożą ze sobą. Wyskakali się, pograli, pobawili, brali udział w konkursach, choć starszy marudził, że mało konkursów było dla dzieci, no cóż, nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, ale i tak było fajnie. Bo ja poznałam nowe osoby - Kobitki super było Was spotkać i poznać, oby było jeszcze nam dane kiedyś się spotkać, poza tym z tymi Babeczkami, które znam już, też super było się zobaczyć i choć troszkę z każdą pogadać, a i mężu miał z kim pogadać, czy swój nóż pożyczyć do krojenia tortów, hi, hi, a dzieciaki wybawione wracały i zadowolone. A to jest ważne, że choć raz to one wracały mega zadowolone i nie marudzili, że mama bawiła się super, a oni tak sobie. No cóż, czas na trochę fotek :) Miłego oglądania :)



































      Do domu wróciliśmy coś po północy. I choć najmłodszy trochę marudził w tej podróż, to daliśmy radę :) A! Wszystkie fotki poza pierwszą są moją własnością - pierwsza jest wykonana przez Martę z bloga Tosinkowo.

Komentarze

  1. Jejciu, rzeczywiscie mieliscie troszke przygod, ale za to jak cudownie spedziliscie sobie czas na tym pikniku. Swietna sprawa! I ta straz pozarna, moi chlopcy by oszaleli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi też byli zadowoleni z przejażdżki wozem strażackim :) Oj ciągle to wspominają :)

      Usuń
  2. Dobrze, że wszystkie przygody zakończyły się pomyślnie, a piknik widać, że udany i tyle atrakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, rana się goi, a wspomnienia są całkiem, całkiem :)

      Usuń
  3. O rany :)))
    Ale zabawa i tak się udała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze intrygują mnie tego typu spotkania, jednak nigdy nie mam odwagi wybrać się na żadne w mojej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze dziś nie mam odwagi, i nie zgłaszam się na wszystkie spotkania, ale czasem warto - tym bardziej, że tutaj już wiedziałam gdzie jadę i kilka osób znałam, to też inaczej sie jechało :)

      Usuń
  5. Rana wyglądała dosyć poważnie, dobrze że szybko się goi.
    Piknik był cudowny i bardzo cieszę się, że miałam okazję Was poznać :)
    Oby do szybkiego zobaczenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też się cieszymy, że Was poznaliśmy ::) Oby udało nam się jeszcze spotkać, a może znów razem pobiwakujemy :) Rana się na szczęście goi ładnie.

      Usuń
  6. Oj przygód co nie miara! Ale na zdjęciach widać, że warto było jechać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo