Przejdź do głównej zawartości

"ALVETHOR. Białe Miejsce" Magdalena Kałużyńska.

     Książkę tę wybrałam sobie sama na spotkaniu Może nad morze - Spotkanie blogujących mam w Koszalinie. Zaciekawiła mnie okładka. Lubię horrory, kryminały, książki w których czasem leje się krew. Tego typu książki pobudzają inaczej mój mózg.


''ALVETHOR.BIAŁE MIEJSCE.''
Magdalena Kałużyńska




     Kilka dni temu wzięłam się w końcu za tę książkę. I wiecie co, sama nie wiem co mam myśleć o niej?!. Nie wiem jak Wam ją tu przedstawić! Jak o niej napisać! 

     Zaczyna się dosyć dziwnie, aczkolwiek ciekawie. Jak to w kryminale czy horrorze bywa, jest wątek zagadki, jest wątek morderstwa, no po prostu dzieje się. Później poznajemy pewnego fryzjera. Który chcąc nie chcąc zostaje rekrutem. Ale jakim rekrutem zapytacie? Hm... rekrutem, który ma pewne zadanie i je wykonuje. Jaką za to płaci karę? Lub inaczej, co się potem z nim dzieje? No ale nie będę Wam tu wszystkiego opowiadała, bo poznajemy później pewną panią pułkownik, z którą też wydarzy się coś ciekawego i dziwnego zarazem. Będzie też kolejny rekrut w książce przedstawiony, tym razem w damskiej postaci.No i pani generał też tutaj się pojawi, która ma pewną fobię, aczkolwiek to pewnie dzięki niej została wybrana na swoje stanowisko. 

     Ogólnie to czym bardziej zagłębiałam się w tej książce, tym bardziej najpierw nie rozumiałam pewnych rzeczy i zdarzeń, które w dalszej części zaczęły się tam jakoś wyjaśniać, klarować i łączyć w całość.  Choć nie do końca. Denerwowały mnie trochę tak częste w tej książce zwroty:
KWANTYFIKACJA TEZY. NIEPRAWIDŁOWA FORMUŁA KWESTIONUJĄCA. INFORMACJA ŹRÓDŁOWA.  No ale poniekąd sens tych słów zrozumiałam podczas czytania. Mam jednak niedosyt - koniec książki brzmi pytająco: CO TERAZ? Czyli tak jakby nie ma sensownego zakończenia. Z drugiej strony dlaczego miało by być?! W całej książce można tak poluzować wodze fantazji w wyobrażeniu postaci, tych dziwnych postaci, że nawet i książka może zakończyć się dziwnie. 

     No dobra. Ja ją przeczytałam i jeśli macie mocne nerwy i lubicie takie książki, gdzie krew leje się strumieniami - nie w całej książce ale w pewnych momentach, to sięgnijcie po tę książkę i przeczytajcie. Ja natomiast z chęcią sięgnę jeszcze po książki pani Magdaleny Kałużyńskiej. Bo ciekawi mnie, czy wszystkie książki kończy z takim niedopowiedzeniem. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo