Przejdź do głównej zawartości

Drzewo genealogiczne - do szkoły.

     Ja też kiedyś chodziłam do szkoły. I wierzycie lub nie, ale nigdy nie robiłam do szkoły drzewa genealogicznego! Dlaczego? Nie pamiętam czy w ogóle mieliśmy takie zadanie! A dziś mogę z ręką na sercu przyznać, że w ciągu roku, ba!, nawet w ciągu 2 miesięcy razem z synami i mężem wykonałam aż 3 drzewa genealogiczne do szkoły i to na 3 różne sposoby!


     To jest jedno z tych 3 drzew genealogicznych. Przepraszam, że trochę rozmazane, ale jaki fotograf - takie zdjęcie! No nie popisałam się. Ale z drzewa jestem dumna! To akurat najstarszy na historię miał przygotować. Trochę udało mi się danych pozbierać, których wcześniej nie znałam. Choć uważam, że mogliśmy jeszcze dalej poszukać, ale czasu było na to za mało. No nic, zawsze można jeszcze coś dopracować do tego drzewka później. 

     Drugie drzewko średni synio miał przygotować na język polski. Tym razem zrobiliśmy tylko takie, że wypisane były nasze dzieci, my, nasi rodzice, rodzeństwo i dziadkowie - dalej już nie pisaliśmy. Też fajnie wyszło.

     Trzecie drzewko genealogiczne średni synio miał przygotować na język angielski. Miały być podpisy po angielsku i namalowane twarze tych osób - więc na drzewku są tylko dzieci, my - rodzice i dziadkowie. 

     Normalnie czyste szaleństwo z tymi drzewkami genealogicznymi! Ale najzabawniejsze jest to, że wykonywaliśmy je wszystkie rodzinnie i nawet mieliśmy przy tym dużo zabawy :) Czy Wy też robiliśmy jakieś drzewka genealogiczne? Czy może nie bawicie się w takie zabawy?

Komentarze

  1. Pamiętam jak robiłam takie drzewo też w czwartej klasie podstawówki. Ileż było przy tym zachodu, a jeszcze więcej radości. Tak że tradycja drzewek genealogicznych jest ciągle żywa!

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie ma co wykonaliście kawał dobrej roboty:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Brawo. Fajnie , ze prace wykonywaliscie wszyscy razem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie brawa :)
    Marzę o takim drzewie genealogicznym, jednak zawsze jest jakieś ale i tak odkładamy to na później. Bardzo możliwe, że gdy nasz synio pójdzie do szkoły też siłą rzeczy będziemy musieli je przygotować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to jeszcze dziś dobrze zebrać choć część informacji do tego drzewa. Bo ja już nie mam żadnej babci czy dziadka, których mogłabym się popytać o dalszych krewnych, a rodzice i ciocie czy wujkowie wszystkiego nie pamiętają lub nie znają - no i są braki w drzewie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo