Przejdź do głównej zawartości

Przetwory 2019 - czas start!

     W tym roku rozpoczęłam sezon przetworowy od kiszenia i marynowania rzodkiewki. Widzę, że zaglądacie do tych akurat przepisów na moim blogu dosyć chętnie. Cieszy mnie to bardzo. Ale jeśli ktoś nie wie gdzie je znaleźć, zaraz wszystkiego się dowie :)


      O kiszonych rzodkiewkach poczytacie u mnie tutaj, a o marynowanych rzodkiewkach tutaj. Zapraszam. 

     Dodam nieskromnie, że ja według tych obu przepisów robię rzodkiewkę już któryś raz z kolei i za każdym razem mąż jest zachwycony! Oba smaki rzodkiewki jemu smakują. Mi chyba bardziej marynowana przypadła do gustu. Choć jak dłużej postoi i nabierze mocy, to jest dla mnie aż za ostra! Za to kilka razy mąż wziął do pracy po słoiku jednej i drugiej rzodkiewki i nie dość że zaskoczył kolegów tymi rzodkiewkami, bo wcześniej nie słyszeli o takich rzodkiewkach, to jeszcze bardzo obie im posmakowały. A miło słuchać komplementów na temat mojej pracy :) 

      Tutaj kilka fotek moich tegorocznych kiszonych rzodkiewek.




    I tutaj marynowanej rzodkiewki.




     Troszkę tych słoików mi wyszło :) Ale powiem Wam w sekrecie, że wysiałam jeszcze jedną paczkę rzodkiewki. Jeśli mi ona wyrośnie, to dorobię tych rzodkiewek więcej :) 

Komentarze

  1. Domowe przetwory są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Domowe przetwory - to jest to. W nich zachowacie lato aż do zimy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nigdy w życiu nie jadłam kiszonej rzodkiewki!!! Nie mam pojęcia jak to smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam! Ja bym nie miała zapału niestety ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapał to ja mam wieeeeelki! Tylko mój błogosławiony stan i czasem pogoda krzyżują mi moje plany i chęci do pracy ;)

      Usuń
  5. Toż to prawdziwa wytwórnia :) super te rzodkiewki, zrobię chętnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam koniecznie wypróbować oba przepisy :) Ja mam teraz rzodkiewki z drugiego wysiewu więc znów trochę dorobię :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo