Przejdź do głównej zawartości

Pierwszy wypróbowany chłodnik - buraczkowy.

       Nadszedł czas na wypróbowanie chłodników WINIARY, które dostałam do testów - opisanych tutaj. A jako że uwielbiam buraczki w każdej postaci, zaczęłam od BURACZKOWEGO CHŁODNIKA. 


      Jak widać na opakowaniu jest lista potrzebnych nam produktów do zrobienia tego chłodnika. Potrzebujemy:
-  jugurtu naturalnego (500ml),
- 1/2 zielonego ogórka (150g),
- 3 jajka,
- świeży szczypiorek (5g).

     Na ulotce, które dostały osoby obdarowane przeze mnie jest jeszcze troszkę inna podana też wersja:
- jogurt naturalny (500ml),
- 3 jajka,
- ogórek zielony (150g),
- paluszki surimii (100g),
- łyżka posiekanego koperku.

      Jak widać, można zrobić ten chłodniczek w podstawowej wersji, jak i urozmaiconej. Można też spróbować w swój własny sposób urozmaicić ten przepis. A teraz popatrzcie, jak ja przygotowywałam Chłodnik Buraczkowy.

Posiekane:jajko, ogórek i szczypiorek oraz 2 jajka przekrojone na ćwiartki.



Tutaj już ochłodzona czerwona część chłodnika i w drugim garnku jogurt.

Teraz będziemy do jogurtu dodawać po kolei wszystkie produkty.






A tak wygląda wymieszany już i ochłodzony przez godzinę w lodówce chłodnik.


SMACZNEGO :)
       
     Tak, to tyle w teorii i fotografiach mojego wykonania. Teraz kilka słów ode mnie o tym chłodniku buraczkowym. Nie raz i nie dwa już przygotowywałam Barszcz Czerwony Winiary i szczerze powiedziawszy, ten chłodnik jeszcze przed wymieszaniem z pozostałymi produktami smakował mi strasznie podobnie do barszczu tej firmy. Choć z nutką innego posmaku, możliwe że to chodzi o suszony czosnek i cebulę, które są w sproszkowanym chłodniku. Czosnek w barszczu sproszkowanym też jest, ale w dużo mniejszej ilości i to chyba te dwa warzywka tutaj w tym chłodniku dają taki specyficzny posmak. Ja osobiście uwielbiam zarówno czosnek jak i cebulę - sporo używam tych dwóch warzyw u siebie w kuchni. Jednak troszkę aromat i smak samego rozrobionego chłodnika mi nie podpasował do końca. Ale, ale, przecież musimy jeszcze wymieszać rozrobiony chłodnik z pozostałymi produktami! Wtedy będzie próba smaku numer dwa. I po wymieszaniu już wszystkich składników posmakowałam ten chłodniczek - no i niby smak był lepszy, ale wciąż coś mi nie pasowało! Jednak jeszcze trzeba chłodnik schłodzić przez godzinkę w lodówce! Potem zrobiłam próbę smaku numer trzy :) W miseczkę wlałam sobie porcyjkę chłodnika, dorzuciłam 2 ćwiartki jajka ugotowanego na twardo i smaknęłam. No powiem szczerze, że jednak jadłam lepsze chłodniczki w swoim życiu!!! Bo jednak ten specyficzny jakiś aromat troszkę mi przeszkadzał, no i jest druga sprawa, o której jeszcze tutaj nie wspomniałam - ja nie lubię jogurtów naturalnych!!! Muszę też zaznaczyć, że jogurt naturalny jednej firmy nie jest równy jogurtowi naturalnemu innej firmy! Dlatego tutaj postanowiłam wypróbować jogurt firmy Polana, ale do innych chłodników użyję jogurtów naturalnych innych firm. Może któryś jogurt mi podpasuje? Kto to wie :) No ale żeby się przełamać, to starałam się właśnie wykonać wszystko według przepisu na opakowaniu i przemogłam się, smakując i zjadając porcję nawet z dokładką!!! 
     Na upalne dni, takie jak ostatnio u nas na Kaszubach są, to przyznaję rację, że taki chłodnik potrafi nieźle ugasić pragnienie, ochłodzić i jednocześnie troszkę człowiek sobie podje :) Jednak chciałabym zaznaczyć jedną ważną dla mnie sprawę!!! Na opakowaniu jest napisane, że wychodzą z 1 opakowania 4 porcje. Ok. Wszystko rozumiem. Tylko jakie te porcje są wielkie??? No nie za wielkie! I to jest taki minus. A dlaczego piszę, że minus?! A dlatego, że gdybym chciała podać ten chłodnik wykonany z 1 opakowania na obiad mojej (jeszcze) 4 - osobowej rodzince, to dostali by tylko takie małe porcyjki w miseczkach. Jest to raczej porcja taka lajtowa, jak ktoś chce coś zjeść, ale nie najeść się do syta lub po prostu jak ktoś mało je. A gdybym miała podać ten chłodnik mojej rodzince w formie obiadu, to musiałabym z 2 lub i 3 opakowań go przygotować. My lubimy zjeść sporą ilość zarówno zupki jak i drugiego dania :) Może i po nas nie widać, ale głodomorki z nas :) 
     Ok, to tyle o buraczkowym chłodniku WINIARY. Już niedługo następny przygotowany i posmakowany chłodnik opiszę. A Wy już smakowaliście buraczkowego chłodnika? Jak Wam smakował? A może spotkaliście się już z tymi chłodnikami w sklepie u siebie? Bo ja już jeden sklep wyczaiłam, gdzie mogę sobie kupić takie chłodniki. 

Komentarze

  1. Chyba nie dla mnie te chłodniki nie znoszę surowego ogórka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się składa, że do każdego z tych chłodników dodaje się ogórka. Ale jakbyś się uparła, to zawsze można zrobić bez ogórka.

      Usuń
  2. Nie jadłam :) Ale smakowicie wygląda :]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo