Przejdź do głównej zawartości

"Ja nic nie muszę. Mała książka o obowiązkach" Agnieszka Kazała - mój patronat.



      "Ja nic nie muszę. Mała książka o obowiązkach"  pani Agnieszki Kazała to malutka książeczka, która Was zaskoczy, ale i dzięki której uśmiechniecie się nie raz. 


   Poradników nie lubię. A ta książka, to taki mały poradnik dla MAM, który uwielbiam. Tutaj główni bohaterowie to mama i jej dwójka dzieci: Mateusz i Zuzia. Mama o coś prosi Mateusza, choćby o posprzątanie pokoju, a ten nie ma najmniejszej ochoty na sprzątanie. Bo nie po to narobił kraksy samochodowe, żeby teraz to sprzątać. Ale mama w sprytny sposób namówiła syna na sprzątanie. 


   "...- To teraz możesz się pobawić w wielkie odbudowywanie zniszczeń..."


    I co? Przemyślał synek słowa mamy i zaczął odbudowywać wszystko, ale oczywiście w swój zabawowy sposób. Efekt końcowy - pokój sprzątnięty! 

Albo gdy mama potrzebowała pomocy przy obiedzie, a synek twierdził, że się do tego nie nadaje, a w ogóle gotowanie to babskie zajęcie. Mama znów wybiła się na wyżyny kreatywności i sprytnie odpowiedziała, że potrzebuje jego siły. Wtedy chłopak chętnie przystąpił do pomocy mamie, bo chciał się wykazać swoją wielką chłopięcą siłą. I tak dobrze im się współpracowało, że nawet Mateusz został szefem kuchni tego dnia. A kiedy Zuzia z bratem zastanawiali się nad prawami i obowiązkami swoimi i rodziców, to zaskoczyli mnie swoimi wnioskami. 


   "- Wychodzi na to, że niewiele robimy w przeciwieństwie do rodziców, zwłaszcza mamy..."


     Polecam Wam tę niewielką książeczkę, przeczytajcie ją, na pewno nie raz się uśmiechniecie, może nie raz, tak jak i ja, porównacie jakieś wydarzenie z książki z tym z Waszego życia. Te krótkie historyjki naprawdę dają do myślenia. A nawet podpowiadają, w jaki sposób można rozwiązać pewne sprawy. Mi osobiście mega spodobał się sposób mamy na  namówienie Mateusza do sprzątnięcia jego pokoju. A pomysłowość tego chłopca podczas poszukiwań skarpetek - uciekinierek, to po prostu było mistrzostwo! Dodatkowo w środku są ilustracje, które dzieci mogą pokolorować, są też tabelki do wypełnienia lub coś do dorysowania na pewnych stronach. Czyli mama czyta i jak najbardziej przeczytać może książkę dzieciom swoim, a potem dzieci dla zabawy wypełnią części rysunkowe i te, gdzie trzeba coś wpisać. Czyż to nie świetna zabawa dla rodzica i dziecka? Plus wspólnie spędzony czas podczas tej zabawy połączonej z czytaniem - same pozytywy! 










   Uczę swoje dzieci od małego, że nic w domu samo się nie zrobi. Ktoś musi naszykować dla nich śniadanie, ktoś musi posprzątać, czy zrobić zakupy, wynieść śmieci, nakarmić nasze pieski i papużki, zrobić obiad czy pranie. Najczęściej mama wykonuje wszystkie te zadania na spółkę z tatą, ale czasem potrzebuję pomocy i proszę o nią dzieci. Też czasem coś akurat robią innego, albo są zmęczeni i mi odmawiają, ale po jakimś czasie przypominam o tym , o co ich prosiłam i wykonują to zadanie. Bo na tym polega pomoc i współpraca. A w tej książeczce pani Agnieszki Kazała też właśnie o tej pomocy jest dużo. Żeby dziecko nie odczuwało tych obowiązków jako karę, czy jako coś co musi wykonać, tylko żeby chciało ono zrobić coś dla nas lub na naszą rodzicielską prośbę. Bo to że dzieci mają swoje prawa, to oni wiedzą od najmłodszych lat - nawet w szkole dzieciom o tym mówią. Jednak o obowiązkach dzieci czasem jakby zapominają, bo samo słowo - obowiązek - kojarzy się im z czymś niefajnym, z czymś, co muszą zrobić choć nie chcą. A to tak wcale nie musi wyglądać. W tej książeczce niejednokrotnie przeczytacie, że obowiązek może być fajną i ekscytującą przygodą, wystarczy trochę wyobraźni. 


#współpracabarterowa z Agnieszką Kazała



Tytuł: "Ja nic nie muszę. Mała książka o obowiązkach." 

Autor: Agnieszka Kazała

Ilość stron: 96

Wydawnictwo: Literackie Białe Pióro


    Pani Agnieszko dziękuję za całego serducha, że mogę patronować tej książeczce. To była super przygoda. 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo