Przejdź do głównej zawartości

"Po urlopie się żegnamy" Alex Sand - opinia patronki.



      "Ta powieść dostarczy czytelnikom humoru, ale i nutki przestrachu. Pokaże, do czego zdolny jest nastolatek z wybujałą wyobraźnią i jak daleko mogą zaprowadzić rzucone na kogoś podejrzenia. Dobra zabawa, młodzi spuszczeni z rodzicielskiego oka i wreszcie wakacyjny romans dwojga dorosłych, którzy po urlopie  nie planują dalszego ciągu znajomości. Co przyniesie im życie i czym zaskoczy?"

Cytat z okładki książki "Po urlopie się żegnamy" Alex Sand celnie podpowiada czytelnikowi, czego może się tutaj spodziewać. A dzieje się tutaj sporo :)

     To mój trzeci patronat u Alex Sand i piąta jej książka, która mnie zaskoczyła! Każda z książek Alex jest inna i każda niepowtarzalna, a autorka ciągle zaskakuje czytelnika czymś nowym. I tutaj wielkie szapo ba dla Alex, bo uwielbiam kiedy ona mnie zaskakuje i mało tego, ciągle czekam na coś nowego od niej. 

     "Po urlopie się żegnamy" to taka wakacyjna, lekka i przyjemna historia, ze sporą dawką humoru.  Wiem, że już po wakacjach, po pięknych pogodach - choć jesień tego roku też rozpieszcza nas pogodą, więc na pewno znajdą się jeszcze chętni na przedłużenie sobie urlopu choćby i na chwil parę, aby przeczytać tę książkę. Poznacie tutaj kobietę po 30-stce, która jest matką nastolatka. W sumie momentami czułam się, jakby autorka pisała o mnie i o jednym z moich synów, bo nasze relacje wyglądają podobnie do tych książkowych. Są pewne różnice, ale... Wracając do książki, Martyna, bo tak nazywa się owa matka, ze swoim synem - Maksem wyjeżdżają na zasłużony urlop. Dwa tygodnie z dala od pracy, od zgiełku miasta, od smogu, w pięknych lasach w województwie lubuskim, nad jeziorem Niesłysz. Czego chcieć więcej? Martyna niczego więcej nie chce, no może jeszcze tego, aby jej nastolatek oderwał się od smartfona i spędzał z nią ten wakacyjny czas. Czy to aż takie duże wymaganie? Niby nie, a jednak tak. Bo nastolatki nie chcą już aż tak mocno spędzać czasu z rodzicami. Szukają sobie towarzystwa lub spędzają czas samotnie z telefonem w ręku czy przy komputerze. Powiemy - takie czasy! Trochę w tym prawdy. Zresztą znam to z autopsji, w tym roku byliśmy na rodzinnych wakacjach i były dni, że siłą prawie wyciągaliśmy naszych nastolatków na spacer czy jakąś wycieczkę, gdzie młodsze dzieci tylko czekały aby tylko wyjść gdzieś na dwór. Nasza bohaterka jednak nie narzeka tutaj ani na brak towarzystwa, ani na brak wrażeń, bo takowych dostarcza jej syn, ale i ... He, he, myślicie, że wszystko Wam zdradzę? Podpowiem, że Maksa bardzo zainteresuje pan z psem "mordercą" i przez to wpakuje się w kłopoty. Martyna i jej syn będą uczyć się też gry w golfa, plus przystojny instruktor zakręci się trochę więcej przy Martynie. No bo kto im broni trochę zabawić się na urlopie? A później i tak trzeba będzie wrócić do zwykłej rzeczywistości. 

     Mogłabym rzec, że to typowa wakacyjna historia, gdzie matka z dzieckiem odrywają się od szarej codzienności i podczas urlopu szaleją do bólu. Ona korzysta z uroków natury, ale i instruktora golfa,  jej syn korzysta z wolności od mamy, nowego znajomego oraz  ze swojej bujnej wyobraźni. Jednak choć po części tak właśnie jest, to autorka pokazuje jak w dzisiejszych czasach ciężko oderwać nie tylko młodzież od smartfonów, ale i dorosłych czasem, jak praca bierze górę nad naszym życiem codziennym i jak cierpią wtedy nasi najbliżsi. Pokazuje też, że pozory często mylą i żeby nie oceniać kogoś po samym wyglądzie czy zachowaniu. Bo naprawdę nie wiemy, co się mogło w życiu tej osoby wydarzyć, że w tej chwili zachowuje się tak a nie inaczej. A! No i jest tutaj też scenka z bezczelnymi i wulgarnymi nastolatkami oraz ogólna znieczulica ludzka na okropne zachowanie młodzieży w miejscu publicznym. Dlaczego tak się dzieje, że dziś dorośli ludzie boją się zwrócić uwagę dzieciom czy młodzieży w miejscu publicznym??? Jednak nie myślcie, że tutaj tylko same pouczenia są, ta historia aż kipi od dobrego humoru. Dialogi Maksa i jego matki nie raz rozbawiły mnie, ale i inni bohaterowie tutaj mają rozbrajające dialogi. Pewna starsza, chora kobieta też tutaj niejednym tekstem rozwaliła system. Ta książka choć jest właśnie lekką, zabawną lekturą, to mam wrażenie, że autorka chce nam, czytelnikom przekazać pewne ważne informacje, pokazać różne problemy, choroby i smutki, które są wpisane w nasze codzienne życie. A przy okazji zaprasza nad jezioro Niesłysz w województwie lubuskim, bo naprawdę jest tam pięknie i to jezioro jest czyściutkie, więc warto odwiedzić tamtą okolicę. To co? W przyszłym roku spotykamy się nad Jeziorem Niesłysz?

#współpracabarterowa z Alex Sand



Tytuł: "Po urlopie się żegnamy"

Autor: Alex Sand

Ilość stron: 264

Wydawnictwo: WasPos 


    Alex dziękuję za zaufanie i za to, że kolejny raz mogłam objąć moimi skrzydełkami Twoją książkę. A Wydawnictwu WasPos bardzo dziękuję za książkę :)

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Jestem mega dumna, że mogę patronować tej wakacyjnej przygodzie :)

      Usuń
  2. Sympatyczne uczucie, kiedy obejmuje się książkę patronatem, to także zaufanie okazane nam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Zgadza się z Twoim zdaniem w 100%. A tym bardziej jest to nagroda, kiedy autor jest zadowolony ze współpracy i można przy kolejnej książce z nim dalej współpracować :)

      Usuń
  3. Lektura w sam raz na wolny wieczór albo podróż pociągiem. Warto zapamiętać tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej. Polecam i zachęcam do jej przeczytania.

      Usuń
  4. No tak, nie ma to jak nastolatki, piękny wiek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, piękny, ale ja bym wrócić do tego wieku nie chciała, zresztą mam w domu dwóch nastolatków i czasem mam ich .... przemilczę to :)

      Usuń
  5. Brzmi całkiem interesująco, przeczytam jeśli nadarzy się okazja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Nudy tutaj nie ma, niektórych naprawdę wyobraźnia ponosi :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo