Przejdź do głównej zawartości

"Miriam" Jarosław Klonowski - mój pierwszy audiobook.

       Pierwsze koty za płoty! U mnie wiąże się to z tym, że pierwszy raz miałam możliwość odsłuchania audiobooka. Tylko proszę się ze mnie nie śmiać!!! Ja wiem, że za chwilę 4 dychy na karku będę miała i do najmłodszych nie należę, ale robię co mogę, żeby nadążyć za nowościami, he, he :) Wracając do meritum. Audiobook "Miriam" Jarosława Klonowskiego zrobił na mnie wrażenie :)


     Opis od wydawcy głosi, że :

"Powieść, której akcja toczy się w szesnastowiecznej Polsce. młoda i piękna Żydówka, niegdysiejsza złodziejka, w przebraniu mnicha ukrywa się w szpitalu w Kruszwicy. Kiedy wszystko wskazuje na to, że jest już bezpiecznie, odnajduje ją janczar Bartłomiej Chodyna. Rzeczywistość zaczyna być coraz bardziej niepokojąca. Miriam uwodzi mnichów, a wokół dochodzi do zagadkowych śmierci.

W utworze wątkom realistycznym towarzyszą wydarzenia magiczne, nie braknie tu także erotyki oraz bardzo dynamicznych scen walk. Niektórzy bohaterowie powieści pojawiają się już we wcześniejszych utworach Klonowskiego: " Tajemnicy świętego Wormiusa" i " Ogniach świętego Wita"."


     Teraz słów kilka ode mnie :) Wydarzenia dzieją się w kilku miejscach. Choć najwięcej w Bydgoszczy, ale poza tym też w Inowrocławiu, w Kruszwicy, w Koronowie, na drodze kujawskiej czy w pobliżu Złotników Kujawskich. Akcja osadzona w szesnastym wieku, więc jest tutaj trochę takie stare słownictwo, które co poniektórym może przeszkadzać.  Główną postacią tutaj jest tajemnicza kobieta imieniem Miriam, którą to wszyscy z jakiegoś powodu poszukują. Już na początku powieści Sara szuka zaginionej siostry. Pech chciał, że obrała złą taktykę. Bo postanowiła podejść starostę bydgoskiego i podała się za Katarzynę Telniczankę, z którą dopiero co rozmawiał starosta. Starosta - Andrzej Kościelecki wykorzystał i pobił dziewczynę. Co dalej z nią zrobił? Tego dowiadujemy się dopiero pod koniec powieści. Natomiast poznajemy tutaj kilku tajemniczych panów. Jednym z nich jest janczar Bartłomiej Chodyna, który to podobno zna zarówno Sarę jak i jej siostrę Miriam i poszukuje tej drugiej. Bartek trafia do oberży w Kruszwicy, którą to prowadzi żyd Lewin, zwany też Diabłem lub Węgliszkiem. Tam wypytuje o poszukiwaną. Żyd opowiada, jak to kobieta w przebraniu mnicha uciekła z oberży i że podobno ukrywa się w szpitalu. Janczar szuka jej w szpitalu, gdzie to w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło kilku braciszków. Odnajduje kobietę. Benedyktyni są zdziwieni, że kobieta była wśród nich. Braciszkowie chcą się jej pozbyć, w międzyczasie dochodzi do dziwnego krwawienia z obrazu oraz podpalenia go. Później Bartłomiej rozmawia z bratem Jędrzejem i ten opowiada mu o nawiedzeniach w Kruszwicy oraz o ogniu św. Wita. Poza tym Benedyktynin uważa, że Miriam jest obłąkana. 

      W dalszej części Bartłomiej podróżując z Miriam w stronę Bydgoszczy, by znaleźć Sarę, opowiada kobiecie o sobie i o powodach, dla których jej poszukiwał. Oczywiście też zakochuje się w Miriam. Ale nie wyjawia jej swoich uczuć.

      Na starostę Kościeleckiego ktoś poluje. A do Miriam i Bartłomieja trochę przez przypadek dołącza tajemnicza postać - Bogumił. Okazuje się, że Bogumił nie pała wielką miłością do Kościeleckiego. Później ta trójka musi uciekać. A jeszcze później razem knują wspólne wejście na zamek. Tylko czy odnajdą Sarę? Czy siostry w końcu będą razem? No i co z zakochanym Bartłomiejem? I jeszcze jedno pytanie - o co chodzi Kościeleckiemu?

     Ogólnie odsłuchać tutaj można bardzo dużo scen z walką, jest tutaj dużo knucia starosty oraz żyda Lewina czy podstarosty Piotra. Sporo intryg, dużo morderstw, mroczne historie. Losy obu sióstr tak różne, a jednak podobne. Mężczyźni pochłonięci tylko i wyłącznie swoimi potrzebami - choć oczywiście nie wszyscy. Jednak szczerze współczułam zarówno Sarze jak i Miriam, że trafiły na takich złych mężczyzn w swoim życiu i że musiały tak wielką cenę zapłacić za to! Końcówka powieści mnie totalnie zaskoczyła! A to co mi się nie podobało, to to, że autor momentami za szybko przeskakiwał z wydarzenia na wydarzenie. Wiecie, trzeba było nadążać lub czasem zatrzymać powieść, by w myślach sobie ułożyć i zlepić do kupy całość. No ale jak na mój pierwszy audiobook to i tak jestem zadowolona, że dałam radę ogarnąć tę powieść. Bo przyznać się muszę, że brakowało mi zwykłych kartek i tego, że jak czegoś zapomniałam, to mogłabym przewertować tych kilka stron i to odnaleźć. Z audiobookiem było mi trochę trudniej. Ale dałam radę :)



Tytuł: "Miriam"

Autor: Jarosław Klonowski

Wydawnictwo: Saga Egmont


Komentarze

  1. Akcja zda się tak dynamiczna, że chyba bym się pogubiła słuchając 😂

    OdpowiedzUsuń
  2. a jakoś nie mogę się przekonać do audiobooków, nie potrafię się na nich skupić i ucieka mi fabuła, ale Miriam bardzo mnie zaciekawiła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też z początku nie mogłam się skupić. Prolog i 1 rozdział odsłuchiwałam 2 razy. Ale potem już mi szło słuchanie.

      Usuń
  3. Wow. Nigdy nie sluchalam audiobookow i chyba sie nie przekonalam. Uwielbiam zapach ksiazek i sluchac wertowania kartek. Ale powiesc wydaje sie ciekawa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Miniu, powieść jest ciekawa. A nawet zdradzę Ci, że jest też i w papierowej wersji. Tyle że ja akurat dostałam audiobooka. Więc chętnie go wysłuchałam.

      Usuń
  4. Podziwiam za znajomość z audiobookiem, pomimo kilka prób nie wdrożyłam się w tę formę czytania, jednak wolę sama nadawać rytm. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Wiesz, bardzo fajnie słuchało się głosy głosu, który czyta tę powieść. I tempo też mi nie przeszkadzało. Tylko czasem ważniejsze nazwiska, miejscowości czy wydarzenia musiałam sobie zanotować. W książce bym się cofnęła kilka kartek i odszukała co mnie by interesowało. A tu musiałam sobie to zanotować.

      Usuń
  5. Opis mnie zainteresował! Ale przy tak dynamicznej akcji wolałabym czytać, jeśli chodzi o audiobooki to wybieram zazwyczaj coś lekkiego idealnego do czasu spędzonego przy żelazku

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo