Przejdź do głównej zawartości

A więc już na sowim i dodatkowe ciekawostki.

         Ach dzieje się u nas, dzieje i nie ogarniam jeszcze wszystkiego. Ale jesteśmy już na swoim:):):) Ach jaka jestem szczęśliwa i wkurzona jednocześnie. Szczęśliwa to wiadomo, bo mamy w końcu swój kącik - własny kącik:) Wkurzona, bo bałagan, bajzel nieziemski w chałupie jest i nie ogarnęłam go w kilka dni - potrzebuję do tego jeszcze kilku dni! Ale jest dobrze, bo mamy gdzie i na czym spać, co jeść i jesteśmy we czwórkę razem - a to najważniejsze:) 
       Cała przeprowadzka poszła w miarę sprawnie, synkowie byli wywiezieni do babci - bo wiadomo, że ich pomoc trochę opóźniała by robotę. A tak oni 2 dni spędzili u babci, a rodzice ciężko pracowali ustawiając meble i próbując przedostać się z kąta w kąt przez masę kartonów, worków i innych bibelotów. O matko - aż sama się sobie dziwię, że tyyyyyle tego mam. A to jeszcze i tak nie wszystko, bo jeszcze mam różne rzeczy u moich rodziców pochowane na strychu, jeszcze cosik tam jest też u teściów. O mamciu!!! Chyba trzeba będzie zrobić remanent w swoim dobytku i wybrać tylko te potrzebne, a resztę wyrzucić. Synkowie jak już przyjechali do naszego domku biegali z pomieszczenia do pomieszczenia i jedna wielka radość - taka szczera, dziecięca radość. Ale chyba najbardziej cieszą się, że jest podwórko, jest trochę ogrodu. Czyli jest miejsce na wariowanie i już nie muszą prosić mamy, aby pójść z nimi na plac zabaw. Teraz słyszę tylko mamo idziemy na dwór, pomóż założyć nam apaszki/kurtki. Ot i już ich nie ma! Nawet nie wiecie jak jestem z tego powodu szczęśliwa. No i synkowie też. 
       Od wczoraj Ksawek chodzi też do nowej szkoły z nowymi kolegami/koleżankami i nowym gronem pedagogicznym. Nie jest źle, bo już pierwszego dnia poznał się lepiej z kilkoma osobami z klasy i nie tylko ze swojej, dostał sporo zadań domowych tego dnia i ku mojemu największemu zaskoczeniu dostał do domu czytankę do nauki. Hmm... wiecie, jak Ksawek chodził do zerówki to panie się tłumaczyły, że nie można dzieci w zerówkach uczyć czytania i pisania - od tego jest I klasa! W zerówkach tylko dzieci zaznajamiają się z niektórymi literami czy cyframi. No i tak było u Ksawka. Więc on nawet całego alfabetu jeszcze nie zna. W I klasie - tej w której zaczynał naukę przerobili literki A, O, M, T --- tu w obecnej szkole mają trochę więcej tych literek przerobione, ale ciągle całego alfabetu jeszcze nie. Więc na jakiej podstawie wymagają od dzieci nauki czytania czytanki na 3/4 strony kartki formatu A4??? I to z literkami z całego alfabetu??? Ja tego nie rozumiem, a jak próbowałam się dziś dowiedzieć od pani dlaczego mają takie zadanie domowe nie znając całego alfabetu, to pani się tylko uśmiechnęła. I jak mam to rozumieć??? No nic, z pomocą wychowawczyni Ksawka mam nadzieję, że nadrobimy zaległości i już niedługo będziemy uczyć się czytać znając cały już alfabet. Ale synkowi na razie podoba się w obecnej szkole - i niech tak zostanie:)
       Jak jestem przy temacie Ksawerego, to muszę koniecznie wspomnieć, że chodząc jeszcze do starej szkoły wypadł mu drugi ząbek:) W sumie to ten ząbek był trochę ruchomy, ale kolega pomógł wypaść temu zębolkowi. Bo mój synio trzymał sznurek od worka z ciuchami na wf w buzi a kolega podszedł i pociągnął za ten sznurek. Trach....... i po zębie! Synio trochę zły był na kolegę, ale szybko mu przeszło, bo od razu radośnie mnie poinformował, że znów Wróżka Zębuszka do niego przyjdzie:) 
        A! No i jak mogła bym jeszcze pominąć pożegnanie w szkole u Ksawka i jeszcze w przedszkolu. Bo synek chciał się z wszystkimi pożegnać, to jednego dnia poszliśmy do jego dawnego przedszkola i pożegnaliśmy się z panią i dziećmi - tymi, którzy z Ksawkiem chodzili do zerówki a potem nie poszli do I klasy. Kilka koleżanek mocno wyściskało Ksawka, a jedna nawet pocałowała go w policzek - co Ksawek tak skomentował: OJ PRZESTAŃCIE SIĘ JUŻ WSZYSCY WYGŁUPIAĆ!!! No i niech każdy rozumuje jak chce o co też mojemu synkowi chodziło;) Za to w szkole, w jego starej I klasie pożegnanie wyglądało w sumie tak, że wszyscy tylko mówili TO PA KSAWERY I ODWIEDŹ NAS TU CZASEM. No i już po wszystkiemu. 
       Ok, to by było na tyle. Już niedługo następny wpis:) Teraz będę częściej - tak przynajmniej mi się wydaje:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo