Przejdź do głównej zawartości

Przeszczep kości do wyrostka zębodołowego już za nami!

      Tak jak napisałam w tytule, przeszczep kości do wyrostka zębodołowego już za nami. Czy opadły emocje? Jeszcze nie do końca. Ale już jestem spokojniejsza. 

     To że moja córka urodziła się z rozszczepem lewostronnym wargi i wyrostka zębodołowego niektórzy z Wam wiedzą, a inni pewnie dopiero teraz się dowiadują. Operację czy jak to lekarze nazywają zabieg zamknięcia wargi przeszła w wieku 8 miesięcy w Olsztynie. My wybraliśmy Wojewódzki Specjalistyczny Szpital Dziecięcy w Olsztynie , tam mają najlepszy i chyba jedyny w Polsce oddział, który nazywa się CENTRUM WAD TWARZOCZASZKI I CHIRURGII SZCZĘKOWO-TWARZOWEJ DLA DZIECI. Operacje przeprowadzają tutaj świetni specjaliści, którzy operują również w Warszawie, Krakowie czy jeszcze gdzieś indziej. Ale my chyba bardziej wybraliśmy Olsztyn dlatego, że kiedy w ciąży dowiedziałam się podczas badań prenatalnych o rozszczepie, pani doktor od razu poleciła mi Olsztyn lub Warszawę, a Trójmiasto odradzała. Choć my właśnie do Trójmiasta mamy bliziutko. No cóż, skoro nie słyszałam pochlebnych opinii o Trójmieście jeśli chodzi o właśnie rozszczepowe dzieci i operacje z nimi związane, to zdecydowaliśmy się na Olsztyn, bo tutaj sama z dzieckiem jeszcze pojadę, jeśli mąż nie może nam towarzyszyć. A do Warszawy sama bym się chyba nie dała. Jednak wracając do mojej córci. Czekał ją jeszcze przeszczep kości z biodra do wyrostka zębodołowego ( czyli do dziąsła). Tę operację miała przejść w ubiegłym roku w sierpniu. Jednak się wtedy w szpitalu rozchorowała i na drugi dzień nas wypuścili do domu. Potem jesień, ciągle jak nie zakatarzona, to chora i tak się przeciągało z terminem ustalenia ponownie tej operacji. W lutym przeszła ospę, w marcu świnkę, więc termin który udało nam się ustalić na kwietnia, musieliśmy przesunąć. A to dlatego, że od choroby zakaźnej mała musiała być 6 tygodni zdrowa. Ale przesunęli nam termin o miesiąc, więc 17 maja przyjęli nas na oddział, 18 maja małą zabrali na operację - od razu uprzedzę, że tym razem mama była dzielniejsza i nie ryczała, za to wybrałam się na ciepły obiad do baru w szpitalu, a później zrobiłam sobie do termicznego kubka kawę i poszłam do parku niedaleko szpitala. Wtedy miała okazję obdzwonić wszystkich i trochę pogadać, co mi strasznie pomogło ze stresem związanym z tym, że córka była na sali operacyjnej. Po niecałych 4 godzinach przywieźli moją małą Pszczółkę na salę, gdzie już na nią czekałam. Bidulka w sumie dobrze wyglądała, ale nie mogła nic pić, ani jeść aż do rana dnia następnego. A żeby nie patrzyła jak mama je lub pije, to mama pościła razem z nią. Na szczęście apetyt jej dopisywał, choć szpitalnego jedzonka w formie zupki na śniadanie zjeść nie chciała, wiec kupiłam jej jogurty i musy owocowe, co jadła raz dwa, piła herbatkę rumiankową i zaczęła chodzić, choć biodro ją bolało. Więc na obchodzie w piątek już nam powiedzieli, że dziś wychodzimy do domu. Jupi! Z tym, ze jeszcze swoje za wypisem musieliśmy wyczekać, bo o 9.00 nam powiedzieli o wyjściu, a wypis dostałyśmy po 14.00, bo lekarze byli na operacjach i nie mieli czasu wcześniej wypisu nam druknąć. Tak więc w chwili obecnej, córka jest już ponad 2 tygodnie po tej operacji. Zaliczyliśmy już po tygodniu kontrolę w Olsztynie, na której usłyszałam, że na razie jest ok. I następna wizyta za 5 tygodni. Zostało niecałe 4 tygodnie, a mnie ciągle trochę nerwy zżerają. Bo córka ma być na diecie płynnej przez całe 6 tygodni od operacji. A ona czasem wyrywa się, żeby zjeść coś co może sama pogryźć. Czasem nawet ugryzie kawałek jabłka czy mięska, ale staram się ją upilnować z tym, żeby jadła raczej pogniecione jedzonka czy zmielone. No ale charakterek to ona też ma i potem wydziera się i płacze, że chce normalne jedzenie. I weź tu z taką :) 

     W każdym razie, nie pisałam tutaj wcześniej, bo jakoś tak zapeszyć nie chciałam. A teraz już trochę ochłonęłam po tym wszystkim. Na oddziale trafiły nam się przez te niecałe 3 dni świetne ciocie pielęgniarki.  Trochę jest to denerwujące, że jak przychodzi jakiś lekarz, to pyta się o dziecko i tak dalej, lub przychodzi mi coś wytłumaczyć, ale sam się nie przedstawi ani nie powie kim on jest. Wiecie, jakbym siedziała z dzieckiem co tydzień w szpitalu, to może już bym, wszystkich kojarzyła, a tak? No powinni się przedstawiać i mówić kim są. Jedna pani dietetyk, ta mi się przedstawiła i powiedziała kim jest. No i jak pielęgniarka wysłała nas do anestezjologa, to też wiedziałam z kim rozmawiam. A reszta? Przychodziła, mówiła co chciała powiedzieć i tyle. To nie było do końca takie fajne. Ale już się nie czepiam, bo każdy był dla nas miły i pomocny jak było trzeba. Teraz tylko trzymajcie kciuki, aby za te niecałe 4 tygodnie na kontroli powiedzieli, ze przeszczep się przyjął i że wszystko jest ok!!! 

     Bo jeśli nie będzie ok, to później znów kolejny przeszczep, choć może się zdarzyć, że nawet jak ten się przyjmie, a szczęka jej urośnie, to też może czekać ją doszczep. W przyszłości jeszcze na pewno czeka ją korekta nosa i ust. Plus prawdopodobnie wstawienie dwójki z lewej strony. Ale to kiedyś! A na razie cieszymy się tym co się nam już udało :) 



Komentarze

  1. Trzymam kciuki żeby wszystko ułożyło się po waszej myśli i życzę dużo zdrówka dla dzielnej pacjentki.❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że macie to już za sobą. I oczywiście trzymam kciuki, aby wszystko było jak najbardziej ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Karolinko. W piątek jadę z córką na kontrolę, więc okaże się co i jak :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo