Przejdź do głównej zawartości

"Amerykański brud" Jeanine Cummins.

        Ta książka zrobiła na mnie wrażenie! Wydarzenia opisane w niej, próbowałam jako matka, zrozumieć. I naprawdę jedno mogę stwierdzić, choć jest to fikcja literacka, to opisuje problemy prawdziwe i nigdy, przenigdy nie chciałabym być w skórze głównej bohaterki.



     Zacznę od tego, że w książce są opisane losy migrantów. No właśnie - czy wiesz, że migrant, imigrant i emigrant, to choć słowa brzmią podobnie, to znaczenie ich jest ciutek inne?! Już wyjaśniam. 

Migrant - pochodzi od słowa migracja i oznacza osobę migrującą, czyli taką, która przemieszcza się ( zwykle w poszukiwaniu lepszych warunków do życia).

Emigrant - osoba, która opuszcza miejsce zamieszkania w celu osiedlenia się w innej miejscowości lub kraju.

Imigrant - to osoba, która osiedliła się już w jakimś kraju. 


      Pierwsze strony książki przedstawiają nam masakrę w pewnej rodzinie. Podczas imprezy rodzinnej, członkowie kartelu narkotykowego zabijają prawie całą rodzinę, bo aż 16 osób! Ratuje się z tej masakry tylko Lydia i jej 8 letni syn Luca.Kobieta rozumie, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo i ucieka z synem. Postanawiają uciec do Stanów, jednak czeka ich baaardzo długa, niebezpieczna droga. I o tym jest w książce. Z jakimi problemami, niebezpieczeństwami, niespodziewanymi zdarzeniami borykają się migranci?! W szczególności pokazane są tutaj trudy i niebezpieczeństwa czyhające na migrantów na każdym kroku! A kobiety, szczególnie te ładne, no i dzieci nie mają łatwo podczas takiej ucieczki. Z czym konkretnie musieli się zmierzyć? O tym dowiecie się z tej książki. Ja napiszę tylko, że rozumiem jako matka, postępowanie Lydii, ale czy sama bym się odważyła na niektóre kroki? Hmm... Nie umiem odpowiedzieć. Pełne podziwu było też to, że choć Lydia i Luca przeżyli traumę, bo prawie na ich oczach zabito najbliższych ich członków rodziny, to oni nie mieli czasu nawet ich opłakać, tym bardziej pożegnać się z nimi czy ich pochować. Bo przecież od razu musieli uciekać! Jednak kiedyś przyjdzie czas na żal, smutek, wspomnienia i żałobę. 


     W tej książce nie znajdziecie opisów karteli narkotykowych, nie znajdziecie historii  miłosnych, ale znajdziecie opis kobiecych bohaterek, które ratując swoje życie i najbliższych są w stanie znieść baaardzo dużo i wiele poświęcić. Oraz to, że nawet wśród kojotów potrafią być porządni ludzie! Jedno co mnie dziwiło, to że podczas tak trudnej drogi, ten 8 letni Luca nie marudził mamie! Znosił wszystko w milczeniu i z godnością - gdzie niejeden dorosły by w niektórych momentach pomarudził. No ale każdy jest inny, inaczej znosi dane sytuacje. Jeśli szukacie jakiejś książki o migrantach, to tę polecam Wam bardzo!


Tytuł: "Amerykański brud"

Autor: Jeanine Cummins

Ilość stron: 476

Wydawnictwo: NieZwykłe

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe i portalowi lubimyczytac.pl.

     


Komentarze

  1. ciekawa książka idealna na prezent

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej na prezent dla kogoś kto lubi takie przygodowe książki ...

      Usuń
  2. Nie czytałam chyba nigdy żadnej książki o migrantach, ale ta książka nie jest mi obca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby jakieś wspomnienia ta książka wywoływała u Ciebie?

      Usuń
  3. Ciekawa pozycja, myślę że mojej siostrze z pewnością by się spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem ,że są taki 3 słowa, ale książka jak widać jest mocno przgodowa,
    też nie chciałabym takich przygód...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiada o przygodach, które przeżyli Lydia i Luca podczas ucieczki. Nie ma tutaj typowych jakichś łatwych przygód, to trudy, emocje i walka o życie jest tutaj podczas ich podróży.

      Usuń
  5. Hmmm, będę miała ją na uwadze. Pozdrawiam przedświątecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wolnej chwili zachęcam sięgnąć po nią :) Pozdrawiam poświątecznie - acz jeszcze przed sylwestrowo :)

      Usuń
  6. Książki o migrantach zawsze chętnie czytam

    OdpowiedzUsuń
  7. lubię czytać takie książki, bez patosu, bez dramatyzmu, prawdziwe i życiowe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie i ta taka jest :) Przynajmniej takie ja mam zdanie o tej książce :)

      Usuń
  8. Tytuł ciekawie się zapowiada, będę miała go na uwadze, takie historie przemawiają do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawiająca jest siła drzemiąca w kobietach, sama często się na łapię na myśli, skąd biorę siły na pewne sprawy, zwłaszcza dotyczące mojej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kobiety są nie do zdarcia!!!!! Ja nie wiem, skąd my bierzemy siły na wiele rzeczy czy na problemy, ale mamy tę moc!

      Usuń
  10. Chyba spodobałaby mi się ta książka. Zapisuję sobie tytuł na listę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie i po przeczytaniu daj znać, jakie będą Twoje wrażenia :)

      Usuń
  11. Słyszałam już o tej powieści, ale nie wgłębiałam się w fabułę. Po twojej recenzji jednak myślę, że książka by mnie mogła zainteresować ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo