Przejdź do głównej zawartości

Wywiad z bibliotekarką, która robi to co lubi.

 


Mam na imię Sylwia. Od 4 lat pracuje w gminnej bibliotece. Dla mnie to spełnienie marzeń z dzieciństwa kiedy to stemplowałam każdą jedną książkę w domu i byłam Panią bibliotekarką. Poza tym od ponad dziesięciu lat prowadzę bloga właśnie o recenzjach książek.  Ta pasja do książek i blog pomógł mi w dostaniu pracy marzeń. Wypracowane przez lata znajomości wśród autorów są wielkim atutem w pracy bibliotekarki. Najczęstsze pytanie od czytelników: „Czytała Panią tą książkę?” Niestety nie przeczytałam wszystkich książek i życia nie starczyło by mi na to. Czytam przeważnie kryminały, thrillery, powieści grozy i powieści historyczne. Zdarzy się, że sięgnę po książkę, która nie jest w centrum moich zainteresowań. Jednak przy polecaniu książek czytelnikom sugeruje się ich  gustem i przeważnie trafiam bezbłędnie. Czytelnicy często opowiadają o przeczytanych książkach, o tym jakie emocje im towarzyszyły i wtedy wiem komu polecić taką książkę dalej.

 

1.       Jakimi kryteriami kierujesz się przy wyborze książek podczas zakupów do biblioteki?    

   Przede wszystkim prośby czytelników to dla nas priorytet, a w następnej kolejności to co jest na topie, trendy ale mam też taką zasadę do każdych zakupów kilka debiutów i powiem Ci, że to się sprawdza. Zdarza się dosyć często, że czytelnicy poszerzają swoje zainteresowania czytelnicze o nowych autorów.

2       Czy to prawda, że na zakup nowych książek do biblioteki mają wpływ tylko panie bibliotekarki? 

  Nie, nie, nie tylko my ale przede wszystkim czytelnicy. To dla nich jesteśmy i dla nich kupujemy książki.

      Dlaczego pewnych książek nie ma u Was w bibliotece, choć czytelnicy o nie pytają? 

  Akurat biblioteka, w której pracuję jest małą biblioteką z niewielkim budżetem na książki. Zakupy robimy raz na dwa miesiące w jednym miejscu, na jedną fakturę. Nie możemy kupić książki bezpośrednio od autora bo przeważnie nie wystawia faktury i dochodzą koszty wysyłki i to już dla nas duże utrudnienie. Najtrudniej jest z samo wydawcami bo nie zawsze książki są dostępne w hurtowniach.

4       Macie pewną pulę pieniędzy, które możecie jako biblioteka wydać na spotkania autorskie. Wybieracie jedno, ale z poczytną autorką, która się ceni i w ciągu roku już nikogo nie zaprosicie? Czy wolicie za tą kasę zaprosić innych autorów , ale kilku i za mniejszą kasę ? 

   Zdecydowanie wolimy tą drugą opcję. Dla nas wiadomo, że im więcej wydarzeń w ciągu roku tym lepiej. Przede wszystkim wybieramy autorów, którzy mieszkają w okolicy wtedy od razu z automatu odpadają koszty dojazdu czy noclegu. Zdarzyło się, że znany autor wziął naprawdę niewielką sumę. Tu niestety rozbieżność cenowa za spotkanie autorskie jest ogromna – od kilkuset złotych do kilkunastu tysięcy za spotkanie.

        Na czym polega praca bibliotekarki?

   Jak większość osób myśli to w sumie taka bibliotekarka nic nie robi. Siedzi i piję kawę. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Praca bieżąca, obsługa czytelnika i wypożyczanie książek. Bibliotekarz musi być na bieżąco z nowościami więc szukamy i przeglądamy w Internecie portale, na których są polecane nowości.  Zamawianie książek, wprowadzenie ich do systemu i obłożenie. Organizacja spotkań autorskich – tu od znalezienia gościa, przygotowanie promocji wydarzenia (plakaty, promocja w social mediach), moderowania spotkania i  przygotowania pytań. Lekcje biblioteczne z dziećmi ze szkół i przedszkoli. Znalezienie ciekawych pomysłów na organizację innych wydarzeń. Przeistaczamy się w fotografów, grafików, animatorów. No i zostaje cała masa raportów, których akurat bardzo nie lubię. Poza tym kocham swoją pracę.




Dziękuję Ci Sylwio za odpowiedzi na moje pytania i za to, że zechciałaś się podzielić się kilkoma szczegółami dotyczącymi pracy bibliotekarki. 


P.S. Jeśli i Wy chcecie o coś zapytać Sylwię, to zadajcie pytanie w komentarzu, a Sylwia na pewno Wam odpowie na nie :) 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo