Przejdź do głównej zawartości

"Jedna miłość" Anna Dąbrowska.

     "Jest taka chwila, która potrafi zmienić wszystko... Masz tylko jedno życie, więc pozwól sobie na zmiany, zaufaj sercu, bo ono wie, że prawdziwa miłość zdarza się tylko raz."



      Jest to 3 część przygód Emilii i Matta. Część 1 przedstawiłam Wam tutaj, natomiast część 2 tutaj. Tak tylko dla przypomnienia napiszę, że w 1 części poznaliśmy Emilię i Matta. Ich nieplanowane spotkanie przerodziło się w miłość i to wielką miłość, choć okraszoną tajemnicami. Głównie były to tajemnice Matta. W 2 części ich miłość miała swoje wzloty i upadki, ale pomimo różnych burz w ich życiu dalej byli razem. Do momentu, kiedy to Matt wyjechał w jakiejś sprawie i zginął. Czyli część 2 skończyła się tragedią.  W 3 części od samego początku dominuje rozpacz Emilii po stracie ukochanego.  Jednak czy tylko o tej rozpaczy tutaj możemy poczytać?

     "Emilia spodziewa się dziecka, ale nawet ono nie jest  w stanie wypełnić pustki po ukochanym mężczyźnie. Zaczyna chwytać się irracjonalnej nadziei, że Matt przeżył wypadek, lecz dla dobra synka przyjmuje oświadczyny Adama i stara się być szczęśliwą. Kiedy wydaje się, że do Emilii wraca spokój, niespodziewane wydarzenie znów rujnuje jej świat."

     Jak wnioskujemy z opisu, Emilia pomimo tragedii, która ją dotknęła, chce dobra swojego synka i to głównie dlatego przyjmie oświadczyny Adama. Jednak czy dojdzie do ślubu? Albo inna sprawa - czy będzie w stanie pokochać Adama choćby w połowie tak mocno, jak kochała Matta? Przyznam się szczerze, że podczas czytania tej książki, tak jak i podczas czytania dwóch pozostałych części, serce momentami biło mi szybciej, momentami wzruszałam się, momentami złościłam się na postępowanie Emilii, ...  oj targały mną emocje! Nie umiałam zrozumieć również Adama. Rozumiem, że kiedy to facet oświadcza się kobiecie, a ta nie przyjmuje oświadczyn, bądź jest nie zdecydowana jeszcze na TEN krok, to faceta to dotyka w czuły punkt i ma ochotę jakoś to odreagować. Jednak nie byłam w stanie zrozumieć Adama w takich momentach, kiedy coś mu się nie podobało, a swoje smutki topił w alkoholu i ciągle obiecywał Emilii poprawę. Ja nie umiałabym życia układać sobie z facetem, który smutki topi w alkoholu! Zostawiłabym go od razu! Emilia go nie zostawiła, dawała mu kilka szans - do pewnego momentu! Ale o tym musicie sami przeczytać! Za to Emilia też wkurzała swoim zachowaniem, a już w szczególności, kiedy to wszystkich innych obarczała po trosze winą za swoje dotychczasowe postępowanie! 



     A więc, zapraszam Was do sięgnięcia po całą trylogię. Losy głównych bohaterów są tutaj dosyć zawiłe. Sporo się dzieje, miłość kwitnie - czego owocem ma być dziecko, ale wydarza się tragedia, potem jest sporo smutku, żalu, niechęci do wszystkiego. A jednak Emilia ma czasem takie przebłyski, że może jednak Matt żyje! I choć wszyscy próbują wybić jej ten pomysł z głowy, ona ciągle wierzy! Z czasem coraz słabiej wierzy w to, ale jest w niej taka mała iskierka nadziei! Kiedy w pewnym momencie jej świat zaczyna się stabilizować i przyjmuje oświadczyny, reszta ma być już tylko spokojnym ciągiem dalszego życia. Ale ... No właśnie, wtedy znów coś się wydarzy! Wtedy znów świat panny Ligockiej wywróci się do góry nogami! I to ona będzie musiała podjąć kolejne trudne decyzje dotyczące jej, dziecka i ich przyszłości! Będzie musiała też wybaczyć, wiele wybaczyć, a to nie będzie łatwe. 

     Końcówka książki zaskoczyła mnie. Autorka potrafi dozować emocje czytelnikowi! Bo tutaj niby już happy end, a jednak jeszcze mały psikus od losu, mała tragedia na koniec i potem koniec książki z wielką miłością! Dodam, że po przeczytaniu ostatnich wersów CZUŁAM NIEDOSYT! Chciałam więcej, ale książka mi się skończyła!!! To chyba oznacza, że muszę sięgnąć po inne książki tej autorki i osobiście się przekonać, czy inne książki też mi przypadną tak bardzo do gustu!





Tytuł: "Jedna miłość"
Autor: Anna Dąbrowska
Ilość stron: 288 
Wydawnictwo: LIRA

     Dziękuję autorce Annie Dąbrowskiej oraz Wydawnictwu LIRA za możliwość przeczytania tej książki. 

Komentarze

  1. Dzięki za polecenie! Czytam polskie autorki, ale tej jeszcze nie znam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam :) Ja z chęcią sięgnę też po inne książki tej autorki.

      Usuń
  2. Czuję, że to dla mnie. W sumie dość lekkie lektury i chwytające za serce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię i ciężki i lekkie, ale najlepiej po jakiejś ciężkiej czyta mi się właśnie takie lekkie. Nie ma to jak urozmaicenie :)

      Usuń
  3. Słyszałam o tej serii jednak do tej pory nie miałam okazji przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również nie znam tej autorki. To chyba nie ta piosenkarka? :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, hi, nie, to nie TA piosenkarka ;) Ta Anna Dąbrowska to całkiem inna osoba, która tworzy bardzo ciekawe, romantyczne książki :)

      Usuń
  5. Moim zdaniem każdy zakochany na ten blog powinien zaglądnąć. Ten blog oceniam bardzo wysoko bo jest fajny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba nie bardzo w moim guście, wolę bardziej dynamiczne akcje :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo