Przejdź do głównej zawartości

"Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy." Sylwia Winnik.

      
      Kupiłam tę książkę niedawno. Tematyka bardzo mi bliska - bo przecież mój mąż też wyjeżdżał na misje. Tym chętniej chciałam poczytać jak inne żony, matki radziły sobie podczas mężowskich wyjazdów, czy nawet jak inni żołnierze wspominają swoje emocje z misji. Ale na pewno nie spodziewałam się, że w tej książce przeczytam kilka słów o własnym mężu!!! Zaskoczenie totalne!

     Jak tylko owa książka do mnie dotarła, przejrzałam ją. Bo poza tekstem jest tam też kilka fotek. Po powrocie męża z pracy pokazałam mu tę książkę i powiedziałam o tych zdjęciach. Przejrzał je i stwierdził zadowolony, że w książce jest jedno zdjęcie, które on zrobił. Nie bardzo wiedziałam skąd ono się tam wzięło. Ale fajnie że tam jest. No i w trakcie czytania książki doszukałam się mężowskiego przyjaciela i jego wspomnień z misji z Iraku i z Afganistanu - zresztą własnie na tych dwóch misjach był tam razem z moim mężem. O czym on też wspomina w książce. Wiecie, to uczucie kiedy z zaskoczenia czyta się o własnym mężu w czyjejś książce i czyjejś wypowiedzi - jest nie do opisania! I bez tego wszystkiego rozpiera mnie duma z mojego męża! Nie tylko za misje, ale ogólnie za to jaki jest! A jeszcze kiedy w książce ktoś inny miło wypowiada się o moim mężu, to już w ogóle jestem dumna z niego! 

     No ale dość już o moim mężu. Przeczytać tutaj możemy prawdziwe opowieści rodzin Polskich Żołnierzy. Każda z wypowiadających się tutaj osób przeżywała owe misje inaczej. Rozbawiła i zaskoczyła mnie trochę wypowiedź jednej z żon żołnierza:
"...- Pamiętaj, że masz dziecko.Musisz do niego wrócić, rozumiesz? A gdy będą cię wysyłać na niebezpieczną wyprawę, masz powiedzieć, że udajesz kaktusa. A kaktusów się nie wysyła na misje. ..." 
      Niezły patent! Szkoda, że ja nie wpadłam na taki tekst, kiedy mój małżonek wyjeżdżał. 

 "... Misja jest nieprzewidywalna i żaden, nawet najsilniejszy, najbardziej przygotowany żołnierz czasami nie jest w stanie zapobiec konsekwencjom zdarzeń, w lwiej części od niego niezależnych. ..."
      Jakże to prawdziwe zdanie! Nie raz bałam się o męża, tak jak inne kobiety bały się o swoich mężczyzn. Ale co nie znaczy, że tutaj, w kraju się o nich nie martwimy. Przecież żołnierze wyjeżdżają na różne szkolenia, na poligony, na kursy - w każdym momencie może się żołnierzom stać krzywda. Zresztą, można przechodzić przez pasy na jezdni i auto może człowieka przejechać - więc daleko szukać nie trzeba nieszczęścia! Aczkolwiek nie możemy wszędzie doszukiwać się zła czającego się na nas i naszych bliskich. To już byłaby paranoja!

     Czytając wypowiedź jednego z żołnierzy, który wrócił z misji ciężko ranny i musiał spędzić sporo czasu w szpitalach, poczułam złość. Dlaczego? Dlatego, że ten mężczyzna wyznał, jak to polski personel w szpitalu odnosił się do niego - wiedząc, że jest żołnierzem i wrócił ranny z misji! Słowa typu: po coś tam się pchał! albo pojechałeś tam dla kasy i co Ci z tego przyszło?!. Znam takie teksty. Parę razy nawet ja je usłyszałam - a byłam najpierw tylko narzeczoną żołnierza na misji, a później żoną i matką naszych dzieci. Ale niektórzy chyba z zawiści myślą, że facet wyjeżdża na misje za kasą. Potem wróci i będzie się lansował tutaj w kraju! Owszem, każdy żołnierz dostaję kasę za takie wyjazdy! Ale ludzie - oni tam nie jadą na wakacje, oni nie jadą rwać tam truskawek czy zbierać pieczarki! Oni wyjeżdżają na prawdziwą wojnę albo na misje pokojowe, gdzie równie dobrze mogą zginąć! I uwierzcie, że my kobiety - żony/narzeczone/dziewczyny tych wyjeżdżających żołnierzy nie mniej łatwo mamy zostając z szarą rzeczywistością tutaj. To MY zostajemy tutaj z dziećmi, to my zostajemy tutaj ze swoimi troskami, problemami, smutkami, to my zostajemy tutaj z rachunkami do opłacenia w terminie, to my musimy radzić sobie same kiedy kran nam będzie ciekł w łazience, albo samochód rozwali się gdzieś w szczerym polu. Przecież my nie możemy wtedy zadzwonić do męża! Musimy sobie poradzić. A co kiedy któraś z nas ma kilkoro dzieci i jedno się rozchoruje, i musi pobyć trochę w szpitalu, a rodzinę mamy daleko? Kto w tym czasie zajmie się resztą naszych dzieci? No właśnie! Z takimi problemami dnia codziennego MY musimy zmagać się na co dzień, kiedy nasi mężowie/partnerzy zmagają się z nieprzewidywalnością na misji! Dobrze, jak mamy rodzinę w pobliżu i to taką rodzinę, która nam pomoże. Ja na szczęście mogłam zawsze liczyć na rodzinę. I nie umiem sobie wyobrazić, dlaczego niektóre kobiety w czasie kiedy ich faceci narażali  swoje życie, one pustoszyły konto z kasy, pustoszyły mieszkania i wyprowadzały się do innych facetów, no i w ogóle jak one mogły w tym czasie nie czekać na swoich mężczyzn tylko wyszukiwały sobie nowych?!!!!!! Nie, tego zrozumieć nie umiem! A takie piękne słowa aż me serce radują:
"... To  żona jest prawdziwym bohaterem. I dzieciaki. ..."

"...Za każdym mężczyzną, który chce zrobić coś wielkiego, stoi jeszcze silniejsza kobieta." - gen. Patton.

     Tak więc ludzie - miejmy szacunek do Naszych Żołnierzy. Do Polskich Żołnierzy! Bo oni, tak jak i my, mają tylko jedno życie! " ...Życie to nie gra. Człowiek nie ma kilku żyć. Jeśli coś pójdzie nie tak - game over. ..." 


Tytuł: "Tylko przeżyć. Prawdziwe historie rodzin polskich żołnierzy. "
Autor: Sylwia Winnik
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: ZNAK

Komentarze

  1. Super. Z chęcią przeczytam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Może moja siostra by się tą ksiażką zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękna książka i chętnie po nią sięgnę, a wszystkie żony w tym Ciebie podziwiam bo nie wyobrażam sobie jak można funkcjonować w miarę normalnie i nie myśleć w każdej chwili czy mój mąż jest cały i zdrowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jest w takich chwilach ciężko. Aczkolwiek więcej o nim myślałam, jak jeszcze dzieci nie było. Jak były już dzieci, to raczej one zajmowały mój cały czas, a o mężu najwięcej myślałam, kiedy dzieci spały. Wtedy dopiero dopadały mnie różne myśli.

      Usuń
  4. Teksty, które zacytowałaś, zdecydowanie zachęcają do przeczytania tej książki. Dzięki za rekomendacje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A to niespodzianka przeczytać o własnym mężu w książce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Tym bardziej, że naprawdę nie wiedziałam, ani że przyjaciel męża tam będzie się wypowiadał, ani że on wspomni mojego męża :)

      Usuń
  6. Ojej, przeczytać coś w książce o własnym mężu - bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ludziom łatwo jest oceniać. A już najlepiej po pozorach. Albo w sytuacjach, o których nie mają pojęcia. Wiem coś o tym. I mam na to jedną odpowiedź: każdy mierzy własną miarą. Zawsze do tej pory mi się to sprawdzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra rada. Też staram się nie przejmować tym co czasem ludzie gadają, choć czasem nie da się przejść nad niektórymi tekstami do porządku dziennego ;)

      Usuń
  8. Książka pokazuje, jak łatwo jest ludziom oceniać po pozorach i strzępkach informacji, szkoda, że niewielu ma umiejętność głębszego spojrzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja Kasiu! Ale niestety nic na takich ludzi nie poradzimy.

      Usuń
  9. Musiało być ci naprawdę miło czytając takie słowa. Ja uważam, że wyjeżdżając na misję mężczyźni, żołnierze boją się tak samo mocno jak ich kobiety. A komentarze o kasie i inne są bardzo nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Piszesz, że nie lubisz jak ludzie oceniają żołnierzy a sama kogoś innego oceniasz... Mam na myśli te kobiety które odchodzą od żołnierzy. Czasem miej trochę więcej empatii do ludzi i postaraj się zrozumieć co one czuły. Może nie było im łatwo tak jak tobie? Niektórym trudno jest być w takim związku, małżeństwie to lepiej zakończyć jak się coś zmieniło bezpowrotnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam empatię dla każdego, kto na nią zasługuje. Jednak nie mam empatii zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn, którzy odchodzą od swojego małżonka tylko i wyłącznie dla kasy, albo kiedy odchodzą jak tchórze - czyli po cichu, nie mówiąc nic swojemu małżonkowi o rozstaniu, do tego splądrują małżonka konto i mieszkanie, a ten lub ta kiedy wróci z misji dopiero się dowiaduje, że nie ma żony/męża, ale i mieszkania oraz kasy na koncie. To już dla mnie jest świństwo totalne!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo