Przejdź do głównej zawartości

Testowany makaron.

    Całkiem niedawno zarejestrowałam się na stronie www.samplecity.pl i udało mi się załapać na testowanie makaronu Bartolini.
    

Otrzymałam 2 opakowania Makaronu Bartolini Durum.Dokładnie były to świderki nr4 i świderki nr4 smakowe. Szkoda, że opakowania miały po tylko 400g. 


Tak wyglądał ten makaron, drugi wyglądał tak samo, tylko miał jeszcze smakowe makaroniki: zielony z dodatkiem szpinaku i czerwony z dodatkiem pomidora suszonego.




 Ale w sumie to i tak było co z tym makaronem zrobić. Owe Świderki są dosyć duże, więc stwierdziłam, że przy moich dzieciach nie za bardzo pasuje ten makaron do zupy. Ponieważ bałam się, ze podczas gotowania jeszcze owe świderki zrobią się jeszcze większe, więc potem chyba tylko po 4 świderki wkładałabym do talerza i zalewała zupą:) A to by nie miało sensu. Więc postanowiłam zrobić sałatkę. Makaron ugotowałam według przepisu na opakowaniu i chciałam zobaczyć czy faktycznie nie trzeba go hartować czy aby potem nie zacznie się sklejać. Ale nie sklejał się. Więc jak ostygł to wrzuciłam go do miski, ( najpierw smakując sam makaron) razem z pociętymi: papryką, cebulą, szynką, ogórkiem kiszonym i wymieszałam z sosem majonezowo-ketchupowym. Wszystko wymieszałam dodatkowo trochę soląc i posypując pieprzem, no i zaczęłam z rodzinką delektowanie się. Sam makaron był cały czas w jednym kawałku, nic się nie rozwalał. Smacznie się go jadło, nawet mojemu mężowi ten makaron przypadł do gustu, choć on za makaronami nie przepada. Śmieje się ze mnie zawsze, że rozgotowuję makarony, a ten mu smakował, bo czuć było lekką twardość makaronu. Nawet fakt, ze świderki były dosyć duże spodobało się dzieciom - ku mojemu zaskoczeniu. Bo myślałam, ze nie dadzą rady jeść takich wielkich świderków, ale było wręcz odwrotnie. Mieli ubaw, że wkładając sobie jednego świderka do buźki mają pełno:) I jeszcze jedna duża uwaga - już parokrotnie kupowałam różne makarony kolorowe - czyli te z dodatkami suszonych pomidorów czy szpinaku i moi chłopcy ZAWSZE wybierali je z talerza, zjadając tylko te jasne makaroniki. Tym razem normalnie była walka, kto pierwszy zje zielone makaroniki, potem czerwone, na koniec już spokojnie zjadali jasne makaroniki. Więc mamy przełom - w końcu moi synkowie zaczęli jadać kolorowy makaron:) Hura! 


Ogólnie firma Bartolini  tutaj ich link do stronki http://bartolini.com.pl/ ma dosyć bogaty wybór w makaronach. A więc do wyboru, do koloru i jest wielkie pole do popisu z tymi makaronami. Jednak co mnie osobiście dziwi, to fakt, że tego makaronu nie spotkałam w sklepach ( Carrefour, Tesco, Biedronka, Lidl czy mój osiedlowy sklep). Owszem, nie obeszłam jeszcze wszystkich sklepów, no i mieszkam w nie za dużej miejscowości, jednak jak jadę do większego miasteczka i obchodzę sklepy to też tego makaronu nie widzę. Za to jak ktoś go znajdzie u siebie w sklepie, to warto go kupić choćby dla faktu wypróbowania go:) Moim zdanie warto:):)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo