Przejdź do głównej zawartości

"Włochy to sen, który powraca do końca życia" Iwona Marzena Pawłowska.

      


     "-Przechodzenie przez kryzysy życiowe czyni nas bardziej ludzkimi, współczującymi, akceptującymi i rozumiejącymi siebie samych oraz innych."

     Pani Iwona Marzena Pawłowska jest z wykształcenia nauczycielem, z zawodu przedsiębiorcą i coachem. Jej największą pasją są podróże, nie tylko po świecie, ale i do własnego wnętrza. Jest gorącą miłośniczką Włoch. Przytoczyłam i skróciłam opis autorki z okładki książki. A wiecie czemu to zrobiłam? Bo to co tutaj jest napisane o samej autorce, to dokładnie jest odwzorowane w jej książce!



     W książce znajdziecie rozmowy z coachem, przy okazji podejrzycie trochę jak wyglądają zajęcia z taką osobą. Jest to tylko namiastka, ale jest. Poza tym jest tutaj wątek choroby głównej bohaterki. Jednak o samej chorobie jest tutaj mało wzmianek. Jest wielka pasja do wykonywanej pracy przez Annę - czyli główną bohaterkę no i ogromna miłość do Włoch i chęć zamieszkania w tym kraju! A więc są podróże i opisy różnych miejsc. 

      Szczerze, to skusiła mnie okładka i sam krótki opis z okładki. Myślałam, że skoro główna bohaterka jest chora, to będzie mnóstwo emocji związanych z tym. Zabrakło mi tego. Skoro postanowiła wyjechać na tydzień do Włoch, to że tam będzie się działo istne szaleństwo  - może zwiedzanie od rana do nocy, może imprezy z przystojnymi włochami, może szalone pomysły?! No sama nie wiem czego się spodziewałam, ale na pewno nie spodziewałam się tego, że od początku nudzić się będę, kiedy to Anna wykonywała zadania od coacha! Może ja po prostu nie rozumiem o co tutaj właściwie z tym coachem chodzi? Ale mnie to nudziło. 

"UFAĆ SOBIE, SWOIM TALENTOM, UMIEJĘTNOŚCIOM, INTUICJI, ZASOBOM."

Więc opornie, ale czytałam dalej i w końcu po ponad połowie książki akcja ruszyła do przodu i czytało mi się aż do końca książkę z przyjemnością. Autorka bardzo dużo wplotła tutaj opisów miejsc, które odwiedzała Anna. Było to bardzo ciekawe i męczące trochę. Ciekawe, bo naprawdę opisy były prawie jak żywe. No aż można było przymknąć oczy i wyobrazić sobie to opisywane miejsce i czytelnik czuł się, jakby też tam był! Męczące trochę, bo tych opisów jak na powieść było dla mnie za dużo! Wolałabym więcej akcji z bohaterami poczytać niż tyle opisów miejsc. No i jeszcze jeden minus - w tej książce jest trochę błędów (literówki itp.), które psują czytanie! Ale sam pomysł na powieść mi się podoba. 

      " Z jednej strony mam jeszcze czas, jeszcze jestem taka młoda - mówiłam sobie. A z drugiej strony czułam, jak życie przecieka mi przez palce. Skończyłam czterdzieści lat i dowiedziałam się, że jestem chora. Ni stąd, ni zowąd przyszła refleksja, że nie korzystam z życia. Moimi wyznacznikami w życiu były: dobra praca w znanej firmie, status  materialny, prestiżowe studia. Jednak podskórnie czułam, że swoje prawdziwe życie odsuwam na dalszy plan, nie dbam o siebie. Nie założyłam rodziny, bo się bałam. "


      "Ten wyjazd BYŁ początkiem mojej nowej przygody, nowego sposobu i stylu życia. Dlatego był tak trudny dla mnie. Czas na odważne decyzje, determinację i mądrość w działaniu."


     Główna bohaterka Anna Witkowska najpierw dowiaduje się, że jest u niej podejrzenie guza. Kiedy czeka na wyniki, wylatuje z koleżanką na tydzień do Włoch. Po powrocie dalej dba o siebie i swoje zdrowie, i nawet jest z jej zdrowiem lepiej, ale ciągle czuje tęsknotę za Włochami. Jakoś tak ta tęsknota jest w niej od zawsze. Postanawia więc zmienić swoje życie i wyjeżdża znów do Włoch, tam znajduje pracę i mieszkanie. W pracy się spełnia na maksa, z mieszkania jest mega zadowolona, ogólnie czuje się wyśmienicie. Jednak kiedy pozna pewnych przyszłych klientów firmy w której pracuje, jej życie znów zacznie się zmieniać. Czy na lepsze? Tego dowiecie się z książki. Ale na pewno podczas czytania zauważycie, że bohaterka ciągle próbuje zajrzeć mocniej w siebie, ciągle jakby czegoś jej brakowało. A może w końcu znajdzie ten odpowiedni dom i mężczyznę swojego życia? Zapraszam do lektury!


Tytuł: "Włochy to sen, który powraca do końca życia"

Autor: Iwona Marzena Pawłowska

Ilość stron: 318

Wydawnictwo: OFICYNKA


      Dziękuję bardzo Wydawnictwu Oficynka za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki.  


Komentarze

  1. Rzadko czytam książki polskich autorów. Jeżeli już, to klasykę lub uznane nazwiska. Aby ustrzec się straty czasu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, a ja uwielbiam debiuty, a także odkrywanie nowych pisarzy naszych rodzimych. Nie twierdzę, że z tą książką zmarnowałam czas.

      Usuń
  2. Podejrzewam, że najbardziej z tej książki to właśnie opisy miejsc by mnie przyciągnęły, na przywołanie włoskich wspomnień. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzę o podróży do Włoch, więc chętnie przeczytam tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna ksiązka.
    Zdecydowanie Włochu i wyjazd do nich, przynajmniej na wakacje to moje marzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super że autorka nie poprzestaje na ulepszaniu innych ale także dba o własne wnętrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Tutaj dużo skupia się na swoim samopoczuciu i wartościach.

      Usuń
  6. Chyba spodziewałam się czegoś innego, faktycznie jakiś szaleństw we Włoszech, bardziej dynamicznej akcji. Raczej sobie odpuszczę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jak widać, czasem opis z okładki może być kompletnie inny od tego co przeczyta się w książce.

      Usuń
  7. Szkoda, że książka rozkręca się dopiero po połowie. Nie wiem czy się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś w wolnej chwili po nią sięgniesz i Ciebie wciągnie od początku :)

      Usuń
  8. Oj jak ja nie lubię literówek ;/ Okładka super zachęcająca, ale na książkę raczej się nie skuszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czasem bywa, że okładka zachęca a środek już nie, lub odwrotnie ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo