Mój ostatni wpis był o moim złym samopoczuciu. Dziś w końcu nasmaruję słów kilka o tym czego się dowiedziałam od gina i nie tylko.
U gina byłam dokładnie tydzień temu we wtorek. Zbadał mnie, wysłuchał i powiedział, że podczas badania nie zauważył ani rozwarcia, ani żeby cosik z szyjką macicy się działo, jednak po tym co mu powiedziałam, stwierdził, że miałam ból porodowe - czyli przedwczesny poród mi się szykował i jest zagrożenie ciąży! Jakby tego było mało, obejrzał moje ostatnie wyniki badań i wyszło, że mam za mało żelaza czyli jeszcze anemia mnie męczy i mam jakieś bakterie w moczu! Czyli full wypas! Wszystkiego po trochu. Nie wiem czemu nie zrobił mi usg dodatkowego, ale pewnie dlatego, że mam trochę zawianego lekarza. Ale poza tym kazał mi leżeć jak najwięcej, odpoczywać, nie denerwować się i przepisał mi leki: Luteinę, Scopolan, Tardyferon-Fol. Poprosiłam pana doktora, aby napisał mi zaświadczenie, że mam ciążę zagrożoną i że mam leżeć. Trochę się zdziwił, bo wiedział, że nie pracuję zawodowo - więc po co mi takie zaświadczenie?! Odpowiedziałam, że potrzebuję, bo mąż w pracy je przedstawi u siebie i może dzięki temu papierkowi nie będą go do mojego rozwiązania wysyłać w żadne delegacje lub na jakiekolwiek inne wyjazdy! Lekarz popatrzył na mnie i powiedział, ze nie jest upoważniony, żeby wystawić mi takie zaświadczenie!!!! Hm.... zapytałam go, że jak to? To skoro nie on, to kto jest do tego upoważniony? Odpowiedział, że mam iść do mojego rodzinnego lekarza. A kiedy zapytałam go - na jakiej podstawie moja rodzinna pani dr. ma mi wystawić to zaświadczenie, bo przecież ona mnie nie zbada, ona nie zna przebiegu mojej ciąży ani nic innego nie wie w tym temacie, odpowiedział mi tylko, że to już nie jego sprawa!!!! Ot mądry ginekolog mi się trafił! Wyszłam od niego troszku oszołomiona, ale poszłam od razu do rejestracji i umówiłam się do mojej pani dr. rodzinnej. Wizytę u niej miałam za 2 dni. Kiedy podczas wizyty powiedziałam z czym przyszłam, ona miał oczy jak 5zł! Dosłownie! Spytała czemu gin mi tego nie wystawił? Odpowiedziałam wszystko jak an spowiedzi i usłyszałam od niej takie słowa: PRZECIEŻ GINEKOLOG JEST OD TEGO JAK DUPA OD SRANIA! Dosłownie jej słowa! Zresztą i ja jestem tego zdania. Ale cóż ja mogę?! Zwykły szary człowiek?! Moja rodzinna lekarka poradziła bym jeszcze raz spróbowała pogadać o tym zaświadczeniu z moim ginem, a jak znów mi odmówi, mam iść do prezesa przychodni na niego naskarżyć! Tą radą mnie zaskoczyła! Ale ja też problemów sobie robić nie chcę, bo przecież ciągle muszę chodzić do gina na kontrole. Pogadałam sobie trochę z moją rodzinną, wszystko mi wyjaśniła, że ona naprawdę nie może mi tego wystawić - chociaż by bardzo chciała. Ale to jest w gestii ginekologa. A ja to świetnie rozumiem. Tylko się wkurzam, że taka dziwna spychologia u nas panuje - jednemu nie chce się pisać świstka dla pacjentki, drugi lekarz chciałby,ale nie ma podstaw do wystawienia takowego pisma. Ehhh...
Przemyślałam sprawę i umówiłam się na prywatną wizytę do całkiem innego ginekologa - porozmawiam z nim, żeby wystawił takowe pisemko dla mnie. Mam nadzieję, że wystawi. Przecież nie żądam nic nadzwyczajnego! Nie chcę, żeby ktoś dla mnie naginał prawo! Chce tylko głupie pisemko poświadczające moje złe samopoczucie! Ale w razie gdyby i ten prywatny gin robił mi problemy, to mam już mocne postanowienie względem mojego gina. W piątek muszę iść znów na kontrolę do swojego gina, bo tabletki mi się kończą i on ma podjąć decyzję, co dalej. Więc wtedy spróbowałabym znów poprosić o to zaświadczenie. Jeśli i tym razem by mi odmówił, to faktycznie bym się do tego prezesa przeszła! Nosz ile można się prosić o swoje???
U gina byłam dokładnie tydzień temu we wtorek. Zbadał mnie, wysłuchał i powiedział, że podczas badania nie zauważył ani rozwarcia, ani żeby cosik z szyjką macicy się działo, jednak po tym co mu powiedziałam, stwierdził, że miałam ból porodowe - czyli przedwczesny poród mi się szykował i jest zagrożenie ciąży! Jakby tego było mało, obejrzał moje ostatnie wyniki badań i wyszło, że mam za mało żelaza czyli jeszcze anemia mnie męczy i mam jakieś bakterie w moczu! Czyli full wypas! Wszystkiego po trochu. Nie wiem czemu nie zrobił mi usg dodatkowego, ale pewnie dlatego, że mam trochę zawianego lekarza. Ale poza tym kazał mi leżeć jak najwięcej, odpoczywać, nie denerwować się i przepisał mi leki: Luteinę, Scopolan, Tardyferon-Fol. Poprosiłam pana doktora, aby napisał mi zaświadczenie, że mam ciążę zagrożoną i że mam leżeć. Trochę się zdziwił, bo wiedział, że nie pracuję zawodowo - więc po co mi takie zaświadczenie?! Odpowiedziałam, że potrzebuję, bo mąż w pracy je przedstawi u siebie i może dzięki temu papierkowi nie będą go do mojego rozwiązania wysyłać w żadne delegacje lub na jakiekolwiek inne wyjazdy! Lekarz popatrzył na mnie i powiedział, ze nie jest upoważniony, żeby wystawić mi takie zaświadczenie!!!! Hm.... zapytałam go, że jak to? To skoro nie on, to kto jest do tego upoważniony? Odpowiedział, że mam iść do mojego rodzinnego lekarza. A kiedy zapytałam go - na jakiej podstawie moja rodzinna pani dr. ma mi wystawić to zaświadczenie, bo przecież ona mnie nie zbada, ona nie zna przebiegu mojej ciąży ani nic innego nie wie w tym temacie, odpowiedział mi tylko, że to już nie jego sprawa!!!! Ot mądry ginekolog mi się trafił! Wyszłam od niego troszku oszołomiona, ale poszłam od razu do rejestracji i umówiłam się do mojej pani dr. rodzinnej. Wizytę u niej miałam za 2 dni. Kiedy podczas wizyty powiedziałam z czym przyszłam, ona miał oczy jak 5zł! Dosłownie! Spytała czemu gin mi tego nie wystawił? Odpowiedziałam wszystko jak an spowiedzi i usłyszałam od niej takie słowa: PRZECIEŻ GINEKOLOG JEST OD TEGO JAK DUPA OD SRANIA! Dosłownie jej słowa! Zresztą i ja jestem tego zdania. Ale cóż ja mogę?! Zwykły szary człowiek?! Moja rodzinna lekarka poradziła bym jeszcze raz spróbowała pogadać o tym zaświadczeniu z moim ginem, a jak znów mi odmówi, mam iść do prezesa przychodni na niego naskarżyć! Tą radą mnie zaskoczyła! Ale ja też problemów sobie robić nie chcę, bo przecież ciągle muszę chodzić do gina na kontrole. Pogadałam sobie trochę z moją rodzinną, wszystko mi wyjaśniła, że ona naprawdę nie może mi tego wystawić - chociaż by bardzo chciała. Ale to jest w gestii ginekologa. A ja to świetnie rozumiem. Tylko się wkurzam, że taka dziwna spychologia u nas panuje - jednemu nie chce się pisać świstka dla pacjentki, drugi lekarz chciałby,ale nie ma podstaw do wystawienia takowego pisma. Ehhh...
Przemyślałam sprawę i umówiłam się na prywatną wizytę do całkiem innego ginekologa - porozmawiam z nim, żeby wystawił takowe pisemko dla mnie. Mam nadzieję, że wystawi. Przecież nie żądam nic nadzwyczajnego! Nie chcę, żeby ktoś dla mnie naginał prawo! Chce tylko głupie pisemko poświadczające moje złe samopoczucie! Ale w razie gdyby i ten prywatny gin robił mi problemy, to mam już mocne postanowienie względem mojego gina. W piątek muszę iść znów na kontrolę do swojego gina, bo tabletki mi się kończą i on ma podjąć decyzję, co dalej. Więc wtedy spróbowałabym znów poprosić o to zaświadczenie. Jeśli i tym razem by mi odmówił, to faktycznie bym się do tego prezesa przeszła! Nosz ile można się prosić o swoje???
Trzymam kciuki,m żeby jednak wystawił to zaświadczenie. Ja pamiętam, jak lekarka odmówiła mężowi wystawienia opieki na dzieci, gdy byłam w szpitalu przed porodem, z chłopcami. Powiedziała że dzieci zdrowe to mu się opieka nie należy i że jak tak potrzebuje, to niech sobie urlop bezpłatny weźmie ... . Uparła się, nie dała.
OdpowiedzUsuńA dzieci pewno do auta przed pracą miał przywiązywać, albo same zostawiać, wtedy cztero i półtoraroczną niunię. Przez trzy tygodnie. Eh.
Tym bardziej trzymam kciuki, za powodzenie misji :) Powiedz, że rodzinna zażyczyła sobie opinii, dlaczego takie leki i o ryzyku porodu przedwczesnego ;) No na jakiejś podstawie musi ona wystawić to zaświadczenie ;)
Ach Moniko, tak to czasem bywa z tymi naszymi lekarzami! Całe szczęście, że ten gin co byłam u niego prywatnie - to fajny facet i wysłuchał mnie i bez problemu zaświadczenie wypisał.
UsuńTo żem się napisała ;))) Aniu jestem w szoku!!! Nie wiem na jakiej podstawie szanowny pan ginekolog nie wypisał Ci takiego zaświadczenia. Na myśl cisną się tylko takie spostrzeżenia, że szanowny pan chciał Cię nastraszyć lub wogóle nie wie co się z Tobą dzieje i dlatego nie wypisał Ci takiego świstka. Życzę Ci z całego serca, żeby wszystko było w porządku. A ja bym sprawy tak nie zostawiła. Wiem, że nie chcesz sobie nagrzebać, ale ja nie wyszłabym z gabinetu prosząc przy okazji prezesa przychodni. Uważaj na siebie
OdpowiedzUsuńKasiu koniec końców - zaświadczenie mam :) No i w końcu mogłam popodglądać tego mojego małego bąbelka :)
Usuńjakiś ne powazny ten lekarz,od razyu powinnien Ci wystawic to zaświadczenie bez zbędnych pytań a nie kobiecie której sam zapisał luteine kazał jeszcze chodzic do innego lekarza.Najważniejsze,że wszystko dobrze się skończyło.Trzymajcie się oboje:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń