Przejdź do głównej zawartości

"Szeptun" Tomasz Betcher - Book Tour.

        Szczerze, to miałam wątpliwości, czy w ogóle zgłaszać się do tego BT. Dlaczego? A no bo chciałam przede wszystkim ograniczyć ilość BT sobie i nie wiedziałam czy spodoba mi się ta książka. Jednak, po to jest BT, żeby przekonać się czy książka i styl pisarski autora przypadnie nam do gustu czy też nie. No i pewna osóbka napisała mi na IG, że powinna się zgłosić do tego BT, i że nie pożałuję. :) Cóż było robić - zapisałam się i nie żałuję, a wręcz jestem tej osóbce wdzięczna, że dzięki jej namowie miałam okazję przeczytać tę książkę. 



     "Szeptun" pana Tomasza Betcher to świetna powieść przenosząca czytelnika w piękne Beskidy. Mamy tutaj trochę cudownych opisów widoków, ale i historie z życia wzięte. Bohaterowie są tutaj tacy normalni, tacy prawdziwi. Ich problemy, ich kłopoty, ale też i ich radości są tak normalne, a jednocześnie dotykają pewnych tematów, które są dosyć bolesne i trudne, a nawet bym powiedziała, że nie chcielibyśmy ich nigdy na sobie doświadczyć. 

      Julia jest młodą kobietą, która ma dwójkę dzieci i męża za granicą. Jako że małżonek jest wyjechany, a są wakacje, to Julia z nastoletnią córką Marysią i 8 letnim synem Kubą wyjechała w Beskidy na wczasy. Ten wyjazd jest też z powodów zdrowotnych Kuby. W odzyskaniu zdrowia Kubie ma pomóc pewien starszy pan, który zwany jest szeptunem. 


"- Uzdrowicielka (rzadziej uzdrowiciel) ludowa oferująca usługi ludziom wierzącym w ich moc uzdrawiającą. Termin szeptucha zwykle odnosi się do prawosławnych uzdrowicieli z rejonu Podlasia uzdrawiających za pomocą modlitwy. Szeptuchy zajmują się zwykle "leczeniem" chorób, odczynianiem uroków i klątw, ale zdarzają się także osoby zajmujące się ich nakładaniem. ...


... szeptuchy działały głównie na terenach Podlasia i zjawisko to dotyczyło niemal wyłącznie kobiet. W artykułach rysowano postać szeptuchy jako ludowej znachorki z pogranicza magii i medycyny naturalnej."


     Na miejscu okazuje się, że tego uzdrowiciela już nie ma, za to Julia poznaje jego wnuka Waldka. Los płata figla rodzinie Julii i niespodziewanie zamieszkują u Waldka właśnie. 


"Rodzina Julii wtargnęła w jego życie jak tornado, wrzucając wszystko w wielki wir zmian."

     Gospodarz od początku widzi, że w tej rodzinie każde z nich walczy z czymś lub z kimś. Julia czuje, że mąż się od niej odsunął dawno temu i nie ma w nim żadnego wsparcia. Kuba walczy z problemami skórnymi, na które żaden z lekarzy nie umie zaradzić. Marysię coś gryzie, ale co, to wie tylko ona. Czy on, samotnik i odrzutek, jest w stanie zaradzić choćby na jeden z tych problemów? Jak pobyt Julii i jej dzieci wpłynie na tego tajemniczego, a jednocześnie przystojnego pół Cygana? No i czy rodzina Julii będzie zadowolona z tego wyjazdu? Bo na początku córcia w ogóle wyjeżdżać nie chciała :)

      " Wiedziała, że czeka ją ciężka przeprawa z córką, która od wielu miesięcy toczyła wojnę podjazdową z całym światem."

     Ta trochę magiczna powieść nie dość, że przenosi czytelnika w piękne rejony Beskidu, to jeszcze serwuje wciągającą historię o codziennych trudach w normalnej rodzinie. Czasem moglibyśmy pomyśleć, że nas przecież takie problemy nie dotyczą, ale one mogą dotknąć każdego z nas. O tym, co przydarzyło się Marysi, kiedy tylko przeczytałam, pomyślałam, że na szczęście nie znam nikogo, kto też takie coś przeżył. A przynajmniej nic o tym nie wiem. Jeszcze tego samego dnia, od znajomej usłyszałam podobną historię, że jej córki koleżanka przeżyła dokładnie to samo i aż ciarki przeszły mi po plecach!!! Natomiast choćby problemy skórne u Kuby, to ostatnio norma u większości dzieci. AZS ma co któreś dziecko i to albo w małym stopniu, albo w większym. Jeden z moich synów też miał problemy skórne jako niemowlak, choć na szczęście nie było to AZS, jednak wiem, że w dzisiejszych czasach czasem nawet najlepsze maści nie pomagają, a rodzice oddaliby wszystko, byle pomóc wyzdrowieć swojemu dziecku. Problemy Julii też można rzec, są takie zwyczajne i pospolite. Bo mąż wyjeżdża za granicę, nie ma go ileś miesięcy i kto wie co tam robi i jak się prowadzi. A ona tutaj w kraju żyje złudną nadzieją, że on za chwile wróci i już z nimi zostanie. Waldek natomiast mierzy się z problemami odrzucenia przez społeczeństwo. Mężczyzna jest pół Cyganem i już to powoduje, że ludzie od niego stronią z daleka, poza tym uważają go za kogoś, kto przynosi kłopoty i pecha. Jednak kiedy zdrowie im zaszwankuje i potrzebują pomocy, to zwracają się do niego o pomoc. To takie fałszywe i obłudne wręcz jest. A on przez to odrzucenie jest samotnikiem i odludkiem. 
      Autor zaskoczył mnie, że tak pospolite problemy połączył z problemami dużego kalibru i jeszcze wplótł te piękne opisy przyrody a także, uwaga, będzie ciekawostka - dowiadujemy się tutaj trochę o kulturze Romańskiej. A opowiadane historyjki przez Waldka czy mity tak wciągały mnie, że sama byłam zaskoczona tymi historyjkami, które zawsze w pewien sposób przyrównywał do danej sytuacji. Świetne to było! Ta obyczajówka z wątkiem miłosnym, samotnym rodzicielstwem czy wkluczeniem społecznym naprawdę mi się spodobała i już wiem, że chętnie sięgnę i po inne książki tego autora. Do czego zachęcam i Was!!! Zresztą już sama okładka przyciąga uwagę - no powiedzcie, że jest inaczej ?!

     

Tytuł: "Szeptun"

Autor: Tomasz Betcher

Ilość stron: 320

 Wydawnictwo: WAB


     Dziękuję Adzie z @librariada za możliwość wzięcia udziału w tym Book Tourze, a autorowi za tę jakże ciekawą książkę. 

Komentarze

  1. BT to faktycznie idealna okazja do poznania pióra nowych twórców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczera prawda. Tylko trzeba uważać, bo BT uzależniają.

      Usuń
  2. Kupiłam sobie tę książkę już dosyć dawno temu, ale jeszcze jej nie przeczytałam. Muszę to, jak najszybciej zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo zadowolona z przeczytania jej. Jak przeczytam stosik hańby, to sięgnę po inne książki tego autora.

      Usuń
  3. Fajnie, że nie żałujesz BT. Tej książki jeszcze nie czytalam, ale mam ją na półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuję żadnego z BT w których brałam udział. Nawet jak raz trafiłam na książkę, która mi nie podeszła, to nie żałowałam udziału.

      Usuń
  4. Myślę, że ta książka znajdzie swoich fanów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Na pewno swoje grono już znalazła, ale i jeszcze kilka osób na pewno ją odkryje i się nią zachwyci.

      Usuń
  5. CZyli w książce większe i mniejsze problemy sie przeplatają, trochę jak w życiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Dlatego tak świetnie mi się ją czytało, bo opowiada normalne życie.

      Usuń
  6. Ciekawa i niespotykana tematyka, a do tego akcja toczy się w Beskidach! Może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Od dawna mam chęć przeczytać coś tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znam autora i nie słyszałam o tym tytule...Mam nadzieję, że i mnie by zainteresowała ta historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja o tej książkce słyszałam już wcześniej, ale nie miałam okazji jej przeczytać. Dlatego cieszę się, że dałam się namówić na ten BT.

      Usuń
  9. Beskidzkie klimaty zawsze mnie przyciągną, chętnie zwrócę uwagę na ten tytuł. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo