Miałam tę przyjemność, że 2 lata temu byłam na 1 Pikniku Blogujących Mam w Ośnie - tutaj możecie o nim poczytać. W ubiegłym roku nie mogłam pojechać na piknik, bo w sumie tak trochę zbiegał się z terminem mojego porodu ;) Odpuściliśmy więc sobie, ale ciągle powtarzałam, no i do organizatorki Moniki z bloga Zawód Kobieta pisałam, że jak tylko będzie organizowała w tym roku piknik, to ja się zapisuję! No i zapisałam się, dostałam się i pojechałam na niego z rodzinką.
Ale zacznę od początku. Taka spragniona byłam tego wyjazdu, tego pikniku. Podekscytowana byłam faktem, że znów będziemy rodzinnie spać w namiocie i to tym razem z naszym najmłodszym syniem. Byłam ciekawa jak sobie maluszek nasz poradzi w namiocie? Czy ja dam sobie z nim radę? Samego spotkania ze znanymi mi już osobami byłam ciekawa, a jeszcze bardziej tych nowych osób poznania byłam też mega ciekawa. Oj duuuużo tego było w mojej głowie. Aczkolwiek mąż cosik od początku mówił, że on widzi znaki na ziemi i niebie, które mówiły, żebyśmy nie jechali! Co to za znaki? A no najpierw cosik tłukło w aucie, trzeba było oddać do mechanika. Na szczęście naprawione jeszcze w ten sam dzień. Potem jazda po mechanikach, który by nam tak bez zapisów na jakiś tam termin nabił klimę?! No udało się, choć nie było takowego łatwo znaleźć, bo jeden niby miał termin, ale po sprawdzeniu naszej klimy stwierdził, że mamy chłodnice dziurawą od klimy i trzeba nową zamówić - a to potrwa. Szczęście, że mój mąż taki sprytny i pojechał do innego majstra, a ten sprawdził i wyszło, że chłodnica cała jest i wystarczy nabić. I z mechanikami!!! Osiwieć można! W drodze do Ośna najpierw był upał, całe szczęście w aucie klima działała już, więc dawaliśmy radę. Ale jakoś Bydgoszcz minęliśmy i chmury nad nami ciemne wszędzie były, wietrzysko wiało, deszcz okropnie zacinał, że wycieraczki nie dawały rady! Na drodze coraz więcej połamanych gałęzi leżało, czasem jakieś drzewo! Oj widzieliśmy sporo tego! Na dowód foto.
Mąż ciągle powtarzał, że trzeba było nie jechać. Ale przecież ja chciałam! Tak bardzo chciałam zobaczyć się z dziewczynami - tymi mi już znanymi i z tymi nowymi. :) Dojechaliśmy. Cali, zdrowi. Monika odradzała nam rozbicie namiotu i mieliśmy rozłożyć się w salce. Chciała dobrze, bo wiadomo, że z małym dzieckiem to różnie bywa, a nie było do końca wiadomo, czy ten deszcz nie wróci w nocy. Ale mężu powiedział, że nie po to kupowaliśmy sobie namiot i nie po to dzieci cieszyły się na nockę w namiocie, żeby teraz to odkręcać i spać w sali!! Podczas rozbijania namiotu mój kochany tak przygrzmocił sobie w łepetynę, że aż usiadł i nie podnosił się chwilę. Rozciął sobie trochę głowę, krew chwilę się lała, ale kiedy zapytałam się - czy do szpitala jedziemy na szycie?, odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo to się samo zagoi. Tylko bolała go głowa jeszcze ze 3 dni potem. No ale później uspokoiło się i w chwili obecnej jeszcze tylko mały strupek. W ten tez dzień odbywała się w Ośnie Gra Terenowa dla osób, które zdążyły na czas dojechać. My nie braliśmy udziału w tej grze, bo mieliśmy swoje plany, które musieliśmy przez pogodę zweryfikować i zmienić. Ale na ognisko zdążyliśmy, choć i tu deszczyk popsuł atmosferę. Ale daliśmy sobie radę i z tym, kolację na sali zjedliśmy i do namiotu spać.
Dzień pikniku rozpoczął się w miarę ładną pogodą - nie było za gorąco, ani za zimno - w sumie to w sam raz. Najpierw myju, myju, śniadanko, trochę się ogarnąć. Potem dmuchańce już były nadmuchane i dzieciaki korzystały z nich.
Ok 13.00 miał być obiad. Aczkolwiek był poślizg z nim, było też zamieszanie - no ale i my w końcu swoje porcje dostaliśmy i mogliśmy się posilić. Na fotce widać jak czekamy :)
Potem rozpoczął się piknik. Było przywitanie przez pana Sołtysa, były występy Nailah, pokazy Iluzjonistki Michelle, dziećmi zajmowali się animatorzy z Kinimodo, oprawą muzyczną zajmował się Janko Muzykant z zespołu Starling, a wieczorem zaśpiewał zespół Lift. Dodatkowo odwiedzili nas Motocykliści, więc można było obejrzeć, dotknąć czy nawet usiąść na nich i cyknąć fotkę, byli Strażacy, którzy pozwolili obejrzeć ich pojazd, ale i nawet można się było przejechać nim - moi chłopcy też się załapali :) Jak mówili - było czadowo! Było też kilka konkursów, była loteria, w której każdy los wygrywał, a nagrodą główną w losowaniu na koniec pikniku był pobyt w Sośnica Zakopane, można było dać się pomalować paniom z Avonu lub też coś u nich wylosować w loterii. No jakby nie patrzeć było tych atrakcji trochę, choć mam mały niedosyt, bo nie nagadałam się tyle co chciałam, ale cóż, dzieciaki biegały, maluszek jak nie spał, to chciał do mamy, inne mamy z dziećmi też były, to wiadomo jak to jest - dziećmi zająć się trzeba i jak ma się chwilę, to z innymi się pogada :) Moi chłopcy zawarli nowe znajomości z dziećmi blogerek, ale i z miejscowymi chłopakami pograli w piłkę nożną - piłkę to moje urwisy zawsze wożą ze sobą. Wyskakali się, pograli, pobawili, brali udział w konkursach, choć starszy marudził, że mało konkursów było dla dzieci, no cóż, nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, ale i tak było fajnie. Bo ja poznałam nowe osoby - Kobitki super było Was spotkać i poznać, oby było jeszcze nam dane kiedyś się spotkać, poza tym z tymi Babeczkami, które znam już, też super było się zobaczyć i choć troszkę z każdą pogadać, a i mężu miał z kim pogadać, czy swój nóż pożyczyć do krojenia tortów, hi, hi, a dzieciaki wybawione wracały i zadowolone. A to jest ważne, że choć raz to one wracały mega zadowolone i nie marudzili, że mama bawiła się super, a oni tak sobie. No cóż, czas na trochę fotek :) Miłego oglądania :)
Do domu wróciliśmy coś po północy. I choć najmłodszy trochę marudził w tej podróż, to daliśmy radę :) A! Wszystkie fotki poza pierwszą są moją własnością - pierwsza jest wykonana przez Martę z bloga Tosinkowo.
Ale zacznę od początku. Taka spragniona byłam tego wyjazdu, tego pikniku. Podekscytowana byłam faktem, że znów będziemy rodzinnie spać w namiocie i to tym razem z naszym najmłodszym syniem. Byłam ciekawa jak sobie maluszek nasz poradzi w namiocie? Czy ja dam sobie z nim radę? Samego spotkania ze znanymi mi już osobami byłam ciekawa, a jeszcze bardziej tych nowych osób poznania byłam też mega ciekawa. Oj duuuużo tego było w mojej głowie. Aczkolwiek mąż cosik od początku mówił, że on widzi znaki na ziemi i niebie, które mówiły, żebyśmy nie jechali! Co to za znaki? A no najpierw cosik tłukło w aucie, trzeba było oddać do mechanika. Na szczęście naprawione jeszcze w ten sam dzień. Potem jazda po mechanikach, który by nam tak bez zapisów na jakiś tam termin nabił klimę?! No udało się, choć nie było takowego łatwo znaleźć, bo jeden niby miał termin, ale po sprawdzeniu naszej klimy stwierdził, że mamy chłodnice dziurawą od klimy i trzeba nową zamówić - a to potrwa. Szczęście, że mój mąż taki sprytny i pojechał do innego majstra, a ten sprawdził i wyszło, że chłodnica cała jest i wystarczy nabić. I z mechanikami!!! Osiwieć można! W drodze do Ośna najpierw był upał, całe szczęście w aucie klima działała już, więc dawaliśmy radę. Ale jakoś Bydgoszcz minęliśmy i chmury nad nami ciemne wszędzie były, wietrzysko wiało, deszcz okropnie zacinał, że wycieraczki nie dawały rady! Na drodze coraz więcej połamanych gałęzi leżało, czasem jakieś drzewo! Oj widzieliśmy sporo tego! Na dowód foto.
Mąż ciągle powtarzał, że trzeba było nie jechać. Ale przecież ja chciałam! Tak bardzo chciałam zobaczyć się z dziewczynami - tymi mi już znanymi i z tymi nowymi. :) Dojechaliśmy. Cali, zdrowi. Monika odradzała nam rozbicie namiotu i mieliśmy rozłożyć się w salce. Chciała dobrze, bo wiadomo, że z małym dzieckiem to różnie bywa, a nie było do końca wiadomo, czy ten deszcz nie wróci w nocy. Ale mężu powiedział, że nie po to kupowaliśmy sobie namiot i nie po to dzieci cieszyły się na nockę w namiocie, żeby teraz to odkręcać i spać w sali!! Podczas rozbijania namiotu mój kochany tak przygrzmocił sobie w łepetynę, że aż usiadł i nie podnosił się chwilę. Rozciął sobie trochę głowę, krew chwilę się lała, ale kiedy zapytałam się - czy do szpitala jedziemy na szycie?, odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo to się samo zagoi. Tylko bolała go głowa jeszcze ze 3 dni potem. No ale później uspokoiło się i w chwili obecnej jeszcze tylko mały strupek. W ten tez dzień odbywała się w Ośnie Gra Terenowa dla osób, które zdążyły na czas dojechać. My nie braliśmy udziału w tej grze, bo mieliśmy swoje plany, które musieliśmy przez pogodę zweryfikować i zmienić. Ale na ognisko zdążyliśmy, choć i tu deszczyk popsuł atmosferę. Ale daliśmy sobie radę i z tym, kolację na sali zjedliśmy i do namiotu spać.
Dzień pikniku rozpoczął się w miarę ładną pogodą - nie było za gorąco, ani za zimno - w sumie to w sam raz. Najpierw myju, myju, śniadanko, trochę się ogarnąć. Potem dmuchańce już były nadmuchane i dzieciaki korzystały z nich.
Ok 13.00 miał być obiad. Aczkolwiek był poślizg z nim, było też zamieszanie - no ale i my w końcu swoje porcje dostaliśmy i mogliśmy się posilić. Na fotce widać jak czekamy :)
Potem rozpoczął się piknik. Było przywitanie przez pana Sołtysa, były występy Nailah, pokazy Iluzjonistki Michelle, dziećmi zajmowali się animatorzy z Kinimodo, oprawą muzyczną zajmował się Janko Muzykant z zespołu Starling, a wieczorem zaśpiewał zespół Lift. Dodatkowo odwiedzili nas Motocykliści, więc można było obejrzeć, dotknąć czy nawet usiąść na nich i cyknąć fotkę, byli Strażacy, którzy pozwolili obejrzeć ich pojazd, ale i nawet można się było przejechać nim - moi chłopcy też się załapali :) Jak mówili - było czadowo! Było też kilka konkursów, była loteria, w której każdy los wygrywał, a nagrodą główną w losowaniu na koniec pikniku był pobyt w Sośnica Zakopane, można było dać się pomalować paniom z Avonu lub też coś u nich wylosować w loterii. No jakby nie patrzeć było tych atrakcji trochę, choć mam mały niedosyt, bo nie nagadałam się tyle co chciałam, ale cóż, dzieciaki biegały, maluszek jak nie spał, to chciał do mamy, inne mamy z dziećmi też były, to wiadomo jak to jest - dziećmi zająć się trzeba i jak ma się chwilę, to z innymi się pogada :) Moi chłopcy zawarli nowe znajomości z dziećmi blogerek, ale i z miejscowymi chłopakami pograli w piłkę nożną - piłkę to moje urwisy zawsze wożą ze sobą. Wyskakali się, pograli, pobawili, brali udział w konkursach, choć starszy marudził, że mało konkursów było dla dzieci, no cóż, nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli, ale i tak było fajnie. Bo ja poznałam nowe osoby - Kobitki super było Was spotkać i poznać, oby było jeszcze nam dane kiedyś się spotkać, poza tym z tymi Babeczkami, które znam już, też super było się zobaczyć i choć troszkę z każdą pogadać, a i mężu miał z kim pogadać, czy swój nóż pożyczyć do krojenia tortów, hi, hi, a dzieciaki wybawione wracały i zadowolone. A to jest ważne, że choć raz to one wracały mega zadowolone i nie marudzili, że mama bawiła się super, a oni tak sobie. No cóż, czas na trochę fotek :) Miłego oglądania :)
Do domu wróciliśmy coś po północy. I choć najmłodszy trochę marudził w tej podróż, to daliśmy radę :) A! Wszystkie fotki poza pierwszą są moją własnością - pierwsza jest wykonana przez Martę z bloga Tosinkowo.
Jejciu, rzeczywiscie mieliscie troszke przygod, ale za to jak cudownie spedziliscie sobie czas na tym pikniku. Swietna sprawa! I ta straz pozarna, moi chlopcy by oszaleli.
OdpowiedzUsuńMoi też byli zadowoleni z przejażdżki wozem strażackim :) Oj ciągle to wspominają :)
UsuńDobrze, że wszystkie przygody zakończyły się pomyślnie, a piknik widać, że udany i tyle atrakcji.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, rana się goi, a wspomnienia są całkiem, całkiem :)
UsuńO rany :)))
OdpowiedzUsuńAle zabawa i tak się udała :)
Tak, to prawda :)
UsuńZawsze intrygują mnie tego typu spotkania, jednak nigdy nie mam odwagi wybrać się na żadne w mojej okolicy.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze dziś nie mam odwagi, i nie zgłaszam się na wszystkie spotkania, ale czasem warto - tym bardziej, że tutaj już wiedziałam gdzie jadę i kilka osób znałam, to też inaczej sie jechało :)
UsuńRana wyglądała dosyć poważnie, dobrze że szybko się goi.
OdpowiedzUsuńPiknik był cudowny i bardzo cieszę się, że miałam okazję Was poznać :)
Oby do szybkiego zobaczenia
My też się cieszymy, że Was poznaliśmy ::) Oby udało nam się jeszcze spotkać, a może znów razem pobiwakujemy :) Rana się na szczęście goi ładnie.
UsuńOj przygód co nie miara! Ale na zdjęciach widać, że warto było jechać ;)
OdpowiedzUsuńZawsze to wakacyjna przygoda :)
Usuń