Przejdź do głównej zawartości

"Miłość leczy rany" Katarzyna Bonda.

     Trochę czasu zajęło mi przeczytanie tej książki. Ma ona 728 strony + posłowie, kilka stron słowniczka i podziękowań, co w sumie daje 742 strony. Jednak to nie jedyny powód. Trochę odkładałam ją z różnych powodów, aż udało mi się ją przeczytać przed świętami. Tylko potem jakoś czasu, weny i chęci nie było. No ale z Nowym Rokiem i nową energią zaczynam od recenzji książki "Miłość leczy rany" Katarzyny Bonda. 


     "Igor jest znanym na Dolnym Śląsku uzdrowicielem. Skutecznie pomaga ludziom, dlatego tłumnie ciągną do niego, gdy są w potrzebie. Pojawił się w Górach Sowich kilka lat wcześniej i poznał dziewczynę, która została jego narzeczoną. Nikt jednak nie wie, co robił przedtem. Igor ma sekret, którego nie chce wyjawić nawet ukochanej kobiecie. 
    W kazachskim Uralsku doszło przed laty do krwawej zbrodni. Zginęli szefowie lokalnego gangu - synowie kasty władców. Sąd wydał na sprawcę mordu zaoczny wyrok śmierci. Starszyzna rodowa żąda dodatkowo "zemsty krwi". Przestępcy szuka na całym świecie Interpol oraz grupa zawodowych zabójców.
     Czy to możliwe, że uzdrowiciel cieszący się powszechnym szacunkiem i zabójca z Kazachstanu to jedna i ta sama osoba? Czy Polce uda się uratować ukochanego od śmierci? Dziewczyna rusza w niebezpieczną drogę i bezlitośnie odsłania mroczną tajemnicę życia Igora."

     Na początku powieść wlokła mi się. Zastanawiałam się - dlaczego ona jest taaaka gruba? Dziś po przeczytaniu tej książki trochę rozumiem autorkę. Jednak wydaje mi się, że można było troszkę zmniejszyć ilość stron. Natomiast w pewnym momencie bardzo wciągnęła mnie historia Igora. Wiecie, czytając tę książkę miałam takie odczucia, jakbym czytała w 100% prawdziwą historię owego człowieka. I choć w książce są wątki oparte na prawdziwych wydarzeniach, to autorka wyjaśnia, że całość i tak jest fikcją. I moim zdaniem bardzo dobrą fikcją!
     Igor za darmo leczy ludzi. Wyleczył już niejednego. Ma wokół siebie wielu wdzięcznych mu ludzi. Ma też bardzo dobrego przyjaciela - Romana zwanego Romeo. Ma też kobietę - Tośkę, która jest w stanie oddać życie za niego. I czego więcej mógłby chcieć taki człowiek?! Jedynie tego, aby przeszłość, jego zła przeszłość go nie dopadła. Jednak przeszłość dopadnie Igora. Będzie on musiał wycierpieć troszkę. No ale i Tośka, a razem z nią i Romeo będą mieli niezłe przeżycia, kiedy to chcąc pomóc Igorowi, będą musieli wyjechać do Kazachstanu. W tym obcym kraju będą musieli spróbować zasymilować się z mieszkańcami. Będą próbowali zrozumieć Kazachskich ludzi. Będą walczyć z tamtejszymi władzami. Ale i sfera duchowa jest tutaj całkiem realistycznie pokazana. Baksy bardzo dużo potrafią.  Albo czytając o sposobach przesłuchiwania przez policję kazachską!Szczerze to nie życzę nikomu takiej formy przesłuchań! Do tego jeszcze te temperatury : 40 stopni na minusie! WOW! Wiem, że takie temperatury występują na świecie, aczkolwiek mi chyba nos by tam odpadł. W książce jest też sporo opisów o kazachskich obyczajach, które niekoniecznie mi się podobały. Ale jak to mówią - co kraj to obyczaj. Zresztą wiem, że choćby w Iraku czy Afganistanie też są dziwne zwyczaje, więc i w Kazachstanie mają ludzie swoje obyczaje i porządki. Jednak na wielożeństwo to bym się nigdy nie zgodziła! A u nich taki zwyczaj panuje.  Bardzo szeroko przedstawiony jest w tej powieści wątek władzy. Ten kto ma kasę jest w stanie rządzić każdym. A ci co chcą choć trochę więcej się tej kasy dorobić są w stanie baaaardzo wiele złego zrobić. Nawet zabić. I tych morderstw w książce jest trochę. Do tego w książce trzeba się umieć połapać w wydarzeniach. Ponieważ mało tego, że wydarzenia są z dwóch krajów: z Polski i z Kazachstanu, to jeszcze raz jesteśmy w roku 1994, za chwilę w 2001r., potem w 1991r i w 1994, a potem znów w 2001r., itp. Przyznaję jednak autorce, że tak to fajnie jest opisane, że czytelnik układając sobie w głowie wszystko po kolei jest w stanie to ogarnąć. 

     Dodam jeszcze, że ta książka to pierwsza część trylogii kryminalnej. Już dziś zastanawiam się, czy dwie kolejne będą tak ciekawe i tak grube? Nie pozostaje mi nic innego, jak cierpliwie poczekać na kolejny tom :) Bo zaciekawiła mnie ta powieść pani Bondy. 


Tytuł: "Miłość leczy rany"
Autor: Katarzyna Bonda
Ilość stron: 742
Wydawnictwo: MUZA

      Dziękuję Wydawnictwu MUZA za książkę do recenzji.





Komentarze

  1. Podoba mi się. Lubię kryminały. Kilka książek Bondy mam już na półce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, dla mnie to była pierwsza styczność z twórczością Bondy. I na pewno nie ostatnia ;)

      Usuń
  2. Ja na Bondę nie dam się skusić;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że jeszcze nie czytałam żadnej książki spod pióra pisarki, wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest to pierwsza książka tej autorki i na pewno nie ostatnia.

      Usuń
  4. Weszłam z ciekawości, bo interesuje mnie ta książka, jednakże ilość stron trochę mnie odstrasza plus to, że kiedyś miałam przeczytać "Florystkę" Bondy i nie udało mi się tego zrobić, bo właśnie miałam wrażenie, że wszystko się niewyobrażalnie wlecze... Taki mam problem z Kasią Bondą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może trzeba spróbować z jakąś cienszą jej książką?

      Usuń
  5. Jakoś mnie nigdy ksiązki Bondy nie pociągały, pewnie przez to, że były tak nachalnie reklamowane, a to mnie zawsze zniechęca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, też trochę słyszałam i czytałam o twórczości Bondy, ale nie miałam okazji jej nigdy czytać. Teraz mam jej pierwsza książkę za sobą i myślę, że jeszcze po nią sięgnę. Tyle, że mam tyyyyyle książek chęć przeczytać, że nie wiem, kiedy mi się to uda.

      Usuń
  6. Moja córka lubi książki tej autorki. Zachęcała mnie, ale nie skusiłam się jeszcze. Teraz kto wie!? Fabuła jest życiowa, bo kasa rządzi wszędzie...Ciekawi mnie jaki będzie finał tej historii!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może jednak w wolnej chwili sięgniesz po tę książkę? Zachęcam.

      Usuń
  7. Och, to naprawdę ogromna objętościowo lektura. Może w wakacje się na nią skuszę? Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, wiem że Ty akurat masz sporo różnych zajęć, więc podziwiam, że znajdujesz jeszcze czas na czytanie. Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Nie przeszkadzają mi takie opasłe tomy, jednak do p.Bondy nie mogę się przekonać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam tyle książek, a polskie omijam🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego omijasz? Jest tyyyylu polskich pisarzy, że naprawdę można w ich twórczości przebierać.

      Usuń
  10. Cały czas sobie powtarzam, żeby sięgnăć po Bondė i ta powieść może być tă właściwą.

    OdpowiedzUsuń
  11. Do tej pory nic nie przeczytałam z twórczości Bondy ale tylko dlatego, że zawsze było coś innego pod ręką do przeczytania. Lubię kryminały, więc prędzej czy później na pewno wpadnie mi w ręce któraś z jej książek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego Ci życzę ;) A z tymi książkami to faktycznie jest mega problem - jest ich wręcz ogrom! Polscy pisarze co chwilę coś fajnego wydają i człowiek wręcz nie nadąża z czytaniem;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo