Przejdź do głównej zawartości

"Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu" Bibi Von Braut.

      "Siedem i pół nocy" to malutka i cieniutka książeczka. Zeszyt jest większy od niej. Jednak to nie znaczy, że nie ma w niej nic ciekawego. 



     Klara jest matką samotnie wychowującą córkę. Jako że w dzieciństwie wychowywała się w biedzie, postanowiła, że kiedy dorośnie będzie żyła w dostatku. A wiadomo, że życie na wysokim standardzie kosztuje. Właśnie wyleciała z pracy. Ale w sumie poza stratą stałego dopływu kasy, to raczej nie żałuje, że wyleciała. Szuka nowej pracy, ale idzie jej to opornie. W końcu trafia jej się extra przystojniak, który daje jej propozycję nie do odrzucenia! Max zapłaci jej kupę kasy tylko za to, że na tydzień wyjedzie z nim do Marrakeszu. Dla niego jest to biznesowy wyjazd, a ona ma mu tylko towarzyszyć. Czy tylko o to chodzi? To sobie doczytacie sami. Jednak podpowiem, że ona się zgodzi na wyjazd, a to co wydarzy się już w Marrakeszu to mnie zaskoczyło totalnie! 

     Początek zaczął się nawet, nawet, ale potem główna bohaterka mnie strasznie denerwowała. To że nie umiała zrezygnować z pewnych przyzwyczajeń, byle tylko utrzymać pewien status społeczny! A kiedy zrezygnowała choćby z picia kawy w kawiarni i robiła sama kawę rozpuszczalną w domu, to czuła się jakby to była jakaś ujma na jej honorze! No masakra! Tylko co się dziwić, kiedy Klara ubierała się tylko w markowe ciuchy: Dior, Celine, Chanel i inne. Od czytania samych nazw mnie czasem skręcało i zastanawiałam się - czy tej kobiecie nie popierdzieliło się w głowie! Ale cóż. Jedni żyją jak żyją i jest im dobrze, a drudzy ciągle mają mało i ciągle chcą mieć więcej. I w zupełności rozumiem, że jako dziecko było jej przykro, że nie mogła dostać wielu rzeczy, bo jej rodziców na to nie było stać. Sama tego doświadczyłam w dzieciństwie. Ale nigdy nie obiecywałam i nie wmawiałam sobie, że jak dorosnę to odbiję się od dna i na to dno nigdy nie wrócę! Ale już dosyć rozkminiania samej Klary - czuję, że bym się z nią nie polubiła. Natomiast bardzo jej współczułam. Szczególnie jak wydarzyło się to, co się wydarzyło w Marrakeszu. Nie spodziewałam się, że taki okrutny los może ją spotkać i to jeszcze z jakiego powodu! Maxowi za to się dziwiłam, że choć z nią przebywał i w sumie sam od początku mówił, że nie zrobi jej nic, jeśli ona nie wyrazi na to ochoty, to potem wolał uwierzyć komuś innemu niż jej. Brzydko się zachował, ale na koniec zapunktował i to bardzo. Historia ogólnie ciekawa. Jest też tutaj poza namiętnością, podłość, podstępność, fałszywość, ale też prawdziwa przyjaźń i troska. Przyjaciółka Klary to zarąbista psiapsióła. Jeśli chcecie przeczytać coś niezobowiązującego, coś lekkiego ale z lekkim dreszczykiem, to polecam tę książeczkę niewielkich rozmiarów. Szybko ją przeczytacie a potem dajcie znać - co Wy sądzicie o tej historii. Czekam na Wasze komentarze :) 



Tytuł: "Siedem i pół nocy. Kochanek z Marrakeszu"

Autor: Bibi Von Braut

Ilość stron: 176

Wydawnictwo: Lekkie

     Bardzo dziękuję Wydawnictwu Lekkie za tę książeczkę. 

Komentarze

  1. Jakoś nie zapalałam chęcią czytania tej książki. Pewnie bohaterka też mnie wkurzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko możliwe. Bo ona za mocno skupiała się na tych markowych ciuchach.

      Usuń
  2. Nie jestem do końca przekonana, czy to lektura dla mnie. Coś mnie nie ciągnie do niej..

    OdpowiedzUsuń
  3. Może polecę ją siostrze, ale nie wiem kiedy znajdzie na nią czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tych książek do przeczytania jest masa, a co chwilę wychodzi nowa. I kiedy je wszystkie czytać?

      Usuń
  4. Oj to nie moja materia, zdecydowanie bardziej wolę się poświęcić literaturze faktu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znów za literaturą faktu nie przepadam. ;) No ale wszyscy tego samego czytać nie mogą ;)

      Usuń
  5. Takie maleństwa też bywają ciekawe. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu się z Tobą zgodzę. Zdarzają się malutkie a bardzo ciekawe książeczki.

      Usuń
  6. najgorzej kiedy główna bohaterka denerwuje, ja parę razy nie byłam w stanie przejść przez fabułę z tego powodu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to bardzo denerwujące. Ale ja staram się zawsze doczytać książkę do końca.

      Usuń
  7. Lubię takie króciutkie książki, idealne na czas kiedy nie mogę pozwolić sobie na dłuższą lekturę

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo