Przejdź do głównej zawartości

"Kołysanka dla Ady" Arleta Tylewicz.

      "...- Wiesz, w życiu najważniejsze są dwie rzeczy: stawianie sobie celów i odważne ich realizowanie. "



     "Kołysanka dla Ady" Arlety Tylewicz to ciekawa książka, dzięki której przeniosłam się do lat tuż sprzed mojego urodzenia i tuż zaraz po nim. Urodziłam się na początku lat 80-dziesiątych, więc co nie co wiem, co wtedy się działo. Ale jako że byłam mała, to raczej dopiero jako nastolatka zaczęłam większą uwagę skupiać na wydarzeniach sprzed lat. A dzięki tej książce i tym wydarzeniom tutaj też przypomniałam sobie kilka fajnych rzeczy i wydarzeń z mojego życia. 

     Ale najpierw o książce słów kilka. Poznajemy tutaj Zosię. Ta młoda kobieta mieszka ze swoim partnerem, ale ma bardzo dobry kontakt ze swoimi rodzicami. Zofia ukończyła dziennikarstwo, ale to ją nie kręci, więc zatrudniła się w wydawnictwie. Pewnego dnia postanawia rzucić swoją dotychczasową pracę i chce zacząć pisać książki. Do pierwszej książki nasza bohaterka wybiera historię z młodości swojej mamy - Adrianny. I tutaj zaczyna się cofanie w czasie głównie do lat 80-dziesiątych, choć i końcówka 70-dziesiątych tutaj opisana trochę też jest. Uwierzcie, ale kiedy czytałam o tych kolejkach do sklepów, pustych półkach, albo o kartkach, o wprowadzeniu stanu wojennego, o strajkach w Stoczni i nie tylko, kurcze... Normalnie sama przenosiłam się w czasie! Mama mi opowiadała, jak w 1981 roku będąc ze mną w ciąży stała w kolejkach do sklepów, ale u nas we wsi raz zemdlała i potem już zawsze sklepawa prosiła, by podeszła bez kolejki, bo była w ciąży :) Ot, taki mały plusik na jakiś czas :) Do porodu ;) Kiedy czytałam o tym, jak Ada reagowała będąc w Niemczech w sklepie, od razu przypomniało mi się, jak ja byłam z mamą w 1988 roku w Niemczech, wtedy u nas jeszcze też takich luksusów w sklepach nie było, a tam... tam był inny świat! Mama do dziś ma kilka zdjęć zrobionych w sklepach w Niemczech, jak przymierza ciuchy, kapelusze, torebki i buty! To wtedy było wielkie WOW! A dziś? Dziś to dla nas norma, ale nie wtedy. O nie! Wtedy był inny świat. Dosłownie. Pamiętam, że dopiero wracając z Niemiec przywiozłam do Polski swoją pierwszą maskotkę - misia. Zresztą mam go do dziś, czyli całe 34 lata spędził ze mną :) I jeszcze nie zamierzam się go pozbyć! Bo dziś on cieszy moje dzieci. Ale pamiątka jest! Kurcze, mogłabym tak niejedną historię z życia wziętą tutaj przytoczyć, ale miałam pisać o książce. No i sami widzicie, do czego czytanie tej książki mnie doprowadziło?!!! Do wielu wspomnień, o niektórych już nawet myślałam, że zapomniałam, a podczas tej lektury, co chwilę coś mi się przypominało.  Tutaj Ada opowiada swoją młodość, mówi o pracy, o współpracownikach, ale i o swoich miłosnych przygodach. Do związków swoich podchodziła dosyć rozważnie i praktycznie. Choć momentami i na przekór bym rzekła. Ale podobało mi się, że w swoich kolegach z pracy też miała  wsparcie.  Zresztą z nimi to ona nie jedno przeżyła! Co ja tu się momentami naśmiałam, to aż łzy mi ze śmiechu się puszczały!!! Za to prawdziwa miłość ją ciągle mijała. Jednak w końcu wydarzyło się coś, co pozwoliło Adriannie wybrać tego właściwego mężczyznę. Tylko czemu  było to okupione takim bólem, tyloma straconymi latami i złością? No cóż, samo życie! A Zosi bardzo się historia jej mamy spodobała. Nawet dzięki niej podjęła pewne kroki w swoim prywatnym życiu. Jakie? A to już musicie przeczytać w książce. A ja życzę Zosi jak najlepiej, bo zasługuje na to :) 

       Ta historia nie dość, że bardzo wciągająca, to jeszcze przenosząca czytelnika do czasów PRL-u. Dodatkowo pokazuje prawdziwą przyjaźń, różne zauroczenia, pokazuje też problem który dotyczy wielu związków, czyli kiedy jedna osoba jest mocno dominująca w związku i nie lubi sprzeciwu drugiej i wręcz narzuca jej swoje zdanie. Tak nie da się utrzymać związku. Bo ta druga osoba jest po prostu stłamszona przez tą pierwszą. Jest i miłość od pierwszego spojrzenia, ale i zdrada. Jest strata bliskich oraz są pokazane problemy, które mogą dotknąć osoby mające partnerów z innego kraju. Naprawdę bardzo dużo różnych ciekawostek, szczególnie dotyczących pracy w Pracowni Konserwacji Zabytków. Mój syn uczy się na stolarza i odpytałam go z kilku zwrotów, to jeden wiedział, ale reszty nie znał. Jestem ciekawa też jak poszło to całe pisarstwo Zosi? Czy wytrwała w postanowieniu? I taki cytat z pytaniem na koniec.


" - Tylko że w Polsce podaż przewyższa popyt. Dlatego nasi pisarze zazwyczaj marnie zarabiają i klepią biedę. Zwłaszcza ci początkujący. Czy z tego pisarstwa można w ogóle wyżyć?"


     Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki, a chcielibyście poczuć trochę klimatu czasów PRL-u, to zapraszam Was do lektury!!!



Tytuł: " Kołysanka dla Ady"

Autor: Arleta Tylewicz

Ilość stron: 384

Wydawnictwo: e-bookowo.pl


      Ja dziękuję pięknie autorce, pani Arlecie Tylewicz za możliwość przeczytania tej jakże klimatycznej i pobudzającej do wspomnień książki. 

P.S. Dodatkowo raz jeszcze dziękuję za upominki i piękne zapakowanie całości. No musiałam to napisać :) Dziękuję :)





Komentarze

  1. Będę miała tą książkę na uwadze w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że coraz więcej fabuł zahacza o czasy PRL-u. Można przenieść się do przeszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. A Ci ludzie, którzy żyli w tamtych czasach na pewno coś sobie przypomną z przeszłości :)

      Usuń
    2. To będzie cenne tym bardziej dla nich.

      Usuń
  3. Wspaniale że masz możliwość otrzymywać powieści od autorów i je czytać, super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak to cieszy! Kiedy autor sam wybiera osobę do recenzji, plusa sam pakuje i wysyła do takiej osoby, to jest super sprawa.

      Usuń
  4. Paulina Kwiatkowska15 września 2022 10:00

    Skoro jest warta uwagi to będę polecać ją dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. czasów PRL-u to ja kompletnie nie czuję więc lektura nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brzmi bardzo ciekawie i ma hipnotyzującą okładkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasami dobrze jest sobie przypomnieć to co minęło. Ciekawa jestem jak głęboko sięga Autorka po PRL-owskie klimaty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo