Przejdź do głównej zawartości

"Tam, gdzie bzy sięgają nieba" Małgorzata Manelska - kolejny Book Tour.

        " Bardzo łatwo jest kogoś zranić słowem, czynem, czymkolwiek... Blizny długo się goją."



    To że biorę udział w Book Tourach to już u mnie uzależnienie. Choć uwaga! Ostatnio ograniczam sobie zapisywanie się do BT żeby ogarnąć to co czeka na mnie na półce :) Jednak do tych, do których się zapisałam, to już muszę czas poświęcić i wywiązać się z nich. I tym sposobem dotarła do mnie książka pani Małgorzaty Manelskiej "Tam, gdzie bzy sięgają nieba", a ten BT organizują dziewczyny z bloga "Czytam dla przyjemności".

     Do tej pory czytałam dwie pierwsze części Mazurskiej Sagi pani Manelskiej tutaj  i tutaj , a dwie pozostałe części czekają na półce. Niedługo je przeczytam ;) Ta książka to pojedyńcza, odrębna powieść, w której bieg wydarzeń z czasów obecnych, a dokładnie z roku 2019 miesza się z losami z czasu II wojny światowej. Mamy możliwość poznania bohaterów w naszych czasach i od czasu do czasu dzięki wspomnieniom paru z nich przenosimy się do czasów tuż przed rozpoczęciem wojny, a także wojennych i tuż po wojnie. 

     Dwójka młodych ludzi z jednej wsi w czasach tuż przed wojną. On - Horst, po cichu podkochuje się w niej - Ruth. Ona nie bardzo z początku zwraca na niego uwagę, ale później się to zmienia. Zaczyna się rodzić między nimi pewne uczucie, ale wtedy rozpoczyna się wojna i Horst chcąc nie chcąc musi wyruszyć na front. Każde z nich boryka się z innymi problemami i muszą sobie jakoś radzić z całkiem nowymi dla siebie sytuacjami. Dodatkowo każde z nich traci ukochane osoby, a ich losy w pewnym momencie rozchodzą się. 

     W roku 2019 do Polski wraca Kalina. Jest to młoda, bo 34 letnia kobieta. Choć jest młoda, swój bagaż doświadczeń już zdobyła. W Polsce chce razem z córeczką mieć spokój i godne życie. W tym pomagają jej rodzice i dziadek. Szukanie pracy idzie opornie Kalinie, ale w końcu dostaje pracę jako korepetytorka i zżywa się z ze swoją dosyć charakterną uczennicą. Później rozpoczyna pracę sezonową w  pensjonacie. Tam pewnego dnia poznaje starszą kobietę, która samotnie przyjechała powypoczywać. Powolutku dowiaduje się, że owa kobieta pochodzi z tych stron i choć nie mówi tego od razu, to wygląda jakby czegoś lub kogoś szukała. Tak się składa, że dziadek Kaliny, też chowa niejedną tajemnicę i kiedy Kalina dowiaduje się przypadkiem, że i on pochodzi z tych samych okolic co wspomniana letniczka, zaczyna jej coś świtać, czy czasem oni się nie znają. Ale kiedy pyta ich o to, okazuje się, że nie znają się. Tylko czy aby na pewno? Jak myślicie - kiedy dwójka staruszków spotka się w końcu, to okaże się, że znają się czy nie? Zawsze łączyć będą ich jakieś wspomnienia - te lepsze lub gorsze. A może wyjdą tutaj na jaw jeszcze inne ciekawe tajemnice i historie? Pewne tajemnice skrywa też Kalina. Chociażby kto jest ojcem jej córki i dlaczego nie są oni razem? Przed czym lub przed kim uciekała ona z Anglii do Polski? Dlaczego Kalina utrzymuje dystans z mężczyznami? A także dlaczego dziś nie istnieje już miejscowość z której pochodzili Ruth i Horst? Co tam za tragedia się wydarzyła? Dlaczego tej dwójce los spłatał tak okrutnego figla i rozłączył ich? 

     Czytało mi się tę książkę świetnie. Pomimo poruszanych ciężkich tematów szłam przez książkę jak burza. Wciągnęłam się w losy bohaterów i razem z nimi się śmiałam, płakałam, przeżywałam wzloty i upadki, smutki i radości. Kibicowałam Ruth i Horstowi, choć wiem, że podczas wojny i tuż po niej nie było lekko im obojgu. Ale przetrwali i ta miłość była w nich, tylko zabrakło tutaj słów i czynów, aby okazać jedno drugiemu swoje uczucia. I chyba to spowodowało, że się rozeszły ich drogi. Choć wpływ na to miał też czysty przypadek. No cóż? Tak miało być i tyle! 

     Jeśli chodzi o Kalinę, tutaj też sporo bólu, cierpienia, strachu, ale też miłości, troski mogłam odczuć. Ta młoda kobieta przeżyła aż za dużo i dlatego w późniejszym czasie utrzymuje ciągle dystans z mężczyznami. Boi się, żeby kolejny jej nie skrzywdził. Ale też wbija sobie ciągle do głowy, że przecież ma córkę i to nią musi się zajmować, a nie randkować i myśleć o facetach! Moim zdaniem robi błąd. Bo przecież jest młoda i ma pomoc w najbliższych członkach rodziny, więc mogłaby od czasu do czasu pomyśleć o sobie i swoich potrzebach. Ale Kalina woli zająć się córką i pracą. Kiedy więc zainteresuje się nią pewien mężczyzna, ona nie będzie wiedziała jak się zachować?! Jest jeszcze uczennica Kaliny. Jest to 17-latka, która ostatnio przechodzi sama siebie, wagaruje, nie uczy się i przez to ma kłopoty w szkole.

" ... - Olka nie ma jeszcze osiemnastu lat, a już kilka razy wzięła auto bez mojej wiedzy. Od jakiegoś czasu ma duże kłopoty, nadzór kuratora sądowego..." 

   A jej ojciec robi wszystko, aby jakoś córka zdała do następnej klasy. Czy ta młoda buntowniczka w końcu się opamięta i zabierze za naukę? Może coś lub ktoś w końcu wpłynie pozytywnie na jej zachowanie? No i dlaczego w ogóle ten cały bunt nastolatki urósł aż do takiego ogromnego problemu? Bo coś musiało być powodem jej okropnego zachowania. No i starsza pani, która przyjechała do pensjonatu wypocząć - Janina. Jakie ona skrywa tajemnice i dlaczego nawet jej najbliżsi nic o nich nie wiedzą? A dziadek Kaliny - Felek, jakie on skrywa tajemnice? Czy podczas spotkania Janiny z Felkiem wrócą wspomnienia z Małgi? Czy rozpoznają się po tyyyylu latach? 

      W tej książce jest sporo bólu, straty najbliższych, cierpienia, udręki, strachu, ucieczki, ale jest i miłość, zauroczenie, pomoc, otwarte serce, życzliwość, szacunek. Jest też opieka nie tylko nad ludźmi, też nad zwierzętami. Przeczytamy tutaj też o tym, jak wojna zniszczyła marzenia, plany i wszystko inne bohaterom tej książki. 

" ... przyszła wojna i zniszczyła wszystko to, co dobre i szlachetne. Zniszczyła marzenia, obróciła wniwecz nasze plany, wyzuła z uczuć, pozbawiła wrażliwości. Staliśmy się twardzi jak skała i zimni jak lód."

     Będziecie obserwować zmiany zachodzące we wszystkich bohaterach. Choć u każdego powodem owej zmiany będzie co innego. Jest to piękna powieść, która jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. W książce autorka nawet podaje namiary na tę dziś nieistniejącą miejscowość Małga. Poza tym to połączenie czasów obecnych z wojennymi powodowało, że mogliśmy lepiej zrozumieć zachowania niektórych bohaterów oraz przeżywać z bohaterami odkrywanie kolejnych tajemnic rodzinnych i nie tylko. Jesteśmy tutaj niemymi świadkami tego wszystkiego, co przeżywali bohaterowie i jestem ogromnie wdzięczna pani Małgorzacie Manelskiej za tak wzruszającą powieść. 



Tytuł: "Tam, gdzie bzy sięgają nieba"

Autor: Małgorzata Manelska

Ilość stron: 392

Wydawnictwo: WasPos


     Dziękuję dziewczynom z CZYTAM DLA PRZYJEMNOCI że mogłam kolejny raz wziąć u nich udział w BT. I dziękuję autorce, że choć tyle przeróżnych problemów umieściła w tej książce, to czytało się ją rewelacyjnie i jest to książka godna polecenia!

Komentarze

  1. Bardzo cenię sobie tego typu książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja też :) Dlatego uwielbiam czytać takie historie :)

      Usuń
  2. Ciekawa książka. Zapewne wartościowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki inspirowane prawdziwymi wydarzeniami są ciekawe, ale również przerażające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta przerażająca nie jest, ale są oczywiście momenty drastyczniejsze - jak to w czasach wojny czy wkroczenia wojsk czerwonoarmistów.

      Usuń
  4. Generalnie jesteśmy bardzo podatni na zranienie w sferze uczuć, ale też sami możemy łatwo kogoś zranić i wcale nie celowo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Często sięgam po tego typu historie. Z tą też postaram się zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taka kobieca lektura na wieczór, napewno sporo kobiet będzie mogło sie jakoś utożsamić z Horst

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wieczór, albo i na wycieczkę. Ale utożsamiać się mogą bardziej z Kaliną lub z Ruth.

      Usuń
  7. Brzmi świetnie, lubię, gdy pisarzom udaje się ubrać emocje w słowa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo