Przejdź do głównej zawartości

"Żuławska miłość. Dobrosława" Sylwia Kubik.

      Na spotkaniu w Człuchowie o którym pisałam Wam tutaj poznałam osobiście Sylwię Kubik i wróciłam z tego spotkania z jej książką "Żuławska miłość. Dobrosława". No powiem Wam, że styl pisarski tej autorki przypadł mi do gustu od pierwszej przeczytanej jej książki. Ciągle mam do nadrobienia serię powiślańską, ale tak idę na bieżąco, a przynajmniej się staram i dlatego Sylwia jest w moim gronie autorów, po których książki mogę sięgać w ciemno. 



      Ta książka opowiada losy Dobrosławy, która mieszka i pracuje w Gdańsku. Pracuje w jadłodajni i szczerze, to nie jest to szczyt jej marzeń. Jednak przyzwyczaiła się już do tej pracy i w sumie chyba bardziej pod wpływem swojego partnera Kornela nic w tej sprawie nie zmienia. 

" ... powinnaś poszukać czegoś innego. Potrafisz świetnie gotować, a tam się marnujesz."

     Tylko jej przyjaciółka Miriam potrafi szczerze wytknąć jej błędy lub po prostu doradzić czy wyznać co o tym myśli. Choć nie wszystkie zachowania Miriam mi się podobały, to i tak polubiłam tę osóbkę. Nie to co mama Dobrosławy, ona wręcz nie cierpi przyjaciółki swojej córki, mało tego, o wszystkie niepowodzenia czy zmiany w planach u Dobrusi oskarża o nie właśnie Miriam. Za to mamusia świetnie dogaduje się z Kornelem. Czuć wręcz, że ona zrobiła by wszystko, żeby tylko córka się ustatkowała. A z kim? No oczywiście że z Kornelem! Nie zważając nawet na sygnały od córki, że coś w ich związku jest nie tak i córka potrzebuje oddechu, wytchnienia, spokoju i zmiany.

" Między nią a Kornelem od dawna już się nie układało. Czasami miała wrażenie, że łączy ich tylko przyzwyczajenie. Co chwila się kłócili. Wiele razy była już o krok od podjęcia decyzji o rozstaniu, ale zawsze potrafił ją udobruchać."

     A Kornel to taki typ faceta, co to zmian nie znosi, bo po co coś zmieniać, skoro się sprawdza i tak jest dobrze?!

" Jej ukochany był bardzo wygodny i nie lubił się przemęczać. Każda myśl o dodatkowym wysiłku wywoływała w nim awersję. "

     Jak więc widzicie, dziewczyna łatwo nie miała, bo i praca nie ta, miłość życia okazała się totalnym rozczarowaniem, no i jeszcze matula, która chce dobrze dla córki, ale jakby za bardzo na siłę i nie zwracając uwagi na konsekwencje. I to wszystko spowodowało, że Dobrosława zapragnęła zmian! Coś ją ciągnie na Żuławy, gdzie cisza i spokój są dookoła, a wiatr hula po polach. Kiedy wyjeżdża w całkiem nowe miejsce, z dala od miejskiego zgiełku, czuje że tutaj, w tym nowym miejscu będzie mogła spokojnie realizować swoją pasję. Tylko czy powiedzie się ten jej plan? Jak zareagują na te zmiany Kornel, mama Dobrusi i Miriam? Czy młoda kobieta poradzi sobie sama w nowym miejscu? A może w cale nie będzie tutaj sama? 

" - Nawet jeśli jest w tym egoizm, to jest to zdrowy egoizm. Nie można całe życie oglądać się na innych. O sobie też trzeba pomyśleć..."

     Ta powieść wciągnęła, nie, raczej mnie pochłonęła od samiuśkiego początku! Te klimaty sielskie i anielskie. No dobra, nie anielskie, ale sielskie bardzo. Aż by się chciało pojechać w tamte żuławskie rejony i sprawdzić te wszystkie opisane przez autorkę miejsca. Podczas czytania miałam wrażenie, że już na samym początku dosłownie przeniosłam się do książki i byłam biernym obserwatorem tych wszystkich wydarzeń. A powiem Wam, że działo się tu sporo! To o czym Wam opowiedziałam to wierzchołek góry! Bohaterowie w tej powieści są tak realistyczni, jak Ty czy ja. Ma się wrażenie, że czyta się o swoich sąsiadach. Choć szkoda, że u mnie takiej Łucji nie ma :) A kto to Łucja? A no dowiecie się z książki. Tyberiusza też chętnie bym osobiście poznała, a nawet i Mirka bym zaprosiła na kawę :) A co :) Sylwia Kubik świetnie radzi sobie z podgrzewaniem emocji u czytelnika. Zapoda jakieś wydarzenie, niby już domyślam się co może się wydarzyć, ale autorka powoli, nieśpiesznie opisuje całe wydarzenie i czytelnik momentami aż nóżką tupie, ażeby doczytać czy będzie tak jak wyobraźnia podpowiada?! No co ja Wam tu będę przeciągała tę recenzję i chwaliła! Łapcie za tę książkę, czytajcie i potem koniecznie mi napiszcie, czy Wam też się tak spodobała jak i mi! A zdradzę Wam, że będą jeszcze 2 tomy z tej Żuławskiej miłości i ja nawet wiem już o kim one będą :) A skąd wiem? A no spotkałam się ponownie z autorką w Bibliotece Gminnej w Swarożynie :) Teraz trochę się znów chwalę ;)





     Pięknie wyglądają wszystkie książki Sylwii Kubik razem, prawda? To było cudne spotkanie, znów kilku ciekawostek się dowiedziałam. No i mam już "Miłość musi być" u siebie :) Tak więc wracając jeszcze do "Dobrusi", to zachęcam Was do tej książki. Dowiecie się tutaj jak związek z drugą osobą potrafi być męczący, kiedy jest to wszystko jakby na siłę, albo ot tak z przyzwyczajenia. Kiedy to rodzic próbuje narzucić dorosłemu dziecku swoją wolę lub kiedy miesza w życiu dorosłego dziecka. A także jak chęć oderwania się od miejskiego życia i przeniesienie się na wieś potrafi być uzdrawiające. Nic więcej nie powiem, nie napiszę, bo musicie sami sięgnąć po przygody tej Dobruśki, która to momentami zachowywała się jak marionetka sterowana przez innych, ale kiedy owe "sznurki" zerwała, to okazało się, że potrafi być uparta, stanowcza, mega samodzielna, praktyczna i z sercem na dłoni, a jednocześnie pełna życia i miłości. 



Tytuł: "Żuławska miłość. Dobrosława"

Autor: Sylwia Kubik

Ilość stron: 392

Wydawnictwo: Filia


     Żebyście nie myśleli, że recenzuję tylko książki otrzymane od autorów czy wydawnictw - tę kupiłam sama od autorki i Sylwii bardzo dziękuję za piękną dedykację w tej książce :)

Komentarze

  1. Ja jeszcze nie poznałam twórczości tej autorki, ale to się na pewno zmieni. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tylko jedną książkę autorki, więc warto mieć ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że spotkanie z Autorka i Jej książka przypadły Ci do gustu. To ważne, aby być zadowoloną z lektury i miłego poznania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej jestem zadowolona :) Sylwia Kubik jest w gronie moich ulubionych pisarek!

      Usuń
  4. Uwielbiam spotkania autorskie, a do Człuchowa z Chojnic miałam rzut beretem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastycznie, kiedy można spotkać się z ulubioną pisarką, zwłaszcza jak wcześniej przeczytało się wszystkie jej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, jest to cudowne uczucie. Choć wszystkich jeszcze książek nie przeczytałam. Nadrobię to :)

      Usuń
  6. Dobrze jest mieć swoich ulubionych autorów i spotkać ich na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie zapoznam się z jej twórczością:) Lektura lekka w sam raz na wakacje. Fajnie jest osobiście poznać autorkę. Ja bardzo chce poznać Kasie Puzynską :) Życzę kolejnych miłych spotkań. Pozdrawiam serdecznie Kasia z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc życzę Ci, aby w najbliższym czasie udało Ci się spotkać Kasię Puzyńską. Trzymam kciuki!!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo