Kinga Jesman pokazuje w swoich książkach z serii "Klejnoty Dubaju" za każdym razem inną bohaterkę, z innymi problemami i na różnych zakrętach losu. Zaczynałam przygodę z "Almas. Diament pustyni" , potem była "Devi. Waleczna bogini" , a teraz czas na "Holly. Nigeryjską słodycz". Bez bicia przyznam się Wam, że dwie poprzednie książki wciągnęły mnie od pierwszej strony i z bohaterkami od razu zaiskrzyło. W książce o Holly nie czułam przyciągania do tej bohaterki tak od razu. Nie wiem, może to przez to, jak ona postępowała, jak pozwalała sobą manipulować, jak dziwacznie się zachowywała i wmawiała sobie, że to pech, który przeszedł z jej matki na nią. No nie wiem, od razu nie zapałałam do niej miłością. Jednak, po kilkudziesięciu stronach, spojrzałam na Holly inaczej i wtedy nawet wczułam się trochę w nią. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Bo chcę Wam jak najlepiej odzwierciedlić to, co czułam podczas czytania tej książki. Po