Przejdź do głównej zawartości

Book Tour z Weroniką Kurosz - coś dla dzieci.

      Książki, które do mnie dotarły w Book Tour są tym razem dla dzieci. Są to 2 książki pani Weroniki Kurosz. Wcześniej nie spotkałam się z tymi książkami, więc tym chętniej byłam nimi zainteresowana. Zresztą tak jak i moje dzieci. Tym razem czytałam obie książeczki mojej najmłodszej dwójce dzieci - 5 letniemu synkowi i rocznej córeczce :) 


    Zacznę od "Faro ze Słonecznej Zatoki".  Jest to bardzo kolorowa książeczka, która opowiada o krótkich przygodach tytułowego flaminga Faro. Flamingi są w odcieniach różu, czerwieni czy pomarańczy, a ten jest szary i jak sam o sobie mówi, "jest brzydki". Czyli jest inny. I właśnie podczas tych swoich przygód chce się dowiedzieć, dlaczego on i inny flaming - Tino są innego koloru? 


     Książeczka niesie ze sobą też mądrości jak i ciekawostki dotyczące flamingów. 

"- Dziubeńku, każdemu sąsiadowi mów dzień dobry. Pamiętaj, jeśli ty będziesz uprzejmy, inni też będą dla ciebie mili. Dobro jest jak fala - zawsze wraca."


"A kiedy stado, zgodnie z jego instrukcjami, zbiło się w kulę, sam stanął z przodu i objął najbliższe ptaki skrzydłami. Chciał przyjąć na siebie pierwsze uderzenie huraganu. Wszyscy stali mocno spleceni. Pięćdziesiąt flamingów waży więcej niż jeden."



     Te ilustracje są czadowe! Nawet moja roczna córcia się nimi zauroczyła i ciągle pokazywała na te kolorowe ptaszki. Tak wiec czytało się nam książeczkę bardzo fajnie. Pięciolatek bardzo zainteresował się Faro i jego przygodami, momentami dopytywał a dlaczego to, a dlaczego tamto, a czemu tak to zrobił? Czyli pomimo przeczytania książeczki jeszcze wywiązała się u nas dyskusja i musiałam wyjaśniać pewne sprawy. Ale to dobrze. Nawet bardzo dobrze :) 


Tytuł: "Faro ze Słonecznej Zatoki"

Autor: Weronika Kurosz

Ilość stron: 54

Wydawnictwo: Alegoria

   

     Druga książeczka to "Skarby leśnych braci". Jest grubsza i dużo mniej kolorowa niż ta pierwsza książeczka. Jednak ta książeczka ma dłuższe opisy niezwykłych przygód dwóch braci - Bazylego i Marcepana. 



     Jeśli Wasze dzieci lubią bohaterów z wielką wyobraźnią i zamiłowaniem do przygód, to ta książeczka jest dla nich! Bazyli i Marcepan dosłownie pchają się z przygody w przygodę! Ot chociażby kiedy to Marcepan obraził się na starszego brata i uciekł z domu. Niby schował się pod starym wiaduktem kolejowym i nic w tym nie było by dziwnego. Ale on zauważył tam jakieś stare drzwiczki, za którymi odnalazł przyślepki. Kim są przyślepki? No właśnie. To malutkie postacie przypominające ludzi, które mieszkają wśród korzeni drzew lub pod ziemią. A jaką przygodę Marcepan z nimi przeżyje? Tego musicie dowiedzieć się z książki. Chłopcy spotykają czasem dziwne stworki, rozmawiają ze zwierzętami - a przecież jest to niedorzeczne! A jednak! Albo kiedy to spotkali przemiłą starszą panią, która piekła wyborne smakołyki. Po co było jej tyyyyle guzików? No i skąd w ogóle je miała? I dlaczego chciała aby chłopcy z nią zostali? Albo jak wielka może być zwykła szklarnia z pomidorami, że chłopcy w niej szli, szli i szli, i końca szklarni nie było widać?



     I choć ilustracji jest tutaj mało, to są bardzo ładne, wyraziste i kolorowe. A czcionka jest dosyć duża, co zapewne pomaga dzieciom w lepszym i szybszym czytaniu. I to co podobało mi się najbardziej w tej książce, to to, że jest poza wyobraźnią i tymi wszystkimi przygodami chłopców pokazana jest tutaj ich wielka miłość i braterstwo! Że chociaż jeden na drugiego się obrazi, to i tak w końcu się pogodzą, a jak jednemu dzieje się krzywda, to drugi go obroni i wyciągnie z kłopotów. Super jest mieć takie rodzeństwo. Wiem coś o tym z własnego doświadczenia, bo mam 3 rodzeństwa :) A i moje dzieci coś o tym też wiedzą, bo jest ich 4 :) W rodzeństwie siła :) 


Tytuł: "Skarby leśnych braci"

Autor: Weronika Kurosz 

Ilość stron: 124

Wydawnictwo: Zysk i S-ka


     Bardzo dziękuję PasjoMatce oraz samej autorce Weronice Kurosz za możliwość przeczytania tych dwóch pięknych i zarazem pouczających książeczek. Jak to mój syn powiedział: mamo nareszcie jakieś książeczki dla nas :) Bo najczęściej dostaję książki dla dorosłych. Więc te książeczki były bardzo przyjemną odmianą :) 




Komentarze

  1. Lubię kolorowe, pełne przygód książeczki dla dzieci.
    Dużym atutem są piękne ilustracje i twarda okładka.
    Kupię na prezent.
    Wspaniałe książeczki.
    Pozdrawiam :-)
    Irena-Holtaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci, szczególnie te mniejsze też przeważnie zwracają uwagę na kolorowe ilustracje. I tutaj szczególnie Faro na pewno spodoba się takim dzieciom, a książeczka o braciach zdecydowania spodoba się starszym dzieciom, które lubią słuchać dłuższych opowiadań.

      Usuń
  2. Ale piękne kolorowe ilustracje. Oczywiście takie książki u nas już odpadają ze względu na wiek ale lubię chociaż na nie popatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, moi starsi też tylko spojrzeli na książeczki i koniec. Bo za starzy już są. Ale młodsza dwójka już zainteresowana była :)

      Usuń
  3. Piękne oprawy graficzne, już dla nich samych chce się chwytać za książki. :) Pomysł na książkowy prezent podchwytuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, bo książeczki są naprawdę fajne, kolorowe i ciekawe.

      Usuń
  4. Myślę że grafiką i kolorami te lekturki zainteresują młodych czytelników. Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zainteresują, to prawda. Wzajemnie miłego dzionka życzę :)

      Usuń
  5. Z book tour z książeczkami dla dzieci jeszcze się nie spotkałam, ale w sumie to fajna opcja żeby sprawdzić co dzieciaczkom przypadnie do gustu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie był to już drugi BT z dziecięcą książeczką. No i czekam na kolejną książeczkę dziecięcą w BT.

      Usuń
  6. Piękna oprawa graficzna książek. Wprost zachwycająca. Od razu chętniej czyta się takie rzeczy.
    Pozdrawiam mocno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :) H. bardzo chętnie słuchał opowieści i przeglądał stronki sam :)

      Usuń
  7. Przyznam, że o book tour dziecięcych książeczek jeszcze nie słyszałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę :) Czyli czymś zaskoczyłam :) Super :) No właśnie jest ich mało, ale się zdarzają :) Dla mnie był to już drugi BT z dziecięcą książkę, a czekam jeszcze na jedną :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo