Przejdź do głównej zawartości

"Jeszcze jedna szansa" Agata Sawicka.

      Podeszłam do tej książki na luzie. I choć czytałam wcześniej opinie o niej, że jest super, fajna, mega i że wyciska łzy, to jednak pomyślałam, że ta książka raczej u mnie niczego nie wyciśnie, ale może mi się spodobać! A czy się spodobała? Napiszę tyle, że ta książka, albo inaczej - ta historia wdarła się w moje serce i skradła je w całości!!! Zatrzęsła moim serduchem!!!


     To moje pierwsze spotkanie z twórczością Agaty Sawickiej. I na pewno nie ostatnie! Powieść ta wciągnęła mnie od samego początku, aż w pewnym momencie poczułam się tak, jakbym czytała coś, co dotyczy mnie samej lub mojej rodziny! Wiecie, jakbym razem z główną bohaterką - Hanią sklejała kawałki historii dotyczące mojej własnej rodziny! Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się aż tak wczuć w żadną powieść!


     Jak Wam przybliżyć tę historię? Hm... Chyba zacznę od tego, że Hania ni z gruszki, ni z pietruszki otrzymuje stary dom w spadku po mężczyźnie kompletnie jej obcym. Jest zaintrygowana i chce się dowiedzieć, dlaczego ktoś całkiem jej obcy, właśnie jej zapisał ten dom. Jedzie do nadmorskiej miejscowości Łącko na Pomorzu i tam odnajduje ten domek. Jak to bywa w małych miejscowościach, szybko roznosi się po wsi, że w domu po panu Władysławie Kiesieleckim zamieszkała obca, młoda kobieta. Tuż obok jej nowego domu mieszka wnuk wspomnianego Władysława z synem i szwagierką. Wnuk, a dokładnie Aleksander Kiesielecki nie polubił nowej sąsiadki od początku i wręcz czuć, że ma do niej urazę za przyjęcie spadku. Hania jednak nie zraża się jego zachowaniem, wręcz jakby chciała udowodnić sąsiadowi, że zostanie tutaj i wyjaśni sobie, i jemu całą zagadkę związaną z przepisaniem domu na nią. No właśnie. Mnie też z tyłu głowy ciągle chodziło pytanie - dlaczego ona dostała ten dom? Nieocenioną pomocą w rozwiązywaniu historycznych zagadek okazała się pewna mieszkanka Łącka. To dzięki niej tak naprawdę Hania miała okazję poznać ciężkie losy swojej babci. W końcu życie polskiej ludności w czasach II wojny światowej do najlżejszych nie należały. W międzyczasie główna bohaterka ma wielkie wsparcie w innym mężczyźnie. Całkiem obcy mężczyzna od początku jak może tak stara się jej pomagać i nawet jakby chciał coś więcej od niej. Ona jednak od razu zaznacza, że traktuje go tylko jak przyjaciela. Tylko czy owy facet jest całkowicie szczery wobec Hani? A może ma z goła niecne zamiary wobec niej? Wspomniany Aleksander do kryształowych ludzi też nie należy. W końcu o nim krążą okropne plotki! Może i na niego nasza bohaterka powinna uważać? Czy Hania pomimo swoich zawirować sercowych da radę odnaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania o przeszłość jej babci? I czy uda się jej rozwikłać zagadkę związaną z przepisaniem tego domu na nią? No i czy odnajdzie tutaj prawdziwą miłość o której marzy? 

"- Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele mamy, dopóki tego nie stracimy."  

     A tutaj są opisani bohaterowie, którzy stracili bardzo dużo. W szczególności ci, którzy żyli w czasach wojny. Autorka w cudowny sposób połączyła historię babci Hani - Alicji z czasów wojny z teraźniejszym życiem jej  wnuczki - Hanny. W książce mamy te dwa światy, jakby dwie osobne historie, a jednak cudownie połączone w całość. Na dodatek jakby historia trochę zatoczyła koło. I od razu napiszę, że w 3 momentach, tak dokładnie w 3 momentach nie wytrzymałam i poryczałam się. Czułam się jakbym tam była na miejscu i widziała wszystko moimi oczyma to co autorka opisała. Trochę byłam na koniec zła. Zła na pana Władysława, na babcie Alicję też trochę, poza tym zła byłam na Aleksandra za jego zachowania i złościła mnie Ruth. Ale dlaczego? To musicie sami odgadnąć podczas czytania tej książki. Napiszę jeszcze, że podziwiam Hanie za jej odwagę i wytrwałość w rozwiązywaniu tych wszystkich zagadek. I postanowiłam, że kiedy kolejny raz pojadę do Jarosławca, to na pewno zboczę trochę z drogi i odwiedzę Łącko. 


Tytuł: "Jeszcze jedna szansa"

Autor: Agata Sawicka

Ilość stron: 350

Wydawnictwo: Dragon


     Dziękuję ogromnie WYDAWNICTWU DRAGON za tę książkę :) 

Komentarze

  1. Na miejscu bohaterki też czułabym się mega zaintrygowana i chyba podeszłabym do takiego spadku nieco podejrzliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Ot tak dostać taki spadek od nieznanej nam osoby! Też zastanawiałabym się o co tu tak naprawdę chodzi :)

      Usuń
  2. Te historyczne zagadki brzmią dla mnie interesująco, więc rozejrzę się za tą lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo nie miłych emocji sie pojawiło, dobrze że pojawił się i podziw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej książce jest sporo emocji, co udziela się też czytelnikowi

      Usuń
  4. Bardzo zachęcająca i ciekawa recenzja i myślę, że chyba się skusze. Tym bardziej że nie znam pióra tej autorki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wcześniej nie spotkałam się z książkami tej autorki, ale teraz mam ochotę wszystkie nadrobić.

      Usuń
  5. podoba mi się ten nadmorski klimat, ale sama fabuła jest dla mnie trochę drażniąca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Może inna książka bardziej Ci podpasuje :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo