Przejdź do głównej zawartości

"Brakujący obrazek" Anna Ziobro.


        "... miała surowego ojca, który był funkcjonariuszem policji i miał moc decydowania o tym, jak spędzała czas jego dorosła córka. Jeszcze przez kilka miesięcy musieli się spotykać  ukradkiem, wykradać jak złodzieje każdą wspólną chwilę i uciekać przed spojrzeniami innych, jakby robili coś zakazanego. Później Ola planowała wyjechać na studia - i wtedy mieli być naprawdę razem."



     Książka "Brakujący obrazek " Anny Ziobro był moim pierwszym spotkaniem z twórczością tej autorki. No jakoś nie zdążyłam jeszcze nic tej autorki przeczytać. Za to cieszę się, że to właśnie dzięki tej akurat książce mogłam poznać pióro mojej imienniczki. Na okładce jest takie zdanie:

" Zimowa opowieść o nadziei, przebaczeniu i sile siostrzanej miłości."

I wszystko się tutaj zgadza. Bo w tej powieści przeczytałam o tym wszystkim, ale także o wielkim bólu, o traumatycznych przeżyciach, o przemocy w rodzinie, o rodzącej się miłości. Pewnie jeszcze mogłabym coś wymienić, ale tak z grubsza o takich przeżyciach dosyć wielkiego kalibru jest ta książka. Anna Ziobro zaserwowała nam tutaj naprawdę mocne doznania czytelnicze.


     Aleksandra mieszka z młodszą siostrą, matką i ojcem w mieszkaniu w bloku. Jak na złość ojciec jest policjantem, który w pracy jest przykładnym funkcjonariuszem, a w domu rządzi twardą ręką i ma względem Oli ogromne plany na przyszłość. 

"Stwierdził, że widząc wyraźnie swój cel, Ola będzie pracować jeszcze solidniej, by go zrealizować. Chociaż nigdy nie powiedział tego wprost, bo okazywanie córkom pozytywnych uczuć nie wpisywało się w jego wizję twardego wychowania, przypuszczała, że był naprawdę dumny z jej planów studiowania medycyny."

Zarówno Ola jak i jej młodsza siostra Natalia wiedzą dobrze, że ojca wkurzyć bardzo łatwo i oberwać mogą za wszystko i za nic też. Obie maja dużo zakazów i nakazów. W tym nie może się Ola spotykać z chłopakami. Jednak każda młoda dziewczyna chce mieć chłopaka. Aleksandra również. I kiedy już go ma, postanawia wykorzystać jeden jedyny raz, kiedy obojga rodziców nie ma w domu i oddaje się swojemu ukochanemu w całości. Pech chciał, że ten jeden raz wystarczył, by zaszła w ciąże. A to poskutkowało wyrzuceniem jej z domu jeszcze przed maturą. Na szczęście jej wybranek - Paweł staje na wysokości zadania i zabiera ją do siebie i swojego ojca. Nawet biorą ślub. I wszystko jest dobrze, do pewnego momentu, kiedy to jej mąż wyjeżdża za granicę do pracy. Wtedy główna bohaterka zostaje sama z córeczką u swojego teścia. Nie ma wsparcia w mamie, w tacie, w siostrze, a nawet nie w mężu, który wyjechał. I musi sobie jakoś poradzić. 

     Po 16 latach, kiedy ma już prawie normalne, ustabilizowane życie, jako samotna matka z nastoletnią córką u boku, pojawia się mężczyzna, którym Ola się interesuje. Czy nasza bohaterka będzie gotowa na nowy związek? Czy po swoich przeżyciach z mężem będzie umiała pokochać innego faceta? A jak jej córka na to wszystko zareaguje? Dodam jeszcze, że lekkiego i spokojnego życia Ola nigdy nie miała, bo duchy przeszłości i ból po straconym kontakcie z jej ukochaną młodszą siostrą ciągle nie daje jej spokoju. Zastanawia się, gdzie jest Natalia i co się z nią dzieje po tylu latach?! Zwykły przypadek sprawia, że odnajdują się i mają spotkać w Wigilię.  Czy w końcu naprawdę się spotkają i wyjaśnią sobie wszystko? Czy wybaczy Natalia Oli fakt, że ją zostawiała z ojcem, który non stop się na niej wyżywał i bił? Czy będą obie umiały zostawić duchy przeszłości za sobą i pójść normalnie do przodu? Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? Tego dowiecie się z tej emocjonującej książki.

     Wiecie, nie raz i nie dwa sama w dzieciństwie dostałam lanie. Ale nigdy, przenigdy nie dostałam takiego lania jak te dwie bohaterki. Zresztą ja oberwałam jak coś naprawdę złego zmajstrowałam. Za nic nigdy nie dostałam. Wiem, wiem, dziś jest głośno, że bić dzieci nie wolno. Ale ja dzieckiem byłam w latach 80-dziesiątych i wtedy tak o biciu dzieci nie mówiono. Wracając do książki. Kiedy czytałam jak ten despotyczny funkcjonariusz policji wyżywa się zarówno psychicznie jak i fizycznie na swoich córkach, to aż się we mnie gotowało!!! Żeby nawet ciężarną pobić? Nosz sama bym chętnie go sprała!!! Wrrrr...  Ta powieść pokazuje, jak w niektórych domach do dziś zresztą wygląda życie. Bo to, że głośno się mówi o nie biciu dzieci to jedno, a rzeczywistość ma się całkiem inaczej. Nie dalej jak wczoraj oglądałam reportaż o 9 letnim chłopcu, którego ojczym bił kablem, a matka się temu przyglądała, co nagrał to przechodzący pod ich mieszkaniem obcy mężczyzna i to on zainterweniował wzywając policję. Takim dzieciom jest trudno odnaleźć się wśród rówieśników. Więc jeśli bite dziecko nie ma wsparcia w kimkolwiek, to po prostu siada mu psychika i nawet jest w stanie zrobić coś głupiego! Tutaj Oli pomogło wyprowadzenie się z domu i zamieszkanie ze swoim facetem i jego ojcem. Choć też z początku tu się za dobrze nie czuła, ale już nikt jej nie bił, nie upokarzał. A nawet otrzymała wsparcie od teścia. To już było dużo, bo to plus fakt, że ma córkę, dla której warto żyć, dodawało jej wiary w siebie i w to, że jakoś uda im się normalnie funkcjonować. Oczywiście, wielka szkoda że mąż Aleksandry ją i córkę zostawił, kiedy był tak potrzebny. Moim zdaniem, niektórzy faceci to po prostu mięczaki i tyle.  Na koniec książki to co zrobił Paweł totalnie mnie zaskoczyło i rozśmieszyło jego zachowanie! O co chodzi, musicie doczytać sami. Powiem tylko, że nie wiem co ten facet sobie wyobrażał i świetnie że córka tak wsparła swoją matkę. Osobą która mnie też strasznie złościła w tej książce była matka Oli i Natki. Ja jestem w stanie zrozumieć, że ona też była psychicznie gnębiona przez męża i nie umiała się wyrwać z tego chorego związku. Ale ani jej, ani innych kobiet nie umiem zrozumieć, kiedy widzą, jak ich mąż/partner/facet bije lub nawet katuje ich dziecko i one nie reagują w żaden sposób!!! Nigdy, przenigdy nie pozwoliłabym, żeby mój mąż wyrzucił któreś z moich dzieci z domu i to na moich oczach!!! W życiu! Prędzej sama bym się z dziećmi wyprowadziła dokądkolwiek niż pozwoliła na takie chamstwo! Na szczęście ja mam kochającego męża i ojca moich dzieci. Ola z Natalią takiego ojca nie miały i to ogromnie rzutowało na ich psychikę. Nie było im łatwo i chyba nawet Natalce było trudniej - bo ona bardziej to wszystko przeżywała. Ale dopóki miała wsparcie w starszej siostrze, to jakoś sobie jeszcze radziła. Po odejściu Oli, Natalii jakby zawalił się świat. 

      Powieść pełna bólu, ale i nadziei na lepsze jutro oraz o tym, że zawsze warto spróbować odbudować więzi z najbliższymi, nawet po wielu latach. A także o kobiecej sile, bo kto jak kto, ale my - kobiety jesteśmy bardzo silne. Nawet kiedy zostajemy same z dzieckiem/dziećmi, bez wsparcia rodziny, wiemy, że dla naszych pociech musimy dać radę! Dziękuję autorce za te wszystkie emocje, których dostarczyła mi ta trudna powieść. Ale takich trudnych tematów i trudnych wątków nam - czytelnikom też potrzeba. Dziękuję i proszę o więcej takich życiowych książek. 



Tytuł: "Brakujący obrazek"

Autor: Anna Ziobro

Ilość stron: 320 

Wydawnictwo: Dragon


     Dziękuję bardzo Wydawnictwu Dragon za tę książkę. 




Komentarze

  1. Wygrałam tę książkę w konkursie na Facebooku i wkrótce będę ją czytała. Jestem jej niezmiernie ciekawa. Zapowiada się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc życzę przyjemnej lektury. I gratuluję wygranej!!!

      Usuń
  2. Bardzo ładna powieść, poruszająca ważne tematy, też mi się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, choć porusza trudne tematy, to jest mega wciągająca i taka realnie prawdziwa.

      Usuń
  3. raaaczej się nie skuszę, nie przepadam za takimi historiami, ale moja mama na pewno wsiąkła by w tę historię :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbliżają się Mikołajki, więc to dobry moment by podarować mamie taką historię do czytania.

      Usuń
  4. Podoba mi się tematyka tej książki. Chętnie zwrócę uwagę na tę lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Paulina Kwiatkowska13 listopada 2021 21:09

    Myślę, że warto nadrobić zaległości i poznać ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  6. oj dziedzictwo przemocowego domu to ciężki bagaż. Trudny temat porusza książka o tak miłej wizualnie okładce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ale ta książka jest naprawdę warta poświęcenia jej kilka godzin na jej przeczytanie.

      Usuń
  7. Nie znam tego tytułu. Nie czytam takich książek, zwłaszcza jesienią. To trudne emocje, których unikam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem i jeśli znajdziesz chwilę wiosną czy latem, to też warto sięgnąć po tę lekturę.

      Usuń
  8. Książka porusza ważny temat przemocy domowej i już przez ten fakt na pewno warto po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Chętnie bym zatopiła się w tej książce, więc może wpisze ją na listę książek na kolejny rok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo dopisać ją sobie do listy :) I już dziś życzę miłego czytania.

      Usuń
  10. Z czystej ciekawości mogłabym się z nią kiedyś zapoznać. Czuję, że może mi się spodobać 😊

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo