Przejdź do głównej zawartości

"Terapia duszy. Historia jednego genogramu" Iwona Michalewicz.

 


     Co to takiego ten cały genogram?  Jest to graficzny schemat rodziny, podobny do drzewa genealogicznego, ale zawierający dodatkowe informacje o relacjach i powiązaniach między członkami rodziny, a także o ważnych wydarzeniach życiowych.  W tej książce bardzo ważną rolę odgrywa genogram. Ale czy Paweł powinien naprawdę wierzyć w to, że genogram jest wyznacznikiem postępowania kolejnych pokoleń? Bo ja myślę, że zawsze znajdą się wyjątki od reguły :)


   "- ... trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny obecne i te z przeszłości też..."


    Dosyć sceptycznie podeszłam do tej lektury. Dlaczego? A bo ja wolę romanse czy obyczajówki czytać. Do tego pierwsze kilka stron jakoś nie przemówiło do mnie i stwierdziłam, że ta historia mnie zmęczy, zanudzi i ciężko będzie mi ją przeczytać. Ale wiecie co? Po tych kilku nudnych stronach wciągnęłam się w historię i to dosyć mocno. Pewnie dlatego, że jako matka czwórki dzieci byłam mega zaciekawiona zaginięciem dwunastoletniej Ani ( nota bene mojej imienniczki). Ojciec dosłownie stawał na głowie i wręcz dla odnalezienia córki był w stanie nawet przełamać swoje strachy, uprzedzenia czy niechęć do zwierzania się obcym ludziom. Dziwny trochę ten tato Paweł, taki mocno religijny, a jednak w jego rodzinie sporo grzeszków wyjdzie na jaw. Te opowieści z przeszłości tłumaczyły wiele, jednocześnie pozwalały naszemu bohaterowi spróbować zrozumieć pewne sprawy. Całe szczęście, że Ania się odnalazła. Jednak razem z jej odnalezieniem w spokojnej dotąd i ułożonej rodzinie, pojawili się nowi członkowie rodziny, pojawiły się przebłyski z przeszłości i na światło dzienne wychodziły różne sprawy, które jednocześnie zaczęły komplikować sielankę. Czy modlitwa może być lekiem na wszystko?


   " - Państwo szukają w modlitwie rozwiązania swoich problemów, więc muszą to być już poważne problemy. "


   Naprawdę ta historia mnie zaskoczyła. Po przeczytaniu musiałam poukładać sobie kilka spraw, musiałam przetrawić to co przeczytałam. Wiecie, w mojej dosyć sporej rodzinie też mam różne osobowości. Znajdują się i takie mega mocno religijne. I wiem z doświadczenia, że takim osobom trudno pogodzić się z inną orientacją seksualną czy z rozwodem małżonków. Ale czy takim osobom jakimś cudem uda się wytłumaczyć, żeby inaczej podchodziły do tych tematów? Moim zdaniem zawsze warto próbować. Ta książka pokazuje, że rodzina, która do pewnego momentu działała na określonych z góry zasadach, w pewnym momencie zostaje totalnie rozwalona i zmiany, które dzieją się w tej rodzinie, jedni znoszą dobrze, albo i rewelacyjnie, a inni wręcz odwrotnie i mam wrażenie, że niektórym baaardzo ciężko jest zrozumieć, pogodzić się i zaakceptować nową sytuację. Mamy tutaj sporo o wybaczaniu, próbie zrozumienia wielu spraw, samotnym macierzyństwie, dzieciach wychowywanych bez ojca i żalu oraz tęsknocie zalegającej w tych dzieciach, uczuciach tych większych i tych mniejszych, jest też pokazane, jak mocno religijni ludzie nie są w stanie dopuścić do siebie myśli, że mogą się mylić, że może być inaczej niż dotąd sądzili. Ogólnie jest bardzo dużo zaskoczeń związanych z zachowaniem swoich najbliższych członków rodziny. Jak bohaterowie sobie tutaj poradzą? Sami sprawdźcie sięgając po tę książkę. Niemniej spodziewajcie się tego, że pewne wydarzenia Was totalnie zaskoczą i będziecie się zastanawiali tak jak ja - czy to w ogóle jest możliwe?!  Zmiany, które tutaj zachodzą w bohaterach były bardzo potrzebne. A poznanie pewnych historii rodzinnych pomogło w zachodzeniu tych zmian. 


#współpracabarterowa z Iwoną Michalewicz



Tytuł: "Terapia duszy. Historia jednego genogramu"

Autor: Iwona Michalewicz

Ilość stron: 384

Wydawnictwo: Wieża Pereł


     Dziękuję bardzo pani Iwonie za możliwość przeczytania tej niezwykłej i pobudzającej do chwili refleksu książki. 


Komentarze

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, a teraz jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach ...

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłoneczniony...

Nabroiłeś? To nasmaruj tyłek cebulą!

     Czasem tak się zdarza, że dzieciom czegoś się zabrania - raz, drugi, trzeci, dziesiąty i setny. A dziecko i tak zrobi po swojemu. Bo przecież to czego rodzic zabrania, to zazwyczaj fajne jest!       I tak właśnie zrobił nasz młodszy synek. Tato mu zabraniał bawić się taty narzędziami i wszystkim co tato ma przy narzędziach poukładane. Synek wykorzystał moment, kiedy tato był w pracy, a mama wyszła po drzewo na dwór i pobroił trochę. I choć mama po powrocie od razu zauważyła, co też synio pobroił, to była szansa, że tato nie zauważy - jedna zauważył! I powiedział do synia, że skoro go nie posłuchał, nabroił, to teraz ma sobie cebulą tyłek nasmarować, żeby lanie mniej bolało! I tato najpierw postanowił zjeść obiad, a potem rozliczyć się z synem.W tym czasie, kiedy tato jadł, synek najpierw z płaczem pobiegł do pokoju niby się schować, po chwili poszedł do kuchni. Ja obserwowałam co też synek wyprawia! A on wziął cebulę i poszedł z nią z powrotem do pok...