Dziś pojechaliśmy z mężem i Patryniem pozałatwiać kilka spraw związanych z naszym nowym domkiem. Pobraliśmy przy okazji wnioski do zameldowania i już mamy pełną informację co i jak mamy zrobić i kiedy składać wnioski o nowe dowody osobiste. Potem pojechaliśmy do nowej szkoły - czyli do tej, do której Ksawery będzie chodził po przeprowadzce. Szkoła mała, ale to dla nas nie problem, to nawet i dobrze. W sekretariacie bardzo miła pani, dużo nam opowiedziała o nowej klasie Ksawka, o nowej pani wychowawczyni, potem mieliśmy rozmowę z panią dyrektor - miła, choć wydała mi się trochę sztywna - ale to moja opinia z dzisiejszego naszego chwilowego poznania. Za to z chęcią pani dyrektor oprowadziła nas po szkole - pokazała nową klasę naszego synka, szatnię, opowiedziała trochę o zasadach panujących w szkole, podała godziny nauki dzieci, jak to wygląda z przyprowadzeniem/przyjazdem dzieci i odprowadzaniem/odwozami dzieci itp. Przedstawiła nam wychowawczynię klasy I - no i muszę powiedzieć, że pani bardzo miła, wesoła, energia od niej aż biła! Więc jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona do tej szkoły. Pani już się cieszy na nowego ucznia - co prawda Ksawek dziś nie był z nami w nowej szkole, bo musiał normalnie iść jeszcze tutaj do szkoły. Ale już mu wszystko opowiedzieliśmy. Ksawka klasa - w obecnej szkole liczy 21 dzieci, a w nowej szkole będzie ich tylko 13 osób z Ksawkiem włącznie. Więc mało dzieci, to i inaczej się zajęcia prowadzi w takiej małej klasie. Ach... Mam małe obawy: JAK TO BĘDZIE? CZY SYNEK SZYBKO SIĘ ZAAKLIMATYZUJE? CZY SZYBKO BĘDZIE MIAŁ NOWYCH KOLEGÓW I KOLEŻANKI? JAK Z PROGRAMEM NAUCZANIA - CZY PODOŁAMY? Itp., itd. Ale staram się myśleć pozytywnie i ciągle powtarzam DAMY RADĘ I WSZYSTKO DOBRZE SIĘ UŁOŻY!!!
W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki. Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej. NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłoneczniony...
Pewnie że dacie radę, Ksawek to mądry chłopczyk, więc z nauką na pewno sobie poradzi, może być gorzej z nowymi kolegami, bo zostawi tych których już poznał a wejdzie w środowisko, które już się zna a on będzie nowy, ale kto wie, może akurat spotka tam przyjaciela na całe życie ;)
OdpowiedzUsuń