Dziś tłusty czwartek :) Wszyscy więc już wczoraj tworzyli pączusie, faworki - chrusty jak kto woli, czy inne słodkości. Lub dopiero dziś robili czy kupili sobie takie dobrocie. Ja zamiar miałam w dniu dzisiejszym pierwszy raz, tak, tak, dobrze czytacie, pierwszy raz chciałam wziąć się za zrobienie pączków!
Jednak plany musiałam zmienić. Dlaczego? Bo zostałam wrobiona przez pierworodnego!
Ale od początku :) W poniedziałek synowie przynieśli na kartce ze szkoły informacje, że na tłusty czwartek rodzice dzieci mają przygotować do sprzedaży na cele szkoły jakieś pączkowo-faworkowe słodkości albo dać dzieciom po parę złotych na zakup ich. Chłopcy postanowili wziąć parę złotych na zakup owych słodyczy, bo wiedzą, jak mama nie przepada za wszelkiego rodzaju wypiekami, które musi sama zrobić. Tym bardziej chciałam mile zaskoczyć moich facetów i w sam czwartek trochę tych pączków sama zrobić specjalnie dla mojej rodzinki!
Wczoraj, czyli w środę ok 17.00 mój pierworodny spytał się czy będę robiła jednak pączki dziś? Odpowiedziałam, że owszem chciałam, ale jutro dopiero. Na co ten młody osobnik wykrzyknął: NO ALE JAK JUTRO DOPIERO! PRZECIEŻ JUTRO TO JA MAM PĄCZKI DO SZKOŁY PRZYNIEŚĆ!!! !!!!!!! !!!!!!!!!!!! No nie powiem, trochę mnie przytkało! Po chwili wyjaśnił łaskawie mamusi, że przyszły do jego klasy dziewczyny ze starszej klasy i pytały się, kogo mama by upichciła jakieś pączki - faworki do sprzedaży?! No i on się zgłosił!!!! Kumacie to???????? No ale żebym na wyrodną matkę nie wyszła, a syn na niesłownego chłopca, to musiałam wziąć się szybciej za owe kaloryczności.
Ciasto dosyć szybko rozrobiłam, potem rosło, potem kuleczki porobiłam i rosły, nawet pokusiłam się i kilka z dżemem swoim zrobiłam. No i potem rach ciach do garka ze smalczykiem roztopionym trafiały! Ale chcąc aby w środku były dobre, trochę za długo trzymałam je w tłuszczu. I ciemne mocno wyszły! Niby synkowie mnie chwalili, że są pyszne - fakt mi też smakowały! Ale bałam się dać ich do szkoły dla innych dzieci. Po 23.00, kiedy dwóch starszych synów spało, ja z najmłodszym - bo ten nie spał, przeszukałam zeszyt z przepisami, znalazłam przepis na chruściki - miałam wszystko do ich przygotowania, poza śmietaną. Ale miałam mleko :) Dobra jestem, co ?! Hi, hi :) Ciasto rozrobiłam, rozwałkowałam, powycinałam, rach ciach i faworki w tłuszczu lądowały! No te wyszły mi ładne, złociste, ale trochę twarde. Znów mała załamka! Ale już rano powiedziałam synowi, że jak komuś nie będą smakowały, to trudno, że ma je do domku przynieść. Dzieć wrócił ze szkoły bez chruścików! Wszystkie zostały sprzedane i nikt nic nie mówił, że są za twarde! Ale pączków do szkoły mu nie dałam, sami je zjemy - zresztą już mało zostało :)
Śmiałam się, że teraz jak zachce mi się czegoś słodkiego do kawy, to będę trenowała pączki i chruściki. To do przyszłego roku będę miała tak je opanowane, że bez obawy będę mogła je przygotować dla innych dzieci do szkoły :)
Jednak plany musiałam zmienić. Dlaczego? Bo zostałam wrobiona przez pierworodnego!
Ale od początku :) W poniedziałek synowie przynieśli na kartce ze szkoły informacje, że na tłusty czwartek rodzice dzieci mają przygotować do sprzedaży na cele szkoły jakieś pączkowo-faworkowe słodkości albo dać dzieciom po parę złotych na zakup ich. Chłopcy postanowili wziąć parę złotych na zakup owych słodyczy, bo wiedzą, jak mama nie przepada za wszelkiego rodzaju wypiekami, które musi sama zrobić. Tym bardziej chciałam mile zaskoczyć moich facetów i w sam czwartek trochę tych pączków sama zrobić specjalnie dla mojej rodzinki!
Wczoraj, czyli w środę ok 17.00 mój pierworodny spytał się czy będę robiła jednak pączki dziś? Odpowiedziałam, że owszem chciałam, ale jutro dopiero. Na co ten młody osobnik wykrzyknął: NO ALE JAK JUTRO DOPIERO! PRZECIEŻ JUTRO TO JA MAM PĄCZKI DO SZKOŁY PRZYNIEŚĆ!!! !!!!!!! !!!!!!!!!!!! No nie powiem, trochę mnie przytkało! Po chwili wyjaśnił łaskawie mamusi, że przyszły do jego klasy dziewczyny ze starszej klasy i pytały się, kogo mama by upichciła jakieś pączki - faworki do sprzedaży?! No i on się zgłosił!!!! Kumacie to???????? No ale żebym na wyrodną matkę nie wyszła, a syn na niesłownego chłopca, to musiałam wziąć się szybciej za owe kaloryczności.
Ciasto dosyć szybko rozrobiłam, potem rosło, potem kuleczki porobiłam i rosły, nawet pokusiłam się i kilka z dżemem swoim zrobiłam. No i potem rach ciach do garka ze smalczykiem roztopionym trafiały! Ale chcąc aby w środku były dobre, trochę za długo trzymałam je w tłuszczu. I ciemne mocno wyszły! Niby synkowie mnie chwalili, że są pyszne - fakt mi też smakowały! Ale bałam się dać ich do szkoły dla innych dzieci. Po 23.00, kiedy dwóch starszych synów spało, ja z najmłodszym - bo ten nie spał, przeszukałam zeszyt z przepisami, znalazłam przepis na chruściki - miałam wszystko do ich przygotowania, poza śmietaną. Ale miałam mleko :) Dobra jestem, co ?! Hi, hi :) Ciasto rozrobiłam, rozwałkowałam, powycinałam, rach ciach i faworki w tłuszczu lądowały! No te wyszły mi ładne, złociste, ale trochę twarde. Znów mała załamka! Ale już rano powiedziałam synowi, że jak komuś nie będą smakowały, to trudno, że ma je do domku przynieść. Dzieć wrócił ze szkoły bez chruścików! Wszystkie zostały sprzedane i nikt nic nie mówił, że są za twarde! Ale pączków do szkoły mu nie dałam, sami je zjemy - zresztą już mało zostało :)
Śmiałam się, że teraz jak zachce mi się czegoś słodkiego do kawy, to będę trenowała pączki i chruściki. To do przyszłego roku będę miała tak je opanowane, że bez obawy będę mogła je przygotować dla innych dzieci do szkoły :)
To cię załatwił koncertowo :)
OdpowiedzUsuńSuper wybrnęłaś!!
Ps.
Faworki są najlepsze na drugi dzień po pieczeniu, tka mi zawsze matula tłumaczyła :)
Wiesz, smażone były po północy, więc w dniu dzisiejszym - zjedzone też dzisiaj - nie dowiem się czy jutro były by lepsze, ale wierzę na słowo.
UsuńNie ma to jak interesy robione za plecami mamusi :). Dzisiaj też sama posmażyłam chrustu, z pączkami postanowiłam jednak nie ryzykować i poszłam po nie do "Biedronki". Niestety, nie mam nikogo, kto by je zjadł w razie kulinarnej porażki :). Mleko jako zamiennik śmietany? Hmmm... ciekawe.
OdpowiedzUsuńP.S. Trafiłam tutaj przez przypadek, ale wydaje mi się, że będę częściej tu wpadała.
Miło mi i zapraszam częściej :) Co do mojej inwencji, no cóż, przed północą lepszych pomysłów nie miałam, a synka zawieść też nie chciałam ;) Najważniejsze, że wszyscy zadowoleni - a następnym razem postaram się trzymać przepisu - ściśle trzymać przepisu :)
UsuńJa pączki w tamtym roku robiłam wyszły boskie, a faworki to najlepsze robiła moja babcia:)
OdpowiedzUsuńI ja dojdę do wprawy, hi, hi :)
Usuń