Przejdź do głównej zawartości

Pan Kukiełka:)

     Na poniedziałek mój pierworodny miał do szkoły przynieść drewnianą łyżkę, jakieś szmatki, sznurek, plastelinę, włóczkę. No niby nic nadzwyczajnego, ale drewnianej łyżki u mnie brak - za to mam bambusową, a to w sumie też drewno. Miałam też kłopot z włóczką. Dlaczego? Bo nic z włóczki nie robię, a jak była potrzeba, to brałam od mojej mamy. Ona ma resztki z lat, jak to kiedyś często skarpety na drutach robiła, a teraz te resztki gdzieś na strychu leżą. Muszę sobie wbić do głowy, aby będąc u moich rodziców trochę tych resztek włóczki zabrać, bo widzę, że przynajmniej raz w tygodniu robią coś z włóczką w szkole. A że teraz mam dalej do rodziców, to specjalnie po samą włóczkę do babci nie pojadę. Miałam na szczęście nici kolorowe do wyszywania i to właśnie synkowi dałam. Z resztą kłopotu nie było i synek z przygotowanymi rzeczami poszedł do szkoły robić kukiełkę z łyżki - w naszym przypadku - bambusowej. 
     Przyznam się szczerze i bez bicia, że tej łyżki często używałam w kuchni. Była mi bardzo przydatna. Ale czego to się dla dziecka nie robi. Dałam synkowi moją ulubioną i jedyną taką łyżkę. Ale po cichu sobie myślałam, że zrobi tą kukiełkę, a później przyniesie do domku, to odzyskam łyżkę. I to był mój błąd! Wrócił wczoraj synio ze szkoły i oświadczył, że gotowe kukiełki z łyżek zostają w szkole!!! On akurat wczoraj swoją przyniósł do domku - śmiałam się, że tylko po to, bo matula z łyżką się pożegnała:) Ale on ją przyniósł, bo nie zdążył jej zrobić na lekcjach i miał dokończyć w domku, a potem przynieść do szkoły.  ... Och. No cóż. Głowa do góry, pierś do przodu i pozytywne myślenie - że muszę kupić sobie nową łyżkę bambusową:) A co tam! 
     Wracając do kukiełki, to synek przygotował pana kukiełkę, ale nie zdążył zrobić mu peleryny. Poprosił mamę o pomoc. Coś tam wspólnymi siłami wymyśliliśmy i zaczęliśmy działać:)

     Jak widać, przygotowaliśmy kawałek sztywnego papieru, akurat w kolorze bordo, a na to wycięłam kawałek materiału świecącego, taki się spodobał synowi i Vikolem przykleiłam do kartki papieru. Jak już klej wysechł, to pelerynę założyliśmy panu kukiełce, choć trochę spadała. To z tyłu jeszcze przykleiłam Vikolem pelerynę do łyżki i trzymała się w końcu.

      Najważniejsze, że synkowi się wszystko podobało, przecież on nadzorował pracę i pomagał mi z tą peleryną, pokazywał, gdzie wyciąć dziurki na ręce - ręce to te czarne sznurki;) Ale powiem szczerze, że miałam ubaw z tą kukiełką. Aż miło było porobić coś takiego z synkiem. Patryk chciał pomagać, ale tym razem tylko się przyglądał. A jak pan kukiełka był już gotowy, to chłopcy powiedzieli, że mogę kupić zwykłe drewniane łyżki i sobie takie kukiełki w domku zrobimy do zabawy. Czyli zadowoleni z wspólnej zabawo-pracy:) A Wy robiliście takie kukiełki z dziećmi? Może ktoś podpowie coś ciekawego w tym temacie?






Komentarze

  1. Pamiętam jak sama kiedyś takie kukiełki robiłam :) U mnie włóczek pod dostatkiem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No to łyżka mamusi dała pomoc dla pierworodnego :D
    Kochana dzięki za wskazanie ! - Nie opublikuję komenta - bo mi się potem pomiesza wszystko z osobami zgłoszonymi - ale BÓG CI ZAPŁAĆ!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś szczęśliwie łyżka wróciła do mnie;) HUUURA:) Choć jeszcze jest kukiełka to syn pozwolił rozebrać łyżkę do rosołu i odzyskam ją, ale po weekendzie;) Zebra nie ma za co:) Ale nie myśl, że umyślnie to wytknęłam, po prostu rzuciło mi się w oczy:) Pozdrawiam:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zapomnieć wyjąć kartę z bankomatu!

     Wiecie, jeszcze o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Jak można korzystać z bankomatu i odejść od niego nie zabierając swojej karty???????????? Nie rozumiem tego i oby mi się to nigdy nie przytrafiło!      Wczoraj będąc z mężem na zakupach w mieście, musiałam podejść do tejże ściany płaczu, aby wybrać trochę gotówki. No niestety na bazarkach jeszcze kartą płacić się nie da, więc trzeba mieć gotówkę w portfelu. Przed nami podeszła inna para małżonków do bankomatu ( oboje wyglądali na ok 40 lat). Stali razem przy tym bankomacie, razem zaglądali w monitor bankomatu, ja z moim mężem staliśmy z boku i rozmawialiśmy sobie. W pewnym momencie usłyszałam, jak tamta kobieta mówi do męża, że jej się tutaj coś nie zgadza, bo na koncie mają za dużo kasy! No i że lepiej nie wypłacać żadnej kasy tutaj i że ona chce to wyjaśnić w banku. Odeszli od ściany płaczu.        Wtedy ja podeszłam do bankomatu i stoję i lampię się na monitor, który wyświetla info o stanie konta ( tamtej pary) i zapytuje

Zamek z kartonu. Projekt na historię klasa 5.

     Zrobić zamek? Hmmm.... No dobra. Ale z czego i jak się za to zabrać? Ja osobiście nie miałam ani pomysłu, ani weny do takiej pracy. Ale w końcu to nie ja miałam wziąć się za ten projekt. ;) Tylko mój najstarszy syn. Uczeń 5 klasy Szkoły Podstawowej ;)       Wiem, wiem, rok szkolny się kończy, zaraz są wakacje, a ja tu o szkole piszę. No ale muszę się pochwalić :) Najpierw synek wpadł na pomysł, aby zamek wykonać ze sklejki. Nawet fajnie, bo i bardziej wytrzymały by był i fajniej by się prezentował. Tylko skąd wziąć sklejki tyle do tego zamku? I drugie pytanie - jak w tej sklejce będziemy wycinać szczegóły, np. mury wieży, okna, drzwi itp.??? Tato powiedział, że prościej będzie z kartonu. Syn nie bardzo chciał robić zamek z kartonu. Ale ostatecznie na ten tatowy pomysł przystał. Z kartonami nie ma problemu, bo przecież w sklepach ich mnóstwo!      Do wykonania tego zamku potrzebowali: 2 kartonów, farby plakatowe w kolorach brąz, czerń i czerwień, różne pędzelki,  duuuużo

Nalewka z brusznicy - czyli z naszej borówki czerwonej.

       W tym roku pierwszy raz byłam z moimi dziećmi i mężem na borówkach w lesie. Ja jako dziecko też chodziłam na borówki, ale raczej ot tak, dla siebie, żeby zjeść je. Jako że lubię robić dżemy dla mojej rodzinki, a także od jakiegoś czasu zbieram przepisy i próbuję zrobić nalewki z różnych owoców, to też mężowski pomysł był taki, abym w tym roku spróbowała zrobić właśnie nalewkę z brusznicy! Byliśmy całą rodziną w lesie - jeszcze w wakacje oczywiście. Mężu wcześniej wyczaił super miejsce, gdzie zbieraliśmy, zbieraliśmy i zbieraliśmy te borówki.        Jak widać mieliśmy jednego dnia trochę tych borówek. Z większości zrobiłam dżemik dla dzieci, ale też zostawiłam trochę na nalewkę. I teraz napiszę właśnie o niej.  NALEWKA NA CZERWONYCH BORÓWKACH Kilogram umytych i oczyszczonych czerwonych owoców borówki lekko pognieść, włożyć do słoja, zalać litrem spirytusu, zamieszać, szczelnie zamknąć i trzymać w miejscu nasłonecznionym tak długo, aż borówki stracą czerwony kolo